Pete Burns i Boy George. Kongenialność czy konkurencja?
1. Natalia Julia Nowak
Pete Burns i Boy George.
Kongenialność czy konkurencja?
W poprzednim artykule
Mój ostatni artykuł, zatytułowany “Wielkousty Michael Jackson z Port Sunlight”, był
prezentacją brytyjskiego zespołu Dead or Alive i jego wokalisty Petera Jozzeppiego Burnsa.
Opisałam w nim zarówno twórczość formacji DOA, jak i smutny życiorys jej
androgynicznego frontmana. Zwróciłam uwagę na to, że ekstrawagancki i nieco narcystyczny
Burns padł ofiarą nieudanej operacji plastycznej. Podczas zabiegu powiększenia ust Pete
zaraził się gronkowcem, co nie tylko doprowadziło do jego trwałego oszpecenia, ale również
do zrujnowania zdrowia, poważnego załamania nerwowego i utraty znacznej części majątku.
Stan Burnsa był tak ciężki, że groziła mu amputacja warg lub nawet śmierć. Życie artysty
zostało ostatecznie uratowane, ale jego urody nie udało się ocalić. Zdeformowany Pete stał się
wkrótce pośmiewiskiem opinii publicznej, a jego kariera wokalna legła w gruzach.
Wyścig szczurów?
Po publikacji “Wielkoustego…” zaczęłam się zastanawiać, co doprowadziło do tego, że
popularny w latach osiemdziesiątych piosenkarz doświadczył takiego dramatu. Jak to się
stało, że zaczął on tak bardzo eksperymentować ze swoją aparycją? Doszłam do wniosku, że
do nieszczęścia Burnsa doprowadziło wiele czynników, a jednym z nich mogła być
rywalizacja z innym androgynicznym ekscentrykiem - Boyem Georgem, wokalistą grupy
Culture Club. O co chodzi i dlaczego jest to tak istotne? Otóż w sercu frontmana Dead or
Alive mogła się zrodzić chorobliwa i tragiczna w skutkach zazdrość. Pete (ur. 5 sierpnia 1959
r.) jest odrobinę starszy od Boya (ur. 14 czerwca 1961 r.) i wcześniej od niego zajął się
działalnością artystyczną. Burns już w latach siedemdziesiątych śpiewał w zespołach
muzycznych i zdumiewał publiczność niecodziennym wyglądem, łączącym elementy męskie
z żeńskimi.
Frustracja i zawiść
Tak się jednak złożyło, że to George jako pierwszy stał się osobą powszechnie znaną
i podziwianą. Jego kapela, Culture Club, zaczęła święcić tryumfy w 1982 roku. Wydany
wówczas singiel “Do You Really Want To Hurt Me” zachwycił nie tylko Brytyjczyków, ale
2. również mieszkańców innych państw. Do zespołu DOA szczęście uśmiechnęło się dopiero
w roku 1984, a więc po wydaniu singla “You Spin Me Round (Like a Record)”. Kiedy
szerokie masy ludzkie poznawały Burnsa, młodszy i mniej doświadczony Boy był już
megagwiazdą od dwóch lat. Teoretycznie, powinno być odwrotnie. Pete zapewne nie był
zadowolony z takiej kolejności wydarzeń. Tym bardziej, że wierzył, iż George (chodząca
mieszanka męskości i kobiecości) wzorował się na jego awangardowym wizerunku. Burns
mógł się czuć odzierany z należnego mu splendoru, a także zmuszony do walki o hegemonię
w świecie androgynicznych piosenkarzy. Możliwe, że to właśnie frustracja i zawiść
względem innego artysty skłoniły go do radykalnych metamorfoz, których konsekwencje, jak
już wiemy, okazały się opłakane.
Od Lemingów do Kultury
Skoro dotarliśmy do tematu Culture Club, powinniśmy bardzo dokładnie przyjrzeć się tej
formacji i zwrócić uwagę na jej wokalistę. Zostawmy na razie problem wzajemnych relacji
między Petem a Boyem. Wrócimy do nich później, gdy już porozmawiamy o CC i BG. Grupa
Culture Club powstała w Wielkiej Brytanii, a za oficjalny początek jej funkcjonowania uznaje
się rok 1981. Kapela, będąc jeszcze w powijakach, wielokrotnie zmieniała nazwę. Zaczęła
swoją działalność jako In Praise Of Lemmings (W Chwale Lemingów), aż w końcu
postanowiła, że będzie się nazywać Culture Club (Klub Kultura). W 1982 roku zespół zdobył
międzynarodowy rozgłos, którego przejawem była ogromna liczba sprzedanych egzemplarzy
płyty “Kissing To Be Clever”. Jeszcze większy sukces odniósł drugi krążek formacji, “Colour
By Numbers”, z którego pochodzi popularna do dziś piosenka “Karma Chameleon”.
Wybryki zuchwałej gwiazdy
W roku 1986 grupa przerwała swoją karierę, ale wróciła na scenę w latach
dziewięćdziesiątych. Później, czyli już w XXI wieku, kapela rozmaicie przypominała
publiczności o swoim istnieniu, np. wydając składanki największych hitów. Charyzmatyczny
frontman zespołu, Boy George (właśc. George Alan O'Dowd), rozpoczął w 1987 roku karierę
solową. Wydał wiele płyt, nawiązał współpracę z licznymi artystami, a także odkrył w sobie
talent do pracy jako didżej. Sława i dostatek nie do końca wyszły mu na dobre. W połowie lat
osiemdziesiątych piosenkarz zaczął zażywać narkotyki, co stało się jego nałogiem
i początkiem licznych problemów z prawem. Największy wybryk wokalisty, polegający na
uwięzieniu i pobiciu Auduna Carlsena (mężczyzny świadczącego tzw. usługi seksualne), miał
miejsce w latach dwutysięcznych. Incydent nie uszedł celebrycie na sucho. Londyński sąd
uznał Boya za winnego i skazał go na piętnaście miesięcy pozbawienia wolności. Piosenkarz
spędził w więzieniu cztery miesiące, a później musiał przez pewien czas przebywać
w areszcie domowym.
3. Lekko, łatwo i przyjemnie
Muzykę formacji Culture Club można określić jako spokojną, łagodną i miłą dla ucha. Jej
brzmienie jest zazwyczaj pogodne, chociaż czasem da się w nim wyczuć nutkę melancholii.
Jeśli wsłuchamy się w utwory opisywanej grupy, uświadomimy sobie, że zawierają one
elementy soulu i reggae. Grupa CC ma na koncie wiele kawałków umiarkowanie radosnych
i względnie sentymentalnych. Piosenki Culture Club nie są nudne, ale mogą być zbyt
monotonne dla osób rozmiłowanych w muzyce twardej, dynamicznej lub agresywnej. Tego,
co oferuje nam CC, zdecydowanie nie da się zaliczyć do brzmień mocnego uderzenia. Jest to
bowiem twórczość lekka, łatwa i przyjemna. Nawet utwory, które nawiązują do soft rocka,
nie są ciężkie, ostre ani drapieżne. Boy George dysponuje głosem adekwatnym do muzyki,
a więc ciepłym, miękkim i aksamitnym. Takie warunki wokalne doskonale korespondują
z jego wizerunkiem słodkiego, uroczego, dziewczęcego homoseksualisty. Kawałki Culture
Club są idealne do emisji w radiu i w miejscach publicznych. Pewnie dlatego zdobyły tak
wielką popularność w Zjednoczonym Królestwie i poza jego granicami.
Etnoszaleństwo czy multikulturalizm?
Pisząc o twórczości CC, nie można zapominać o teledyskach, które stanowią jeden z atutów
tej utalentowanej kapeli. O video clipach omawianego zespołu można powiedzieć bardzo
dużo, choćby to, że są one intrygujące i świetnie zrealizowane. Człowiekowi, oglądającemu te
filmiki, może rzucić się w oczy ich niezwykła barwność i efektowność. Głównym
wyróżnikiem tych teledysków jest bogactwo motywów zaczerpniętych z różnych zakątków
świata. Wyjaśniają one, dlaczego formacja nosi nazwę Culture Club. W video clipach
prezentowanej grupy pojawiają się stroje z minionych epok, fragmenty filmów z udziałem
dawnych gwiazd, a także niezliczone elementy orientalne (hinduskie, żydowskie, chińskie,
japońskie i inne). Teledyski CC mogą zaskakiwać, a czasem nawet zachwycać odbiorców.
Widać w nich zafascynowanie innymi kulturami i odwagę w łączeniu zróżnicowanych
komponentów. Na pewno znalazłby się jednak ktoś, kto byłby tą twórczością zniesmaczony
lub zażenowany. Taki ktoś mógłby powiedzieć, że filmiki Culture Club są optymistyczną,
jednostronną i pozbawioną głębszej refleksji reklamą wielokulturowości.
Rozkoszny lolitek
Oglądając video clipy brytyjskiej kapeli, nie da się również nie zwrócić uwagi na jej
ekscentrycznego, ale urzekająco sympatycznego wokalistę. Młody, dwudziestokilkuletni Boy
George jawi się w nich jako istota miła, przyjazna i pełna androgynicznego (ni to
chłopięcego, ni to dziewczęcego) uroku. Artysta ma delikatną urodę, niewinny wyraz twarzy,
nosi make-up i wyjątkowo ekstrawaganckie ubrania. Czasem jest kolorowy jak papuga i po
prostu cudaczny. Co ciekawe, te dziwne stroje i charakteryzacje bardzo dobrze się na nim
prezentują. Właściwie, trudno wyobrazić go sobie bez makijażu i w normalnej odzieży.
Widziałam zdjęcia, na których uwieczniono naturalnego Boya, i doszłam do wniosku, że jest
4. on sam do siebie niepodobny. To naprawdę zdumiewające. Drugą rzeczą, która może
szokować, jest kontrast między subtelnym, rozbrajającym lolitkiem z video clipów
a dojrzałym, brutalnym narkomanem skazanym na piętnaście miesięcy więzienia za
nieludzkie potraktowanie Auduna Carlsena. Zauważmy jednak, że przed laty Pete Burns także
starał się być wdzięcznym nimfetkiem, a w późniejszych dekadach był aresztowany za bójki
ze swoim partnerem życiowym. Cóż, nie należy oceniać książki po okładce!
Przykładowe teledyski (cz. 1)
Przypatrzmy się teraz kilku wybranym filmikom zespołu CC. Akcja teledysku, nakręconego
do piosenki “Do You Really Want To Hurt Me”, rozgrywa się w roku 1936. Główny bohater,
w rolę którego wciela się Boy George, zostaje osadzony w więzieniu za wygląd i zachowanie
niezgodne z ówczesnymi normami obyczajowymi. Przesłanie video clipu jest proste: jeszcze
kilkadziesiąt lat temu nie było w społeczeństwie miejsca dla osób takich jak on. Filmik
wydaje się pytać, czy w 1982 roku coś zmieniło się na lepsze. W teledysku “Karma
Chameleon” widzimy dziewiętnastowieczne Stany Zjednoczone, a dokładniej: ludzi
spędzających czas nad rzeką Missisipi. Wśród bawiących się osób są przedstawiciele różnych
ras, co może skłaniać do refleksji, gdyż w tamtych czasach rasizm był w Ameryce bardzo
silny. Filmik “The Medal Song” stanowi poruszającą biografię Frances Farmer - aktorki z lat
trzydziestych i czterdziestych, która na pewnym etapie życia trafiła do szpitala
psychiatrycznego i była tam traktowana w sposób poniżający.
Przykładowe teledyski (cz. 2)
“The War Song” to manifest antywojenny, ukazujący samą ideę wojny jako żałosną
i groteskową. Teledysk “Miss Me Blind” jest istnym hołdem złożonym kulturze Dalekiego
Wschodu. “It's a Miracle” zawiera symbole Japonii i Wielkiej Brytanii oraz jawne nawiązania
do ruchu gender bender. “Love Is Love” opowiada historię inteligentnego komputera, który
został gwiazdą estrady, a potem znalazł się w trudnej sytuacji “życiowej”. W “God Thank
You Woman” pojawiają się (wklejone na zasadzie montażu) postacie znanych aktorek, takich
jak Brigitte Bardot, Claudia Cardinale czy Sophia Loren. Oczywiście, nie są to wszystkie
video clipy formacji Culture Club. Jak nietrudno zauważyć, twórczość przedstawianej grupy
jest w dużej mierze zaangażowana społecznie. Z dzieł kapeli wyłania się bardzo konkretny
światopogląd: liberalny, pacyfistyczny, antyrasistowski, równościowy i poprawny politycznie.
Dla jednych widzów będzie to rzecz pozytywna, dla innych - zdecydowanie negatywna.
Walka o honor i prestiż
Wróćmy jednak do zagadnienia poruszonego na początku artykułu, czyli do wzajemnych
relacji między Petem Burnsem a Boyem Georgem. Jak już napisałam, wokalista zespołu Dead
or Alive miał żal do wokalisty Culture Club, ponieważ wierzył, że ten osiągnął sukces,
5. wzorując się na jego niespotykanym wizerunku. Oczywiście, Burns to nie jest żaden autorytet
(no, chyba, że w dziedzinie nieudanych operacji plastycznych. Tę problematykę zgłębił tak
dokładnie, że mógłby otrzymać tytuł profesora zwyczajnego). To, że coś mu się wydawało,
nie musi oznaczać, iż było tak w rzeczywistości. Chociaż od wybuchu konfliktu na linii Pete-
George minęło już wiele lat, obserwatorzy sceny muzycznej nadal spierają się o to, który
z piosenkarzy był oryginalny, a który inspirował się dokonaniami drugiego. Za tą dyskusją
kryje się walka o honor i prestiż. O to, którego z artystów należy postawić na świeczniku,
a którego zdegradować jako skromnego ucznia i naśladowcę. Oba obozy, czyli fani Burnsa
i Boya, przytaczają ciekawe argumenty na potwierdzenie swoich racji. Moim zdaniem, cała ta
awantura nie ma sensu, albowiem Pete i George są kongenialni. Co przez to rozumiem?
Znak równości
Według internetowego wydania “Słownika języka polskiego PWN”, wyraz “kongenialny”
posiada dwa znaczenia. Kongenialny to taki, który “dorównuje geniuszem oryginałowi” lub
“dorównuje komuś talentem“. Wirtualna edycja “Słownika wyrazów obcych i zwrotów
obcojęzycznych Władysława Kopalińskiego” podaje, że kongenialny to “równy pod każdym
względem oryginałowi” albo “pokrewny geniuszem, talentem, umysłem innemu”. Spróbujmy
zastosować pierwsze znaczenie tego terminu. Stwierdzenie “Boy jest kongenialny względem
Burnsa” albo “Burns jest kongenialny względem Boya” byłoby postawieniem znaku równości
między wymienionymi piosenkarzami. Bez względu na to, który z nich przetarł szlak, a który
tym szlakiem podążył. Zastosujmy też drugie znaczenie słowa “kongenialny“. Jeśli powiemy,
że “Pete i George są kongenialni”, będzie to oznaczało, iż obaj są tak samo zdolni i godni
uznania.
Shut up and enjoy the music!
Stawiam tezę, że w przypadku wokalistów DOA i CC mamy do czynienia z kongenialnością.
Nie obchodzi mnie, czy jest to kongenialność w znaczeniu pierwszym, czy drugim. Mówiąc,
że Burns i Boy są kongenialni, oznajmiam, że uważam ich za jednakowo utalentowanych
i interesujących. Nie mogę powiedzieć, że któryś z artystów jest lepszy od drugiego. Obydwaj
są bowiem znakomici (każdy na swój sposób). Irytują mnie sprzeczki, do których dochodzi
między słuchaczami Dead or Alive i Culture Club. Tym bardziej, że prezentowani
piosenkarze - po wieloletnich niesnaskach - zawarli ze sobą rozejm. Wystąpili nawet
w jednej, długiej audycji radiowej. Zatem… ludzie, dajcie sobie spokój z tymi niemądrymi
dysputami, które przypominają rozprawy o wyższości lodów śmietankowych nad
czekoladowymi! Jak głosi internetowe powiedzonko: “Shut up and enjoy the music!”
(“Zamknijcie się i cieszcie się muzyką!”).
Natalia Julia Nowak,
11-17 grudnia 2012 r.