Adrian Mole. Sekretny dziennik lat 13 i 3 4 - Sue Townsend ebook
1.
2. Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym e-booksweb.pl - Audiobooki, ksiązki audio,
e-booki .
7. Dla Colina,
a tak¿e dla Seana, Dana, Vicki oraz Elizabeth
z mi³oœci¹ i wdziêcznoœci¹
Pawe³ek szed³ ze œciœniêtym sercem. (…) Mimo to pro-
wadzi³ z matk¹ w czasie drogi zwyk³¹ pogawêdkê. Za nic
na œwiecie nie przyzna³by siê jej, jak g³êboko cierpi w takich
chwilach, ona zaœ domyœla³a siê tego tylko czêœciowo.
D.H. Lawrence, Synowie i kochankowie,
przek³ad Zofii Sroczyñskiej
11. czwartek 1 stycznia, œwiêto pañstwowe w Anglii, Irlandii,
Szkocji i Walii
Oto moje postanowienia noworoczne:
1. Bêdê przeprowadza³ œlepców przez ulicê.
2. Bêdê wiesza³ spodnie.
3. Bêdê wk³ada³ p³yty do ok³adek.
4. Nie zacznê paliæ.
5. Przestanê wyciskaæ pryszcze.
6. Bêdê dobry dla psa.
7. Bêdê pomaga³ ubogim i niedouczonym.
8. Po wys³uchaniu odra¿aj¹cych odg³osów, które wczo-
raj wieczorem dobieg³y mnie z do³u, przysiêgam tak¿e, ¿e
nigdy nie wezmê do ust alkoholu.
Na wczorajszym przyjêciu ojciec upi³ psa wiœniówk¹.
Bêdzie mia³ za swoje, je¿eli Królewskie Towarzystwo
Opieki nad Zwierzêtami siê o tym dowie. Od Bo¿ego
Narodzenia minê³o ju¿ osiem dni, a matka ani razu nie
w³o¿y³a fartucha z zielonego lureksu, który podarowa³em
jej na Gwiazdkê! W przysz³ym roku dostanie szyszki do
k¹pieli!
Ale¿ mam pecha! W pierwszy dzieñ Nowego Roku
zrobi³ mi siê pryszcz na brodzie!
9
12. pi¹tek 2 stycznia, œwiêto pañstwowe Szkocji, pe³nia
ksiê¿yca
Czujê siê dzisiaj fatalnie. Wszystko przez matkê, która
o drugiej w nocy zaczê³a œpiewaæ My Way, stoj¹c u szczytu
schodów. To po prostu pech mieæ tak¹ matkê. Ale jest na-
dzieja, ¿e moi rodzice oka¿¹ siê alkoholikami. W przysz³ym
roku móg³bym ju¿ byæ w domu dziecka.
Pies odegra³ siê na ojcu. Podskoczy³ i str¹ci³ jego model
¿aglowca, po czym wybieg³ do ogrodu, pl¹cz¹c siê w takie-
lunku. Ojciec powtarza³ w kó³ko:
– Trzy miesi¹ce pracy szlag trafi³.
Pryszcz na moim podbródku robi siê coraz wiêkszy.
To wina matki, która nie ma pojêcia o witaminach.
sobota 3 stycznia
Oszalejê z niewyspania! Ojciec zabroni³ psu wchodziæ
do domu, wiêc ten przez ca³¹ noc szczeka³ pod moim
oknem! Ale mam pecha! Ojciec krzycza³ i g³oœno prze-
klina³; jeœli nie bêdzie uwa¿a³, policja go zamknie za sianie
publicznego zgorszenia.
Ten pryszcz to chyba wrzód. Ale mam pecha, ¿e mi
wyskoczy³ w takim widocznym miejscu. Zwróci³em matce
uwagê, ¿e nie dosta³em dzisiaj witaminy C. Powiedzia³a:
– To idŸ i kup sobie pomarañczê.
Typowe.
Nadal nie nosi fartucha z lureksu.
Z radoœci¹ wrócê do szko³y.
niedziela 4 stycznia, druga po Bo¿ym Narodzeniu
Ojciec ma grypê. Wcale siê nie dziwiê, przy takiej
diecie! Matka wysz³a w deszcz, ¿eby kupiæ mu syrop z wita-
min¹ C, ale za póŸno, czego nie omieszka³em jej powie-
10
13. dzieæ. I tak cud, ¿e nie dostaliœmy szkorbutu. Matka twier-
dzi, ¿e nic nie widzi na moim podbródku, ale pewnie ma
poczucie winy z powodu naszej diety.
Pies uciek³ na ulicê, bo matka nie zamknê³a furtki.
Zepsu³em ramiê gramofonu stereo. Nikt jeszcze o tym nie
wie; przy odrobinie szczêœcia ojciec d³ugo bêdzie chory,
a poza mn¹ tylko on go u¿ywa. Fartucha wci¹¿ ani œladu.
poniedzia³ek 5 stycznia
Pies nie wróci³. Jakoœ spokojniej bez niego. Matka za-
dzwoni³a na policjê, ¿eby podaæ im opis, w którym pies
wypad³ jeszcze gorzej ni¿ w rzeczywistoœci, kud³y na
oczach i w ogóle. Moim zdaniem policja ma wa¿niejsze
sprawy na g³owie ni¿ szukanie psów, na przyk³ad ³apanie
morderców. Powiedzia³em to matce, ale i tak do nich za-
dzwoni³a. Bêdzie mia³a za swoje, jeœli zostanie zamor-
dowana z powodu psa.
Ojciec wci¹¿ wyleguje siê w ³ó¿ku. Podobno jest chory,
lecz zauwa¿y³em, ¿e nadal pali!
Dzisiaj wpad³ Nigel. Opali³ siê podczas ferii œwi¹-
tecznych. Uwa¿am, ¿e na pewno siê rozchoruje od tego
angielskiego zimna. Jego rodzice pope³nili b³¹d, zabieraj¹c
go za granicê.
Nigel nie ma ani jednego pryszcza.
wtorek 6 stycznia, œwiêto Objawienia Pañskiego
(Trzech Króli), nów
Pies ma niez³e k³opoty!
Zrzuci³ z roweru stra¿nika, sprawdzaj¹cego parkometry,
i pomiesza³ mu wszystkie mandaty. Z pewnoœci¹ teraz
wszyscy wyl¹dujemy w s¹dzie. Policjant pouczy³ nas, ¿e
musimy pilnowaæ psa, i zapyta³, od kiedy kuleje. Matka
11
14. odpar³a, ¿e wcale nie kuleje, po czym go obejrza³a. W lewej
przedniej ³apie uwiêz³a mu ma³a figurka pirata.
Pies, wyraŸnie zadowolony, ¿e matka usunê³a pirata,
skoczy³ na policjanta i pobrudzi³ mu mundur zab³oconymi
³apami. Matka przynios³a z kuchni œcierkê, w któr¹ przed-
tem wytar³em nó¿ po d¿emie truskawkowym, wiêc mundur
zacz¹³ wygl¹daæ jeszcze gorzej. W koñcu policjant poszed³
sobie. Jestem pewien, ¿e s³ysza³em, jak zakl¹³. Móg³bym
z³o¿yæ na niego doniesienie.
Sprawdzê w nowym s³owniku, co znaczy „Objawienie”.
œroda 7 stycznia
Dziœ rano przyjecha³ Nigel na nowym rowerze, wypo-
sa¿onym w bidon, licznik kilometrów, szybkoœciomierz,
¿ó³te siode³ko i bardzo cienkie ko³a wyœcigowe. Taki rower
marnuje siê u Nigela, który jeŸdzi tylko po zakupy i z po-
wrotem. Gdyby nale¿a³ do mnie, objecha³bym na nim ca³y
kraj i mia³ jakieœ prze¿ycia.
Mój pryszcz czy wrzód osi¹gn¹³ szczyt wzrostu. Chyba
nie mo¿e ju¿ byæ wiêkszy!
Znalaz³em w s³owniku wyraz, który opisuje mojego
ojca. To s y m u l a n t. Wci¹¿ le¿y w ³ó¿ku i opija siê
syropem z witamin¹ C.
Pies zosta³ zamkniêty w sk³adziku na wêgiel.
Objawienie ma coœ wspólnego z trzema królami. Wielkie
mi rzeczy!
czwartek 8 stycznia
Teraz matka ma grypê, co oznacza, ¿e muszê siê zajmo-
waæ obojgiem rodziców. Ale mam pecha!
Przez ca³y dzieñ biega³em tam i z powrotem po scho-
dach. Ugotowa³em dla nich porz¹dny obiad – dwa sadzone
12
15. jajka z fasol¹, a na deser kasza manna z puszki (dobrze,
¿e mia³em na sobie fartuch z zielonego lureksu, bo sadzone
jajka wymknê³y siê z patelni i rozmaza³y po mojej osobie).
Z trudem powstrzyma³em siê od uwag, widz¹c, ¿e rodzice
niczego nie tknêli. Przecie¿ nie s¹ a¿ tak chorzy! Zanios³em
wszystko psu do sk³adzika na wêgiel. Jutro przychodzi
babcia, wiêc musia³em wyszorowaæ przypalone garnki,
a potem zabraæ psa na spacer. Po³o¿y³em siê dopiero o wpó³
do dwunastej. Nic dziwnego, ¿e jestem niski jak na swój
wiek.
Postanowi³em, ¿e nie poœwiêcê siê medycynie zawo-
dowo.
pi¹tek 9 stycznia
Przez ca³¹ noc tylko kaszel, kaszel i kaszel. Jak nie jedno,
to drugie. Mogliby wykazaæ trochê zrozumienia, zwa¿yw-
szy, jaki ciê¿ki mia³em dzieñ.
Przysz³a babcia. Stan domu napawa j¹ obrzydzeniem.
Pokaza³em jej swój pokój, gdzie zawsze panuje ³ad i po-
rz¹dek. Da³a mi piêædziesi¹t pensów. Pokaza³em jej puste
butelki po alkoholu w koszu na œmieci. By³a zniesma-
czona.
Babcia wypuœci³a psa ze sk³adzika i oznajmi³a, ¿e zamy-
kaj¹c go, matka post¹pi³a okrutnie. Pies zwymiotowa³
na pod³ogê w kuchni, wiêc babcia znowu go zamknê³a.
Próbowa³a wycisn¹æ mój pryszcz na brodzie, co tylko
pogorszy³o jego stan. Powiedzia³em jej o zielonym fartu-
chu; wyzna³a mi, ¿e co roku daje matce na Gwiazdkê
nowy sweter ze stuprocentowego akrylu, a matka ani razu
¿ a d n e g o nie w³o¿y³a!
13
16. sobota 10 stycznia, rano
Teraz z kolei chory jest pies! Wci¹¿ wymiotuje, wiêc
musia³em wezwaæ weterynarza. Matka poprosi³a, ¿ebym
mu nie mówi³, ¿e pies przez dwa dni by³ zamkniêty w sk³a-
dziku na wêgiel.
Zaklei³em pryszcz plastrem, ¿eby nie dosta³y siê do
niego zarazki z psa.
Weterynarz zabra³ psa ze sob¹. Mówi, ¿e chyba ma
zaparcie i musi byæ natychmiast operowany.
Babcia pok³óci³a siê z matk¹ i posz³a do domu. Znalaz³a
wszystkie swoje gwiazdkowe swetry pociête w torbie
ze szmatami. Coœ obrzydliwego, a tylu ludzi g³oduje.
Nasz s¹siad pan Lucas przyszed³ odwiedziæ matkê i ojca,
którzy wci¹¿ le¿¹ w ³ó¿ku. Przyniós³ kartkê z ¿yczeniami
szybkiego powrotu do zdrowia oraz kwiaty dla matki.
Matka siedzia³a w poœcieli ubrana w koszulê, obna¿aj¹c¹
spory kawa³ek klatki piersiowej, i rozmawia³a z panem
Lucasem obleœnym g³osem. Ojciec udawa³, ¿e œpi.
Nigel przyniós³ swoje p³yty. Krêci go punk, choæ ja nie
rozumiem, jaki to ma sens, skoro w ogóle nie s³ychaæ s³ów.
A poza tym odnoszê wra¿enie, ¿e stajê siê intelektualist¹.
To pewnie od tych wszystkich zmartwieñ.
po po³udniu
Poszed³em zobaczyæ, jak siê czuje pies. Jest ju¿ po ope-
racji. Weterynarz pokaza³ mi plastikowy worek pe³en
ró¿nych obleœnych przedmiotów, wœród których dostrzeg-
³em kawa³ek wêgla, szyszkê z choinki oraz kilku piratów
z ojcowskiego ¿aglowca. Jeden z piratów wymachiwa³
szabl¹, co musia³o byæ dla psa bardzo bolesne. Teraz pies
wygl¹da znacznie lepiej. Pewnie za dwa dni wróci do nas,
niestety.
Kiedy dotar³em do domu, ojciec k³óci³ siê z babci¹ przez
telefon o puste butelki w koszu na œmieci.
14
17. Pan Lucas rozmawia³ z matk¹ na górze. Po jego wyjœciu
ojciec poszed³ do sypialni i zrobi³ matce awanturê. Roz-
p³aka³a siê. Ojciec jest w z³ym humorze, co oznacza, ¿e
lepiej siê czuje. Zaparzy³em matce herbatê, chocia¿ mnie
o to nie prosi³a, ale znowu siê rozp³aka³a. Niektórym
ludziom nie mo¿na dogodziæ!
Pryszcz wci¹¿ narywa.
niedziela 11 stycznia, pierwsza po Objawieniu Pañskim
Teraz wiem na pewno, ¿e jestem intelektualist¹. Wczoraj
w telewizji ogl¹da³em Malcolma Muggeridge’a i rozumia-
³em prawie ka¿dy wyraz. Wszystko siê zgadza – nieudane
¿ycie rodzinne, marna dieta, brak upodobania do muzyki
punk. Chyba siê zapiszê do biblioteki i zobaczê, co z tego
wyniknie.
Szkoda, ¿e w naszej okolicy nie mieszkaj¹ ¿adni intelek-
tualiœci. Pan Lucas co prawda nosi sztruksy, ale pracuje jako
agent ubezpieczeniowy. Ale mam pecha!
Pierwsza c o po Objawieniu Pañskim?
poniedzia³ek 12 stycznia
Pies wróci³. Ci¹gle li¿e sobie szwy, wiêc przy jedzeniu
siadam do niego ty³em.
Dziœ rano matka wsta³a z ³ó¿ka, ¿eby przygotowaæ psu
miejsce do spania, dopóki nie wyzdrowieje. Zrobi³a je z kar-
tonowego pud³a po proszkach do prania. Ojciec ostrzeg³ j¹,
¿e z tego powodu pies mo¿e zacz¹æ kichaæ, a jeœli popêkaj¹
mu szwy, weterynarz za powtórne szycie policzy nam
jeszcze wiêcej. Pok³ócili siê o ten karton, a potem ojciec
przyczepi³ siê do pana Lucasa. Chocia¿ nie mam pojêcia,
co wspólnego ma pan Lucas z psim legowiskiem. Tajemni-
cza sprawa.
15
18. wtorek 13 stycznia
Ojciec wróci³ do pracy. Dziêki Bogu! Nie mam pojêcia,
jak matka z nim wytrzymuje.
Pan Lucas przyszed³ dziœ rano, ¿eby siê dowiedzieæ, czy
matce nie potrzeba pomocy. To bardzo mi³e z jego strony.
Pani Lucas my³a od zewn¹trz okna ich domu. Drabina, na
której sta³a, nie wygl¹da³a na zbyt bezpieczn¹. Napisa³em
do Malcolma Muggeridge’a p/g BBC z zapytaniem, co
robiæ, kiedy siê jest intelektualist¹. Oczekujê, ¿e szybko mi
odpisze, bo pod tym wzglêdem zaczyna mi doskwieraæ
samotnoœæ. Napisa³em wiersz, co zajê³o mi dwie minuty;
nawet s³awnym poetom idzie to znacznie wolniej. Wiersz
nosi tytu³ Kran, lecz jest bardzo g³êboki – tak naprawdê nie
chodzi w nim o kran, tylko o ¿ycie i te rzeczy.
Kran, napisa³ Adrian Mole
Z kranu ci¹gle kapie, znowu spaæ nie mogê,
Do rana nam ca³kiem zaleje pod³ogê.
Nie mamy zmywarki, dywan siê zmarnuje,
Nie wiem, czy na nowy ojciec zapracuje.
Mo¿e siê wykoñczyæ przez tê iloœæ pracy,
Tato, kup zmywarkê, wtedy bêdzie cacy!
Pokaza³em go matce, ale zaczê³a siê œmiaæ. Nie jest zbyt
bystra. Jeszcze nie wypra³a mi spodenek na WF, a jutro
zaczyna siê szko³a. W niczym nie przypomina matek z tele-
wizji.
œroda 14 stycznia
Zapisa³em siê do biblioteki. Wypo¿yczy³em Jak dbaæ
o cerê, O powstawaniu gatunków oraz ksi¹¿kê tej baby,
o której matka bez przerwy glêdzi. Ksi¹¿ka nazywa siê
Duma i uprzedzenie, a napisa³a j¹ jakaœ Jane Austen.
16
19. Zauwa¿y³em, ¿e mój wybór zrobi³ wra¿enie na biblio-
tekarce; niewykluczone, ¿e te¿ jest intelektualistk¹, tak jak
ja. Nie zwróci³a uwagi na pryszcz, wiêc mo¿e siê zmniej-
szy³? Najwy¿szy czas!
Pan Lucas pi³ z matk¹ kawê w kuchni. W pomieszczeniu
by³o pe³no dymu. Zanosili siê œmiechem, ale urwali, kiedy
wszed³em.
W domu obok pani Lucas czyœci³a rynny. Odnios³em
wra¿enie, ¿e jest w z³ym humorze. Ma³¿eñstwo pañstwa
Lucasów chyba nie jest udane. Biedny pan Lucas!
¯aden z nauczycieli w szkole nie zauwa¿y³, ¿e sta³em
siê intelektualist¹. Po¿a³uj¹, kiedy bêdê s³awny. W klasie
pojawi³a siê nowa dziewczyna, siedzi ze mn¹ na geogra-
fii. Jest w porz¹dku. Na imiê ma Pandora, ale lubi, jak siê
na ni¹ mówi „Box”, nie pytajcie, dlaczego. Móg³bym siê
w niej zakochaæ. Pora, ¿ebym siê zakocha³, w koñcu mam
lat 13 i 3/4.
czwartek 15 stycznia
Pandora ma w³osy koloru melasy, d³ugie, takie jak po-
winny byæ w³osy dziewczyny. Ma te¿ niez³¹ figurê. Widzia-
³em, jak przy grze w siatkówkê podrygiwa³a jej klatka
piersiowa. Poczu³em siê dziwnie. To chyba jest to!
Psu usuniêto szwy. Ugryz³ weterynarza, ale s¹dzê, ¿e jest
do tego przyzwyczajony (to znaczy weterynarz; wiadomo,
¿e pies jest przyzwyczajony).
Ojciec odkry³, ¿e zepsu³o siê ramiê gramofonu. Sk³a-
ma³em – powiedzia³em, ¿e pies na nie naskoczy³. Ojciec
zapowiedzia³, ¿e odczeka, a¿ pies dojdzie do siebie po ope-
racji, a potem go skopie. Mam nadziejê, ¿e ¿artowa³.
Kiedy wróci³em ze szko³y, pan Lucas znowu siedzia³
w kuchni. Matka czuje siê lepiej, wiêc nie pojmujê, po co on
jeszcze przychodzi. Tajemnicza sprawa. Pani Lucas sadzi³a
17
20. drzewka po ciemku. Przeczyta³em kawa³ek Dumy i uprze-
dzenia; to bardzo staromodne, uwa¿am, ¿e Jane Austen
powinna napisaæ coœ nowoczeœniejszego.
Pies ma oczy tego samego koloru co Pandora. Dostrzeg-
³em to tylko dlatego, ¿e matka podciê³a mu kud³y. Wygl¹da
gorzej ni¿ kiedykolwiek. Matka i pan Lucas naœmiewali siê
z jego nowej fryzury, co nie jest zbyt mi³e, bo pies nie mo¿e
pozwoliæ sobie na reakcjê, podobnie jak rodzina królewska.
Idê wczeœniej do ³ó¿ka, ¿eby porozmyœlaæ o Pandorze
i poæwiczyæ rozci¹ganie pleców. Przez dwa tygodnie nic nie
uros³em. Zostanê kar³em, jak tak dalej pójdzie.
Je¿eli pryszcz siê utrzyma, to w sobotê poradzê siê leka-
rza. Nie mogê tak ¿yæ, wszyscy siê na mnie gapi¹.
pi¹tek 16 stycznia
Przyszed³ pan Lucas i zaproponowa³, ¿e zawiezie matkê
samochodem do sklepu. Podrzucili mnie do szko³y. Z przy-
jemnoœci¹ wysiad³em z samochodu, gdzie a¿ siê k³êbi³o
od chichotu i dymu tytoniowego. Po drodze widzieli-
œmy pani¹ Lucas, która nios³a wielkie torby z zakupami.
Matka jej pomacha³a, ale pani Lucas nie mia³a czym od-
machaæ.
Dziœ by³a geografia, wiêc znów przez ca³¹ lekcjê siedzia-
³em z Pandor¹, która co dzieñ wygl¹da ³adniej. Powie-
dzia³em, ¿e ma takie same oczy jak mój pies. Zapyta³a, jaki
to pies. Odpar³em, ¿e kundel.
Po¿yczy³em jej niebieski flamaster, ¿eby mog³a obry-
sowaæ kontur Wysp Brytyjskich.
S¹dzê, ¿e docenia moje ma³e uprzejmoœci.
Zacz¹³em dzisiaj czytaæ O powstawaniu gatunków, ale
ksi¹¿ka nie dorównuje serialowi telewizyjnemu. Za to
poradnik Jak dbaæ o cerê to strza³ w dziesi¹tkê! Otworzy-
³em go na stronach dotycz¹cych witamin. Mam nadziejê,
18
21. ¿e matka zrozumie aluzjê; ksi¹¿ka le¿y na kuchennym stole
obok popielniczki, wiêc musi j¹ zauwa¿yæ.
Zapisa³em siê do lekarza w sprawie pryszcza. Zrobi³ siê
fioletowy.
sobota 17 stycznia
Dziœ rano obudzono mnie bardzo wczeœnie. Pani Lucas
betonowa³a podwórko od frontu i nie mog³a wy³¹czyæ
betoniarki, ¿eby beton nie zastyg³, kiedy go rozprowadza³a.
Pan Lucas poda³ jej herbatê. To naprawdê dobry cz³owiek.
Nigel przyszed³, ¿eby zapytaæ, czy nie wybra³bym siê
do kina, ale oœwiadczy³em, ¿e nie mogê, bo idê do lekarza
w sprawie pryszcza. Powiedzia³, ¿e nie widzi ¿adnego
pryszcza, ale chyba przez uprzejmoϾ, bo dzisiaj pryszcz
jest bardzo rozleg³y.
Doktor Taylor to z pewnoœci¹ jeden z tych przepra-
cowanych lekarzy, o których tyle siê czyta w prasie. Wcale
nie zbada³ pryszcza, tylko powiedzia³, ¿ebym siê nie mar-
twi³, po czym zapyta³, czy u nas wszystko dobrze. Opowie-
dzia³em mu o fatalnych stosunkach w domu oraz o swojej
marnej diecie, ale odpar³, ¿e jestem doskonale od¿ywiony
i ¿e mog³oby byæ gorzej. To ma byæ s³u¿ba zdrowia?
Za³atwiê sobie pracê przy rozwo¿eniu gazet i pójdê
gdzieœ prywatnie.
niedziela 18 stycznia, druga po Objawieniu Pañskim,
w Oksfordzie zaczyna siê semestr wiosenny
Pani Lucas pok³óci³a siê z moj¹ matk¹ o psa, który jakoœ
wydosta³ siê z domu i zostawi³ œlady na jej œwie¿ym beto-
nie. Ojciec zaproponowa³, ¿e odda psa do uœpienia, ale mat-
ka zaczê³a p³akaæ, wiêc obieca³, ¿e tego nie zrobi. Awantu-
rze przys³uchiwali siê wszyscy s¹siedzi, którzy akurat myli
19
22. samochody na ulicy. Czasami naprawdê nienawidzê tego
psa!
Przypomnia³o mi siê, ¿e postanowi³em pomagaæ ubogim
i niedouczonym, wiêc zanios³em swoje roczniki pisemka
„Beano” niezamo¿nej rodzinie, mieszkaj¹cej na s¹siedniej
ulicy. Wiem, ¿e s¹ biedni, bo maj¹ tylko czarno-bia³y tele-
wizor. Drzwi otworzy³ mi jakiœ ch³opak, lecz gdy wyjaœ-
ni³em, po co przyszed³em, spojrza³ na roczniki, oznajmi³:
– Czyta³em to! – i zatrzasn¹³ mi drzwi przed nosem. Tak siê
koñczy pomaganie ubogim!
poniedzia³ek 19 stycznia
Przy³¹czy³em siê do szkolnej grupy o nazwie Mi³osierni
Samarytanie. Chodzimy po okolicy z pomoc¹ i w ogóle.
Dziêki temu w poniedzia³ki po po³udniu omija nas matma.
Dzisiaj rozdzielaliœmy zadania. Mnie skierowano do
sekcji emerytów, a Nigelowi dosta³o siê obleœne zajêcie
– musi opiekowaæ siê ma³ymi dzieæmi podczas zabaw.
Zemdli³o go jak kota.
Nie mogê siê doczekaæ nastêpnego poniedzia³ku. Dosta-
nê kasetê, ¿eby nagraæ opowieœci staruszków o wojnie
i temu podobnych rzeczach. Miejmy nadziejê, ¿e przydziel¹
mi kogoœ z dobr¹ pamiêci¹.
Pies znów by³ u weterynarza. Beton przyklei³ mu siê
do ³ap; nic dziwnego, ¿e w nocy tak ha³asowa³ na scho-
dach. Dziœ przy obiedzie w szkole Pandora uœmiechnê³a siê
do mnie, lecz w³aœnie d³awi³em siê chrz¹stk¹, wiêc nie mog-
³em odwzajemniæ uœmiechu. Ale mam pecha!
20
23. wtorek 20 stycznia, pe³nia ksiê¿yca
Matka szuka pracy!
Teraz ju¿ na pewno skoñczê jako m³odociany prze-
stêpca, wa³êsaj¹cy siê po ulicach i w ogóle. Co zrobiê
w ferie? Bêdê przesiadywa³ w pralni samoobs³ugowej, ¿eby
siê ogrzaæ? Albo zostanê dzieciakiem z kluczem na szyi,
cokolwiek to oznacza? I kto zajmie siê psem? Co bêdê jad³
przez ca³y dzieñ? Bêdê musia³ siê od¿ywiaæ chrupkami
i s³odyczami, od których zrujnujê sobie cerê i wypadn¹
mi zêby.
Uwa¿am, ¿e matka zachowuje siê bardzo samolubnie.
A w pracy i tak siê nie sprawdzi – nie jest zbyt bystra
i za du¿o pije w œwiêta Bo¿ego Narodzenia.
Zadzwoni³em do babci, ¿eby siê jej poskar¿yæ. Pocie-
szy³a mnie, ¿e w wakacje bêdê móg³ mieszkaæ u niej, a po
po³udniu chodziæ na spotkania w Klubie Seniora i tak dalej.
Teraz ¿a³ujê, ¿e zadzwoni³em.
Na przerwie odby³o siê zebranie Samarytan. Podzie-
liliœmy siê emerytami. Mnie dosta³ siê staruszek, niejaki
Bert Baxter, który ma osiemdziesi¹t dziewiêæ lat, wiêc
pewnie nie bêdê siê nim d³ugo zajmowa³. Jutro idê do niego
w odwiedziny. Mam nadziejê, ¿e nie trzyma psa. Nie znoszê
psów. Albo s¹ u weterynarza, albo stoj¹ i zas³aniaj¹ tele-
wizor.
œroda 21 stycznia
Pañstwo Lucas siê rozwodz¹! S¹ pierwsi na naszej ulicy.
Matka posz³a pocieszyæ pana Lucasa. Musia³ byæ bardzo
zdenerwowany, bo kiedy ojciec wróci³ z pracy, wci¹¿
jeszcze tam siedzia³a. Pani Lucas pojecha³a gdzieœ taksów-
k¹. Chyba odesz³a na zawsze, bo zabra³a ze sob¹ komplet
kluczy francuskich. Biedny pan Lucas, teraz bêdzie musia³
sam sobie robiæ pranie i w ogóle.
21
24. Ojciec przygotowa³ podwieczorek. Jedliœmy ry¿ z curry
z torebek; to wszystko, co znaleŸliœmy w lodówce, jeœli nie
liczyæ torby z czymœ zielonym, od czego odpad³a etykieta.
Ojciec za¿artowa³, ¿e wyœle to coœ do sanepidu. Matka jakoœ
siê nie œmia³a; mo¿e rozmyœla³a o biednym panu Lucasie,
który zosta³ ca³kiem sam.
Po podwieczorku poszed³em odwiedziæ starego pana
Baxtera. Ojciec mnie podrzuci³ w drodze na mecz badmin-
tona. Dom pana Baxtera trudno dostrzec z ulicy, jest ca³y
obroœniêty ¿ywop³otem z ligustru. Kiedy zapuka³em,
w œrodku zawarcza³ pies, który zacz¹³ skakaæ do otworu
na listy. Zanim uciek³em, dobieg³ mnie brzêk przewraca-
nych butelek i mêski g³os ciskaj¹cy przekleñstwa. Mam
nadziejê, ¿e pomyli³em adres.
W drodze powrotnej spotka³em Nigela. Powiedzia³ mi,
¿e ojciec Pandory jest mleczarzem! Trochê siê do niej znie-
chêci³em.
Kiedy wróci³em, nikogo nie by³o w domu, wiêc nakarmi-
³em psa, obejrza³em pryszcz i poszed³em spaæ.
czwartek 22 stycznia
To ohydne k³amstwo, ¿e ojciec Pandory jest mlecza-
rzem! Pracuje w mleczarni jako ksiêgowy. Pandora mówi,
¿e jeœli Nigel nadal bêdzie j¹ szkalowa³, to mu przy³o¿y.
Znowu jestem w niej zakochany.
Nigel zaprosi³ mnie jutro do klubu m³odzie¿owego na
dyskotekê, zorganizowan¹ w celu zdobycia funduszy na no-
we pi³eczki do ping-ponga. Nie wiem, czy pójdê, bo Nigel
w weekendy jest punkiem. Jego matka na to pozwala, pod
warunkiem ¿e Nigel wk³ada siatkow¹ koszulkê pod T-shirt
z symbolami sado-maso.
Matka wybiera siê na rozmowê w sprawie pracy. Bez
przerwy æwiczy maszynopisanie, wiêc nie ma czasu goto-
22
25. waæ. Co bêdzie, je¿eli naprawdê dostanie tê posadê? Ojciec
stanowczo powinien zrobiæ z tym porz¹dek, zanim nasza
rodzina siê rozpadnie.
pi¹tek 23 stycznia
Nigdy wiêcej nie pójdê do dyskoteki. Oprócz mnie
i dzia³acza m³odzie¿owego Ricka Lemona byli tam sami
punkowcy. Nigel przez ca³¹ noc siê popisywa³. Skoñczy³o
siê tym, ¿e wpi¹³ sobie agrafkê w ucho, po czym mój ojciec
musia³ go zawieŸæ do szpitala naszym samochodem. Rodzi-
ce Nigela nie posiadaj¹ samochodu – jego ojciec ma
w g³owie stalow¹ p³ytkê, a matka mierzy zaledwie pó³tora
metra. W gruncie rzeczy, nic dziwnego, ¿e Nigel okaza³ siê
taki wredny, skoro jego rodzicami s¹ maniak i karlica.
Wci¹¿ brak wieœci od Malcolma Muggeridge’a. Mo¿e
jest w z³ym nastroju? Intelektualiœci tacy jak on i ja czêsto
miewaj¹ depresjê. Zwykli ludzie nas nie rozumiej¹ i mówi¹,
¿e siê d¹samy, ale to nieprawda.
Pandora posz³a do szpitala odwiedziæ Nigela. Dosta³
od agrafki lekkiego zaka¿enia. Pandora s¹dzi, ¿e Nigel
jest niesamowicie odwa¿ny; ja s¹dzê, ¿e jest niesamowicie
g³upi.
Z powodu beznadziejnego maszynopisania matki przez
ca³y dzieñ bola³a mnie g³owa, ale nie narzekam. Teraz ju¿
muszê po³o¿yæ siê spaæ. Jutro mam iœæ z wizyt¹ do Berta
Baxtera. Adres okaza³ siê w³aœciwy, NIESTETY!
sobota 24 stycznia
Dzisiaj by³ najgorszy dzieñ mojego ¿ycia. Matka dosta³a
posadê jako beznadziejna maszynistka w firmie ubezpie-
czeniowej! Zaczyna od poniedzia³ku! Pan Lucas, który
pracuje w tej samej firmie, bêdzie j¹ codziennie podwozi³.
23
26. Ojciec siê z³oœci – s¹dzi, ¿e wysiada mu g³owica.
Co najgorsze, Bert Baxter wcale nie jest mi³ym emery-
tem! Pije, pali i ma owczarka alzackiego imieniem Szabla,
który siedzia³ zamkniêty w kuchni przez ca³y czas,
gdy strzyg³em potê¿ny ¿ywop³ot, lecz ani na chwilê nie
przestawa³ warczeæ.
A co ju¿ zupe³nie najgorsze, Pandora umówi³a siê
z Nigelem!!! Chyba ju¿ nigdy nie otrz¹snê siê z szoku.
niedziela 25 stycznia, trzecia po Objawieniu Pañskim
10.00
Jestem wrêcz chory ze zmartwienia i za s³aby, ¿eby du¿o
pisaæ. Nikt nawet nie zauwa¿y³, ¿e nie jad³em œniadania.
14.00
W po³udnie za¿y³em dwie aspiryny dla dzieci, co tro-
chê podnios³o mnie na duchu. Niewykluczone, ¿e kiedy
bêdê s³awny i mój dziennik zostanie odkryty, ludzie wresz-
cie pojm¹, jaka to udrêka byæ nieodkrytym intelektualist¹
w wieku lat 13 i 3/4.
18.00
Pandoro! Moja utracona mi³oœci!
Nigdy ju¿ nie pog³aszczê twych w³osów barwy melasy!
(Ale mój niebieski flamaster jest wci¹¿ do twej dyspozycji.)
20.00
Pandoro! Pandoro! Pandoro!
22.00
Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?
24
27. pó³noc
Zjad³em kanapkê z past¹ z krabów i mandarynkê sat-
suma (ze wzglêdu na cerê). Czujê siê trochê lepiej. Mam na-
dziejê, ¿e Nigel spadnie z roweru i jakaœ ciê¿arówka rozje-
dzie go na placek. Nigdy wiêcej siê do niego nie odezwê.
Wiedzia³, ¿e siê kocham w Pandorze! Gdybym na Gwiazd-
kê dosta³ rower wyœcigowy, a nie parszywy cyfrowy budzik
z radiem stereo, to wszystko by siê nie wydarzy³o.
poniedzia³ek 26 stycznia
Musia³em opuœciæ ³o¿e boleœci, ¿eby przed pójœciem
do szko³y odwiedziæ Berta Baxtera. Czu³em siê tak s³abo,
¿e szed³em tam ca³e wieki, od czasu do czasu zatrzymu-
j¹c siê, aby odpocz¹æ, jednak dziêki pomocy starszej pani
z d³ugim czarnym w¹sem jakoœ uda³o mi siê dotrzeæ do
drzwi wejœciowych. Bert Baxter le¿a³ jeszcze w ³ó¿ku,
ale rzuci³ mi klucze przez okno. Kiedy dosta³em siê do œrod-
ka, zamkniêty w sypialni Szabla zacz¹³ warczeæ i wyda-
waæ odg³osy, jakby rozszarpywa³ rêczniki albo coœ w tym
rodzaju.
Bert Baxter le¿a³ w ohydnym bar³ogu z papierosem
w ustach. W pokoju paskudnie cuchnê³o, myœlê, ¿e z po-
wodu samego Berta. Poœciel wygl¹da³a jak zalana krwi¹,
ale Bert wyjaœni³, ¿e to przez kanapki z burakami,
które jada tu¿ przed zaœniêciem. To by³ najobskurniejszy
pokój, jaki kiedykolwiek widzia³em (a przecie¿ nêdza
nie jest mi obca). Bert Baxter wrêczy³ mi dziesiêcio-
pensówkê i poprosi³, ¿ebym kupi³ mu w kiosku „Morning
Star”. A wiêc na domiar z³ego jest komunist¹! Zazwyczaj
gazetê przynosi mu Szabla, który teraz za karê pozostaje
w zamkniêciu, bo pogryz³ zlewozmywak.
Kioskarz kaza³ mi oddaæ Bertowi Baxterowi rachu-
nek (za gazety jest winien ¤31,97), lecz gdy to uczyni³em,
25
28. Bert Baxter oœwiadczy³: – Lizusowaty gnojek w patrza³-
kach! – po czym podar³ rachunek, zanosz¹c siê œmiechem.
Nie zd¹¿y³em do szko³y, wiêc musia³em iœæ do sekretariatu,
¿eby mnie wpisano do ksi¹¿ki spóŸnieñ. Oto, jak mi siê
odwdziêczaj¹ za to, ¿e jestem Mi³osiernym Samarytani-
nem! A w dodatku musia³em odbêbniæ matmê! Widzia³em
Pandorê i Nigela, stoj¹cych blisko siebie w kolejce po
obiad, lecz postanowi³em ich zignorowaæ.
Pan Lucas wskutek opuszczenia po³o¿y³ siê do ³ó¿ka.
Matka zajmuje siê nim po pracy. Jest jedyn¹ osob¹, z któr¹
pan Lucas chce siê widywaæ. Kiedy wiêc matka znajdzie
czas, by zaj¹æ siê mn¹ i ojcem?
Ojciec siê obrazi³. Pewnie jest zazdrosny, ¿e pan Lucas
nie chce widywaæ siê z n i m.
pó³noc
Dobranoc, Pandoro, moje melasow³ose kochanie.
XXXXXXXXX
wtorek 27 stycznia
Dzisiaj na zajêciach ze sztuki by³o niesamowicie fajnie.
Namalowa³em samotnego ch³opca, stoj¹cego na moœcie.
Ten ch³opiec w³aœnie utraci³ sw¹ pierwsz¹ mi³oœæ na rzecz
by³ego najlepszego przyjaciela. By³y najlepszy przyjaciel
walczy³ o ¿ycie we wzburzonym nurcie rzeki, a ch³opiec
przygl¹da³ siê, jak tonie. By³y najlepszy przyjaciel trochê
przypomina³ Nigela, a ch³opiec by³ odrobinê podobny
do mnie. Pani Fossington-Gore powiedzia³a, ¿e w moim
obrazie „jest g³êbia”. W rzece te¿! Ha! Ha! Ha!
26
29. œroda 28 stycznia
Obudzi³em siê lekko przeziêbiony. Poprosi³em matkê,
¿eby napisa³a mi zwolnienie z WF-u, ale oznajmi³a, ¿e nie
zamierza pieœciæ siê ze mn¹ ani dnia d³u¿ej! Ciekawe,
czy ona lubi³aby biegaæ po b³ocie na boisku w marzn¹cej
m¿awce, ubrana tylko w koszulkê i szorty gimnastyczne?
Kiedy w zesz³ym roku przysz³a popatrzeæ na „wyœcig
na trzech nogach”, w którym bra³em udzia³, w³o¿y³a futro
o r a z okry³a nogi kocem, o r a z to by³ czerwiec! Tak czy
owak, teraz ¿a³uje swej decyzji, bo graliœmy w rugby i tak
zab³oci³em strój, ¿e zatka³a siê rura odp³ywowa od pralki!
Zadzwoni³ weterynarz, ¿¹daj¹c, abyœmy zabrali psa
z jego gabinetu, gdzie przebywa ju¿ od dziewiêciu dni.
Ojciec twierdzi, ¿e bêdzie musia³ zaczekaæ do jutrzejszej
wyp³aty. Weterynarz przyjmuje wy³¹cznie gotówkê, a oj-
ciec nie ma ani grosza.
Pandoro! Dlaczego?
czwartek 29 stycznia
G³upi pies wróci³. Nie wyjdê z nim na spacer, dopóki
nie odroœnie mu sierœæ na ogolonych ³apach. Ojciec przy-
szed³ od weterynarza blady, bez przerwy powtarza³: „To
wyrzucone pieni¹dze”. Zapowiedzia³ te¿, ¿e odt¹d pies
bêdzie dostawa³ wy³¹cznie resztki z jego (ojca) talerza.
To oznacza, ¿e pies wkrótce zdechnie z g³odu.
pi¹tek 30 stycznia
Ten wstrêtny komuch Bert Baxter zadzwoni³ do szko³y,
¿eby siê poskar¿yæ, ¿e zostawi³em sekator na deszczu!
Twierdzi, ¿e ca³kowicie zardzewia³, i ¿¹da odszkodowa-
nia. Powiedzia³em panu Scrutonowi, który jest naszym
dyrektorem, ¿e sekator ju¿ przedtem by³ zardzewia³y, ale
27
30. widzê, ¿e pan Scruton mi nie wierzy. Uraczy³ mnie tyrad¹
o tym, jak trudno jest starym ludziom zwi¹zaæ koniec
z koñcem, po czym kaza³ mi wróciæ do Berta Baxtera, ¿eby
wyczyœciæ oraz naostrzyæ sekator. Chcia³em mu opowie-
dzieæ, jaki Bert Baxter jest okropny, ale pan Scruton ma
w sobie coœ, od czego robi siê pusto w g³owie. To chyba
przez te jego oczy, które wyba³usza, kiedy siê wœcieka.
Id¹c do Berta Baxtera, zobaczy³em matkê, która wycho-
dzi³a od bukmachera w towarzystwie pana Lucasa. Macha-
³em i wo³a³em do nich, ale chyba mnie nie zauwa¿yli.
Cieszê siê, ¿e pan Lucas lepiej siê czuje. Bert Baxter nie
otworzy³ mi drzwi. Mo¿e ju¿ umar³?
Pandoro, dziecino, wci¹¿ o tobie myœlê.
sobota 31 stycznia
Ju¿ prawie luty, a ja nie mam komu wys³aæ kartki na
walentynki.
niedziela 1 lutego, czwarta po Objawieniu Pañskim
Wczoraj póŸnym wieczorem z do³u dobieg³y mnie
okropne wrzaski. Przewróci³ siê kosz na œmieci w kuchni
i ktoœ bez przerwy trzaska³ tylnymi drzwiami. Szkoda,
¿e moi rodzice nie s¹ bardziej wra¿liwi; mam za sob¹
prze¿ycia emocjonalne i muszê siê wysypiaæ. Có¿, trudno
oczekiwaæ, by zrozumieli, co to znaczy byæ zakochanym.
S¹ ma³¿eñstwem od czternastu i pó³ roku.
Po po³udniu poszed³em do Berta Baxtera, ale dziêki
Bogu pojecha³ do Skegness z Klubem Seniora. Szabla
wygl¹da³ przez okno bawialni, wiêc pokaza³em mu gest
Kozakiewicza. Mam nadziejê, ¿e go nie zapamiêta.
28
31. poniedzia³ek 2 lutego, Matki Boskiej Gromnicznej
Pani Lucas wróci³a! Widzia³em, jak wyrywa³a z ziemi
drzewa i krzewy, po czym za³adowa³a je do furgonetki,
schowa³a narzêdzia i odjecha³a. Z boku furgonetki widnia³
napis „Schronienie Kobiet”. Pan Lucas przyszed³ pogadaæ
z matk¹. Zszed³em na dó³, ¿eby siê z nim przywitaæ, ale
ze zdenerwowania nie zwróci³ na mnie uwagi. Zapyta³em
matkê, czy mog³aby dziœ wróciæ wczeœniej z pracy, bo mam
dosyæ czekania na podwieczorek. Nie wróci³a.
Nigel zosta³ wyrzucony ze sto³ówki za przekleñstwa
pod adresem zupy z wk³adk¹. Powiedzia³, ¿e to „sama
cholerna zupa i ¿adnej wk³adki”. Uwa¿am, ¿e pani Leech
mia³a ca³kowit¹ racjê, ¿e go wyrzuci³a – w koñcu dzia³o siê
to przy pierwszoklasistach! My, trzecioklasiœci, musimy
dawaæ im przyk³ad. Pandora przygotowa³a list protes-
tacyjny w sprawie zupy, lecz nie zamierzam go podpisy-
waæ.
Dziœ by³ dzieñ Mi³osiernego Samarytanina, wiêc znowu
musia³em iœæ do Berta Baxtera. Ale za to unikn¹³em spraw-
dzianu z algebry! Ha! Ha! Ha! Bert podarowa³ mi laseczkê
wykonan¹ z t³ucznia ze Skegness oraz przeprosi³, ¿e na-
skar¿y³ w szkole z powodu sekatora. Powiedzia³, ¿e czu³ siê
samotny i chcia³ us³yszeæ jakiœ ludzki g³os. Ja tam nie
zadzwoni³bym do naszej szko³y, gdybym by³ najsamot-
niejsz¹ osob¹ na œwiecie. Lepiej ju¿ zadzwoniæ do zega-
rynki; ona siê odzywa co dziesiêæ sekund.
wtorek 3 lutego
Matka od wielu dni nie sprz¹ta. Chodzi do pracy, pocie-
sza pana Lucasa, czyta i pali, to wszystko. G³owica w samo-
chodzie ojca ostatecznie wysiad³a. Musia³em mu pokazaæ,
w którym miejscu wsi¹œæ w autobus do miasta. ¯eby czter-
dziestoletni mê¿czyzna nie wiedzia³, gdzie jest przystanek
29
32. autobusowy! Ojciec wygl¹da³ tak niechlujnie, ¿e wstydzi-
³em siê z nim staæ; ucieszy³em siê, kiedy przyjecha³ auto-
bus. Krzykn¹³em jeszcze, ¿e na dole nie wolno paliæ, ale
tylko mi pomacha³, po czym natychmiast zapali³ papierosa.
Za to grozi piêædziesi¹t funtów grzywny! Gdybym to ja
zarz¹dza³ autobusami, kaza³bym ka¿demu palaczowi zap³a-
ciæ tysi¹c funtów, a w dodatku zjeœæ dwadzieœcia wood-
bine’ów.
Matka czyta Kobiecego eunucha Germaine Greer.
Twierdzi, ¿e to ksi¹¿ka, która mo¿e odmieniæ ¿ycie. Mojego
jakoœ nie odmieni³a, ale ja tylko zerkn¹³em do œrodka. Pe³no
w niej nieprzyzwoitych wyrazów.
œroda 4 lutego, pe³nia
Mia³em pierwsz¹ nocn¹ zmazê! A jednak w kwestii
Kobiecego eunucha matka mia³a racjê – ta ksi¹¿ka odmie-
ni³a moje ¿ycie.
Pryszcz siê zmniejszy³.
czwartek 5 lutego
Matka kupi³a sobie kombinezon, taki jakie nosz¹ mala-
rze i dekoratorzy. Odznaczaj¹ siê pod nim majtki – mam
nadziejê, ¿e nie wyjdzie w tym stroju na ulicê.
Jutro matka zamierza przek³uæ sobie uszy. Chyba robi
siê rozrzutna. Matka Nigela jest rozrzutna – co tydzieñ
kupuje pantofle na obcasach, wiêc bez przerwy dostaj¹
zawiadomienia, ¿e odcinaj¹ im elektrycznoœæ i w ogóle.
Chcia³bym wiedzieæ, gdzie siê podziewa dodatek rodzin-
ny. Wed³ug prawa nale¿y siê on mnie. Jutro zapytam o to
matkê.
30
33. pi¹tek 6 lutego, wst¹pienie królowej na tron, 1952 rok
Parszywie jest mieæ pracuj¹c¹ matkê. Wpada z wielkimi
torbami zakupów, robi podwieczorek, po czym siê miota,
¿eby czym prêdzej siê wysztafirowaæ. Ale nadal nie sprz¹ta,
tylko pociesza pana Lucasa. O ile wiem, plasterek bekonu
miêdzy kuchenk¹ i lodówk¹ le¿y ju¿ trzy dni!
Zapyta³em j¹ dzisiaj o dodatek rodzinny. Rozeœmia³a siê
i odpar³a, ¿e kupuje za niego d¿in i papierosy. Bêdzie mia³a
za swoje, kiedy opieka spo³eczna siê o tym dowie!
sobota 7 lutego
Matka i ojciec krzyczeli na siebie przez kilka godzin
bez przerwy. Zaczê³o siê od plasterka bekonu obok lodów-
ki, po czym zmienili temat i zaczêli mówiæ o kosztach
naprawy samochodu ojca. Poszed³em na górê i w³¹czy³em
p³ytê Abby, ¿eby tego nie s³uchaæ. Ojciec mia³ czelnoœæ
z trzaskiem wtargn¹æ do mego pokoju i za¿¹daæ, bym
przyciszy³ gramofon! Przyciszy³em, ale kiedy zszed³ na dó³,
znowu zrobi³em g³oœniej.
Nikt nie ugotowa³ obiadu, wiêc poszed³em do chiñskiej
frytkarni, gdzie kupi³em torbê frytek i opakowanie sosu
sojowego. Zjad³em je pod wiat¹ przystanku autobusowego,
a potem w³óczy³em siê smutny po mieœcie. Wróci³em
do domu. Nakarmi³em psa. Poczyta³em trochê Kobiecego
eunucha. Poczu³em siê dziwnie. Poszed³em spaæ.
niedziela 8 lutego, pi¹ta po Objawieniu Pañskim
Ojciec przyszed³ rano do mojej sypialni, mówi¹c, ¿e
chce pogadaæ. Obejrza³ album z wycinkami o Kevinie Kee-
ganie, scyzorykiem przykrêci³ ga³kê do drzwi od szafy,
po czym zapyta³ o szko³ê. Nastêpnie oznajmi³, ¿e przy-
kro mu z powodu wczorajszej awantury, i wyjaœni³, ¿e
31
34. „przechodz¹ z matk¹ z³y okres”. Chcia³ siê dowiedzieæ, czy
mam coœ do powiedzenia. Powiedzia³em, ¿e jest mi winien
trzydzieœci dwa pensy za chiñskie frytki z sosem sojowym.
Da³ mi funta – szeœædziesi¹t osiem pensów czystego zysku!
poniedzia³ek 9 lutego
Dziœ rano pod dom pañstwa Lucasów podjecha³a ciê-
¿arówka firmy przeprowadzkowej. Pani Lucas z jakimiœ
kobietami wynosi³a z domu meble i stawia³a je na chodniku,
a pan Lucas w tym czasie wygl¹da³ z okna sypialni. Robi³
wra¿enie wystraszonego. Pani Lucas rozeœmia³a siê i wska-
za³a go palcem, a pozosta³e kobiety zaczê³y siê œmiaæ
i zaœpiewa³y: Sk¹d on siê wzi¹³, taki œliczny?
Matka zadzwoni³a do pana Lucasa i zapyta³a, czy
dobrze siê czuje. Pan Lucas odpar³, ¿e dziœ nie pójdzie
do pracy, bo musi broniæ p³yt i sprzêtu stereo przed swoj¹
¿on¹. Ojciec pomóg³ pani Lucas za³adowaæ na ciê¿arówkê
kuchenkê gazow¹, a potem wraz z matk¹ poszli pieszo
na przystanek. Wola³em iœæ z ty³u – matka mia³a d³ugie,
zwisaj¹ce kolczyki, ojciec zaœ spodnie z mankietami. Kiedy
zaczêli siê k³óciæ, przeszed³em na drug¹ stronê ulicy
i dotar³em do szko³y okrê¿n¹, d³u¿sz¹ drog¹.
Dzisiaj u Berta Baxtera by³o fajnie. Opowiada³ mi
o I wojnie œwiatowej. Podobno Biblia, któr¹ zawsze nosi³
w kieszonce na piersi, ocali³a mu ¿ycie. Pokaza³ mi tê
Bibliê. Zosta³a wydrukowana w 1956 roku. Chyba Bert
ma pocz¹tki starczej demencji.
Pandoro! Wci¹¿ mnie drêczy wspomnienie o tobie!
wtorek 10 lutego
Pan Lucas zamieszka u nas, dopóki nie kupi sobie
nowych mebli.
32
35. Ojciec wyjecha³ do Matlock, ¿eby spróbowaæ sprzedaæ
wielkiemu hotelowi piece elektryczne. Nasz gazowy bojler
ca³kiem wysiad³. W domu panuje lodowate zimno.
œroda 11 lutego, pierwsza kwadra
Ojciec zadzwoni³ z Matlock, ¿e nie zdo³a wróciæ na noc
do domu, bo zgubi³ kartê kredytow¹, wiêc matka i pan
Lucas przez ca³¹ noc usi³owali naprawiæ bojler. O dziesi¹tej
wieczorem zszed³em na dó³, ¿eby ich zapytaæ, czy nie
potrzebuj¹ pomocy, ale drzwi od kuchni siê zaciê³y. Pan
Lucas zawo³a³ do mnie, ¿e nie mo¿e otworzyæ, gdy¿ akurat
jest w kluczowym momencie, a matka mu pomaga i ma pe³-
ne rêce roboty.
czwartek 12 lutego, urodziny Lincolna
Wieczorem nakry³em w ³azience matkê zajêt¹ farbowa-
niem w³osów. To dla mnie ca³kowity szok. Przez lat trzy-
naœcie i trzy czwarte ¿y³em w przekonaniu, ¿e moja matka
jest ruda, a teraz siê okazuje, ¿e ma w³osy jasnobr¹zowe!
Matka poprosi³a, bym nie mówi³ nic ojcu. Ma³¿eñstwo
moich rodziców musi byæ naprawdê w kiepskim stanie!
Jestem ciekaw, czy on wie, ¿e ona nosi wk³adki do biusto-
nosza? Co prawda nie suszy ich na sznurku, ale zauwa-
¿y³em, ¿e wepchnê³a je do szafki na bieliznê przy samej
œciance. Zastanawiam siê, jakie jeszcze tajemnice skrywa
moja matka?
pi¹tek 13 lutego
Zaiste, by³ to dla mnie nieszczêœliwy dzieñ!
Pandora ju¿ nie siedzi ze mn¹ na geografii. Zast¹pi³
j¹ Barry Kent. Bez przerwy ode mnie przepisuje i dmucha
33
36. mi w ucho gum¹ balonów¹. Poskar¿y³em siê pannie Elf,
ale ona równie¿ boi siê Barry’ego, wiêc ani s³owem nie
zwróci³a mu uwagi.
Pandora wygl¹da³a rozkosznie w spódnicy z rozciêciem,
obna¿aj¹cym nogi. Ma strup na kolanie. Owinê³a ramiê
pi³karskim szalikiem Nigela, ale panna Elf kaza³a jej
go zdj¹æ. Panna Elf nie boi siê Pandory. Wys³a³em jej kartkê
walentynkow¹ (Pandorze, nie pannie Elf).
sobota 14 lutego, dzieñ œw. Walentego
Dosta³em tylko jedn¹ kartkê z ¿yczeniami, lecz widnieje
na niej pismo matki, wiêc to siê nie liczy. Matce przys³ano
ogromn¹ walentynkê, tak wielk¹, ¿e furgonetka pocztowa
musia³a podjechaæ pod same drzwi. Matka okropnie siê
zaczerwieni³a, kiedy rozerwa³a kopertê. Kartka by³a niesa-
mowicie fajna; przedstawia³a jedwabnego s³onia, który
trzyma³ tr¹b¹ bukiet plastikowych kwiatów, a z jego pasz-
czy wychodzi³ balonik ze s³owami: „Czeœæ, s³odka! Nigdy
Ciê nie zapomnê!” Nie by³o ¿adnego podpisu, tylko serce
z imieniem „Pauline” poœrodku. Od ojca przysz³a bardzo
ma³a karteczka z bukiecikiem fioletowych kwiatków i napi-
sem: „Spróbujmy jeszcze raz”.
Oto wiersz, który do³¹czy³em do ¿yczeñ dla Pandory:
Pandoro! Pandoro!
Wielbiê ciê z pokor¹!
To proœba namiêtna –
Nie b¹dŸ obojêtna!
Napisa³em go lew¹ rêk¹, ¿eby siê nie domyœli³a, ¿e to
ode mnie.
34
37. niedziela 15 lutego, siedemdziesi¹tnica
Wczoraj pan Lucas wróci³ do swego pustego domu.
Pewnie mia³ ju¿ dosyæ awantur o kartkê walentynkow¹
ze s³oniem. Powiedzia³em ojcu, ¿e matka nic nie poradzi
na to, ¿e jakiœ mê¿czyzna potajemnie j¹ adoruje. Ojciec
rozeœmia³ siê paskudnie i oœwiadczy³:
– Synu, musisz siê jeszcze du¿o nauczyæ.
W porze obiadu wynios³em siê do babci, która ugotowa³a
mi porz¹dny niedzielny posi³ek z sosem i oddzieln¹ porcj¹
wo³owiny w cieœcie. A poza tym babcia nigdy nie jest zbyt
zajêta, ¿eby zrobiæ prawdziwy budyñ.
Zabra³em ze sob¹ psa, wiêc po obiedzie wszyscy poszli-
œmy na popo³udniow¹ przechadzkê, ¿eby nam siê w brzu-
chach u³o¿y³o.
Od czasu awantury o swetry babcia nie odzywa siê do
mamy. Powiada, ¿e „jej noga nigdy wiêcej tam nie po-
stanie!”. Zapyta³a mnie, czy wierzê w ¿ycie po œmierci.
Odpar³em, ¿e nie, na co babcia oznajmi³a, ¿e wst¹pi³a
do Koœcio³a spirytualistów. Podobno s³ysza³a, jak dziadek
rozprawia o rabarbarze. Dziadek od czterech lat nie ¿yje!!!
W œrodê babcia znowu spróbuje nawi¹zaæ z nim kontakt.
Poprosi³a, ¿ebym z ni¹ poszed³; mówi, ¿e roztaczam wokó³
siebie aurê.
Pies ud³awi³ siê koœci¹ kurczaka, ale odwróciliœmy go
g³ow¹ w dó³ i waliliœmy dot¹d, a¿ koœæ wypad³a. Zostawi-
³em go u babci, ¿eby doszed³ do siebie po tych przejœciach.
Szuka³em has³a „siedemdziesi¹tnica” w kieszonkowym
s³owniku, ale go nie znalaz³em. Jutro zajrzê do s³ownika
w szkole.
D³ugo le¿a³em bezsennie, rozmyœlaj¹c o Bogu, ¯yciu,
Œmierci i Pandorze.
35
38. poniedzia³ek 16 lutego, obchody urodzin Washingtona
List z BBC!!!!! Bia³a, pod³u¿na koperta z czerwonymi,
grubymi literami „BBC” oraz moim nazwiskiem i adresem!
Czy¿ to mo¿liwe, ¿e moje wiersze siê spodoba³y? Niestety,
ach, niestety. Ale napisa³ do mnie facet nazwiskiem John
Tydeman:
Drogi Adrianie Mole,
dziêkujemy za wiersze, które przys³a³eœ do BBC i które
nie wiedzieæ czemu wyl¹dowa³y na moim biurku. Przeczy-
ta³em je z zainteresowaniem i muszê powiedzieæ, ¿e zwa-
¿ywszy Twój niedojrza³y wiek, s¹ doœæ obiecuj¹ce. Na razie
jednak nie s¹ tak wartoœciowe, byœmy mogli rozwa¿aæ
zaprezentowanie ich w którymœ z bie¿¹cych programów
o poezji. Czy myœla³eœ o tym, by zamieœciæ je w gazetce
szkolnej albo czasopiœmie parafialnym (jeœli macie tako-
we)?
Je¿eli zechcesz w przysz³oœci proponowaæ swe utwory
BBC, podpowiadam, abyœ przepisywa³ je na maszynie
i zatrzymywa³ sobie kopiê, gdy¿ zazwyczaj nie rozpatrujemy
rêkopisów. Pomimo pozorów schludnoœci mia³em pewne
trudnoœci z odczytaniem wszystkich s³ów, zw³aszcza w za-
koñczeniu wiersza zatytu³owanego Kran, gdzie pojawia
siê paskudna plama, od której rozmaza³ siê atrament.
(Kleks od herbaty czy od ³ez? Niew¹tpliwie „twój zlew
przelewa siê”!)
Skoro naprawdê chcesz siê poœwiêciæ karierze literac-
kiej, sugerujê równie¿, byœ wyhodowa³ sobie grub¹ skórê,
aby umieæ godnie i bez nadmiernej przykroœci pogodziæ siê
z odmowami, jakie z pewnoœci¹ jeszcze Ciê spotkaj¹.
Z serdecznymi ¿yczeniami powodzenia w przysz³ych
próbach literackich – a przede wszystkim szczêœcia –
Szczerze oddany
John Tydeman
36
39. PS Za³¹czam wiersz niejakiego Johna Mole’a, opubli-
kowany w niedzielnym wydaniu „Times Literary Supple-
ment”. Czy to Twój krewny? Wiersz jest bardzo dobry.
Na rodzicach list zrobi³ wra¿enie. W szkole nieustannie
wyci¹ga³em go i czyta³em. Mia³em nadziejê, ¿e któryœ z na-
uczycieli zechce siê z nim zapoznaæ, ale ¿aden nie wyrazi³
chêci.
Da³em go do czytania Bertowi Baxterowi, kiedy odwala-
³em jego kretyñskie zmywanie. Powiedzia³, ¿e „BBC to
kupa narkomanów”! Wuj jego szwagra by³ kiedyœ s¹siadem
bufetowej z BBC, wiêc Bert wie wszystko o tej instytucji.
Pandora dosta³a siedemnaœcie walentynek, a Nigel sie-
dem. Nawet znienawidzony przez wszystkich Barry Kent
dosta³ trzy! Zapytany, ile dosta³em, po prostu siê uœmiech-
n¹³em. Có¿, za to mogê siê za³o¿yæ, ¿e jestem jedyn¹ osob¹
w szkole, do której napisano z BBC.
wtorek 17 lutego
Barry Kent powiedzia³, ¿e da mi wycisk, jeœli nie bêdê
mu p³aci³ dwudziestu piêciu pensów dziennie. Wyjaœni³em,
¿e traci czas, wymuszaj¹c ode mnie pieni¹dze, bo nie mam
¿adnej gotówki. Matka wp³aca moje kieszonkowe bez-
poœrednio na konto towarzystwa budowlanego i wydziela
mi po piêtnaœcie pensów na batony Mars. Barry Kent
oœwiadczy³, ¿e w takim razie muszê mu dawaæ pieni¹dze
na obiad! Odpar³em, ¿e od czasu, kiedy op³ata wzros³a
do szeœædziesiêciu pensów dziennie, ojciec p³aci za obiady
czekiem, ale Barry Kent tylko zdzieli³ mnie w jaja i oddali³
siê ze s³owami:
– Nie myœl, ¿e na tym siê skoñczy.
Zapisa³em siê do rozwo¿enia gazet.
37
40. œroda 18 lutego
Obudzi³ mnie ból w jajach. Poskar¿y³em siê matce, która
chcia³a je obejrzeæ, ale nie dopuœci³em do tego. Oznajmi³a,
¿e w takim razie muszê zacisn¹æ zêby i wytrzymaæ. Ponie-
wa¿ nie chcia³a napisaæ mi usprawiedliwienia na WF, zno-
wu musia³em taplaæ siê w b³ocie. W zamieszaniu Barry
Kent nadepn¹³ mi na g³owê, ale pan Jones zauwa¿y³ to
i za karê przed czasem odes³a³ Barry’ego pod prysznic.
Jak¿ebym chcia³ cierpieæ na jak¹œ bezbolesn¹ chorobê,
¿ebym nie musia³ chodziæ na WF – s³abe serce albo coœ
w tym rodzaju!
Odebra³em psa od babci, która wyk¹pa³a go w szam-
ponie i ufryzowa³a. Pies œmierdzi jak stoisko z perfumami
u Woolwortha.
Poszed³em z babci¹ na zebranie spirytualistów, gdzie
a¿ siê roi³o od niesamowitych staruchów. Jakiœ wariat wsta³
i oznajmi³, ¿e ma w g³owie radio, które mówi mu, co ma
robiæ. Nikt nie zwróci³ na niego uwagi, wiêc znowu usiad³.
Potem kobieta o nazwisku Alice Tonks zaczê³a chrz¹kaæ,
przewracaæ oczami i rozmawiaæ z niejakim Arthurem May-
fieldem. Niestety, dziadek siê nie odezwa³. Babcia trochê
posmutnia³a, wiêc po powrocie zrobi³em jej kubek od¿ywki
Horlick’s. Da³a mi piêædziesi¹t pensów, po czym zabra³em
psa i wróciliœmy piechot¹ do domu.
Zacz¹³em czytaæ Folwark zwierzêcy George’a Orwella.
Chyba chcia³bym zostaæ weterynarzem, kiedy dorosnê.
czwartek 19 lutego, urodziny ksiêcia Andrzeja, 1960 rok
Ksi¹¿ê Andrzej to ma dobrze, pilnuj¹ go ochroniarze.
¯aden Barry Kent nie oskubie go z pieniêdzy. Piêædzie-
si¹t centów wyrzucone w b³oto! ¯a³ujê, ¿e nie znam karate,
trzepn¹³bym Barry’ego Kenta prosto w krtañ.
W domu spokój, rodzice nie rozmawiaj¹ ze sob¹.
38
41. pi¹tek 20 lutego
Na geografii Barry Kent powiedzia³ pannie Elf, ¿eby „siê
wypcha³a”, i za karê zosta³ wys³any do pana Scrutona. Mam
nadziejê, ¿e pan Scruton wymierzy mu piêædziesi¹t razów
trzcink¹. Zamierzam zaprzyjaŸniæ siê z Craigiem Thoma-
sem, który jest jednym z najwiêkszych uczniów w trzeciej
klasie. Dziœ na przerwie kupi³em mu baton Mars; uda³em, ¿e
jestem chory i nie mam ochoty go zjeœæ. Craig powiedzia³:
– Dziêki, Moley.
Po raz pierwszy w ogóle siê do mnie odezwa³. Jeœli
dobrze to rozegram, Craig przyjmie mnie do swej bandy.
Wtedy Barry Kent nie oœmieli siê mnie tkn¹æ.
Matka czyta kolejn¹ ksi¹¿kê o seksie pod tytu³em Druga
p³eæ, napisan¹ przez jak¹œ ¿abojadkê nazwiskiem Simone
de Beauvoir. Zostawi³a j¹ na stoliku do kawy w bawialni,
gdzie ka¿dy mo¿e j¹ zobaczyæ, nawet babcia!
sobota 21 lutego
Mia³em niesamowicie piêkny sen – Szabla gryz³
Barry’ego Kenta jak wœciek³y, a pan Scruton i panna
Elf przygl¹dali siê temu. By³a tam równie¿ Pandora w roz-
ciêtej spódnicy; zarzuci³a mi rêce na szyjê i powiedzia³a:
– Jestem z drugiej p³ci.
Po przebudzeniu odkry³em, ¿e mia³em drug¹ Z.N.
Muszê wsadziæ pid¿amê do pralki, ¿eby matka nic nie
zauwa¿y³a.
Uwa¿nie obejrza³em twarz w lustrze w ³azience. Oprócz
pryszcza, który mam na brodzie, zrobi³o mi siê piêæ
nastêpnych. Na górnej wardze dojrza³em kilka w³osków,
wygl¹da na to, ¿e nied³ugo zacznê siê goliæ.
Pojecha³em z ojcem po samochód do warsztatu. Ojciec
spodziewa³ siê, ¿e dziœ go odbierze, jednak samochód wci¹¿
jest niegotowy, a wszystkie czêœci le¿¹ rozrzucone na stole
39
42. roboczym. Ojcu a¿ ³zy stanê³y w oczach, wstydzi³em siê
za niego. Poszliœmy pieszo do Sainsbury’ego, gdzie ojciec
naby³ kilka puszek ³ososia, krabów i krewetek, szwarc-
waldzki tort czekoladowy oraz obleœny bia³y ser posypany
pestkami winogron. Kiedy wróciliœmy do domu, matka
niesamowicie siê na niego wœciek³a, bo zapomnia³ o chle-
bie, maœle i papierze toaletowym. Powiedzia³a, ¿e nie mo¿-
na go wypuszczaæ samego. Ojciec trochê powesela³.
niedziela 22 lutego, szeœædziesi¹tnica
Ojciec poszed³ z psem na ryby. Pan Lucas przyszed³
na obiad i zosta³ do podwieczorku. Zjad³ trzy kawa³ki
szwarcwaldzkiego tortu czekoladowego, po czym graliœmy
w monopol. Pan Lucas by³ bankierem, matka zaœ wci¹¿
trafia³a do wiêzienia. Wygra³em, bo ja jedyny porz¹dnie
skupia³em siê na grze. Potem frontowymi drzwiami wszed³
ojciec, a pan Lucas wyszed³ drzwiami od ty³u. Ojciec
oznajmi³, ¿e przez ca³y dzieñ cieszy³ siê na szwarcwaldzki
tort czekoladowy. Szkoda, ¿e nic dla niego nie zosta³o.
Powiedzia³, ¿e przez ca³y dzieñ nie mia³ nic w ustach ani
na haczyku, wiêc matka da³a mu na kolacjê chleb chrupki
z serem z pestkami winogron. Ojciec rzuci³ nim o œcianê,
wrzeszcz¹c, ¿e nie jest ***** mysz¹, tylko ***** mê¿-
czyzn¹, na co matka odpar³a, ¿e ju¿ od dawna nie zajmowa³
siê *****! W tym momencie zosta³em wyproszony z poko-
ju. To straszna rzecz s³yszeæ, jak w³asna matka klnie;
uwa¿am, ¿e to wina tych wszystkich ksi¹¿ek, które ostatnio
czyta. Dot¹d nie odprasowa³a mi mundurka szkolnego,
mam nadziejê, ¿e bêdzie o tym pamiêtaæ.
Pozwoli³em dziœ psu spaæ u siebie, on te¿ nie znosi
k³ótni.
40
43. poniedzia³ek 23 lutego
Dosta³em kartkê od pana Cherry, kioskarza, ¿e mogê
od jutra rozwoziæ gazety, niestety!
Bert Baxter martwi siê o Szablê, który przesta³ jeœæ i nie
usi³uje nikogo ugryŸæ. Poprosi³ mnie, bym zaprowadzi³
go na badanie kontrolne do pogotowia weterynaryjnego.
Obieca³em, ¿e pójdê jutro, je¿eli stan Szabli siê nie poprawi.
Mam dosyæ zmywania u Berta. Od¿ywia siê prawie
wy³¹cznie jajecznic¹, tote¿ mycie talerzy w zimnej wodzie
bez œrodka do zmywania naczyñ to robota nie na ¿arty. Poza
tym, Bert nigdy nie ma suchej œcierki. W³aœciwie nie ma
¿adnych œcierek, a poniewa¿ Szabla poszarpa³ wszystkie
rêczniki, to nie wiem, jak Bert w ogóle siê myje! Spróbujê
siê dowiedzieæ, czy mo¿na za³atwiæ mu kogoœ do pomocy.
Je¿eli naprawdê chcê zostaæ weterynarzem, muszê siê
skupiæ na egzaminach koñcowych.
wtorek 24 lutego, œw. Mateusza
Wsta³em o szóstej, ¿eby rozwieŸæ gazety. Obs³ugujê
alejê Wi¹zów, to niesamowicie wytworna okolica. Czytaj¹
tam same ciê¿kie gazety, „Timesa”, „Daily Telegraph” oraz
„Guardiana”. Ale mam pecha!
Bert mówi, ¿e Szabla lepiej siê czuje, próbowa³ ugryŸæ
mleczarza.
œroda 25 lutego
Po³o¿y³em siê wczeœniej spaæ, gdy¿ rano rozwo¿ê
gazety. Dzisiaj oprócz dzienników dostarczy³em dwa-
dzieœcia piêæ egzemplarzy „Puncha”.
41
44. czwartek 26 lutego
Dzisiaj gazety siê pomiesza³y – w alei Wi¹zów dostali
„Sun” i „Daily Mirror”, a ciê¿kie dzienniki posz³y do zau³ka
Komunalnego.
Nie rozumiem, czemu wszyscy tak siê wœciekli. A wyda-
wa³oby siê, ¿e bêdzie im przyjemnie od czasu do czasu
poczytaæ coœ innego.
pi¹tek 27 lutego, trzecia kwadra
Dziœ rano pod szeœædziesi¹tym dziewi¹tym w alei
Wi¹zów zobaczy³em na podjeŸdzie Pandorê. By³a w bry-
czesach i toczku do konnej jazdy, wiêc na pewno nie sz³a
do szko³y. Ukry³em siê, by mnie nie zauwa¿y³a; nie chcê,
¿eby wiedzia³a, ¿e trudniê siê prac¹ fizyczn¹.
A wiêc ju¿ wiem, gdzie mieszka Pandora! Uwa¿nie
obejrza³em jej dom. Jest znacznie wiêkszy od naszego,
we wszystkich oknach ma zwijane drewniane rolety, a z po-
wodu mnóstwa roœlin doniczkowych pokoje sprawiaj¹
wra¿enie d¿ungli. Zajrza³em przez otwór na listy i dostrzeg-
³em rudego kota, który jad³ coœ na kuchennym stole. Bior¹
„Guardiana”, „Puncha”, „Private Eye” oraz „New Society”.
Pandora czytuje komiks dla dziewcz¹t „Jackie” – w prze-
ciwieñstwie do mnie, wyraŸnie nie jest intelektualistk¹.
Ale pewnie ¿ona Malcolma Muggeridge’a te¿ ni¹ nie jest.
sobota 28 lutego
Pandora ma ma³ego, t³ustego konika imieniem Kwiatek!
Codziennie przed pójœciem do szko³y karmi go i zmusza
do skakania przez beczki. Wiem o tym, gdy¿ œledzi³em
volvo jej ojca a¿ do pola przy nieu¿ywanym torze kole-
jowym. Obserwowa³em Pandorê, ukryty za porzuconym
w pobli¿u wrakiem samochodu. W stroju jeŸdzieckim
42
45. wygl¹da³a niesamowicie dobrze, a klatka piersiowa pod-
skakiwa³a jej jak szalona – nied³ugo bêdzie musia³a zacz¹æ
nosiæ stanik. Serce podesz³o mi do gard³a i wali³o tak
g³oœno, ¿e poczu³em siê jak g³oœnik stereofoniczny, wola-
³em wiêc odejœæ, zanim ktoœ mnie dostrze¿e.
Klienci skar¿yli siê, ¿e za póŸno dostarczy³em gazety.
W torbie zosta³ mi jeden egzemplarz „Guardiana”, który
zabra³em do domu, ¿eby sobie poczytaæ. Pe³no w nim
b³êdów ortograficznych. To obrzydliwe, kiedy siê pomyœli,
ilu ludzi jest bez pracy, chocia¿ nie robi¹ b³êdów.
niedziela 1 marca, piêædziesi¹tnica, œw. Dawida
Przed dostarczeniem gazet zawioz³em Kwiatkowi trochê
cukru. Dziêki temu czujê siê jakoœ bli¿ej Pandory.
Nadwerê¿y³em krêgos³up, nosz¹c dodatki niedzielne.
Zabra³em do domu zbywaj¹cy egzemplarz „Sunday
People”, chc¹c zrobiæ matce prezent, ona jednak oœwiad-
czy³a, ¿e nadaje siê tylko do wy³o¿enia kosza na œmieci.
Za szeœæ dni pracy dosta³em dwa i pó³ funta! Czysty wy-
zysk! I w dodatku muszê oddaæ po³owê Barry’emu Ken-
towi! Pan Cherry powiedzia³, ¿e mia³ reklamacjê z alei
Wi¹zów 69, gdzie wczoraj nie dorêczono „Guardiana”.
W ramach przeprosin kaza³ zawieŸæ do nich „Daily Ex-
press”, lecz ojciec Pandory zwróci³ go ze s³owami, ¿e „w ta-
kim razie obejdzie siê”.
Dzisiaj nie czyta³em gazety, mam kompletnie dosyæ
prasy. Na niedzielny obiad by³ chiñski ry¿ z fasolk¹ szpara-
gow¹.
Kiedy ojciec poszed³ odwiedziæ babciê, zjawi³ siê pan
Lucas. Mia³ plastikowy ¿onkil wpiêty w sportow¹ mary-
narkê.
Pryszcze ca³kiem zniknê³y. To zapewne wp³yw poran-
nego powietrza.
43
46. poniedzia³ek 2 marca
Matka w³aœnie przysz³a do mojego pokoju i oznajmi³a,
¿e musi mi powiedzieæ coœ okropnego. Usiad³em na ³ó¿ku
i zrobi³em œmiertelnie powa¿n¹ minê na wypadek, gdyby
zosta³o jej tylko pó³ roku ¿ycia lub przy³apali j¹ na kra-
dzie¿y w sklepie, albo coœ w tym rodzaju. Matka najpierw
gmera³a przy zas³onach, potem obsypa³a popio³em z papie-
rosa mój model samolotu Concorde, a w koñcu zaczê³a
mamrotaæ o „dojrza³ych zwi¹zkach”, o tym, ¿e „¿ycie jest
skomplikowane”, oraz ¿e musi „siê odnaleŸæ”. Powie-
dzia³a, ¿e bardzo mnie lubi. Lubi!!! I ¿e za nic nie chcia³aby
mnie skrzywdziæ. A potem oœwiadczy³a, ¿e dla niektórych
kobiet ma³¿eñstwo jest wiêzieniem. I wysz³a.
Ma³¿eñstwo w niczym nie przypomina wiêzienia!
Kobietom wolno co dzieñ robiæ zakupy i w ogóle, a wiele
z nich chodzi do pracy. Naprawdê, uwa¿am, ¿e matka dra-
matyzuje.
Skoñczy³em Folwark zwierzêcy. To niesamowicie sym-
boliczna ksi¹¿ka. P³aka³em, kiedy odprowadzano Boksera
do weterynarza. Od dziœ bêdê traktowa³ œwinie z pogard¹, na
jak¹ zas³uguj¹. Bojkotujê wieprzowinê pod ka¿d¹ postaci¹.
wtorek 3 marca
Zap³aci³em Barry’emu Kentowi za ochronê. Nie pojmu-
jê, jak w ogóle mo¿e istnieæ jakiœ Bóg; przecie¿ gdyby
istnia³, nie pozwoli³by osobnikom takim jak Barry Kent
przeœladowaæ intelektualistów.
Dlaczego starsza m³odzie¿ jest taka niemi³a dla m³odszej
m³odzie¿y? Mo¿e starsze mózgi s¹ bardziej zu¿yte dodat-
kow¹ prac¹ przy robieniu wiêkszych koœci i takich tam?
A mo¿e uleg³y uszkodzeniu wskutek tych wszystkich
sportów, jakie uprawiaj¹ starsi? A mo¿e starsi ch³opcy
po prostu lubi¹ zastraszaæ i biæ innych?
44
47. Niewykluczone, ¿e zajmê siê tym problemem, kiedy pój-
dê na uniwersytet. Móg³bym nawet napisaæ o tym pracê
naukow¹. Pos³a³bym egzemplarz Barry’emu Kentowi –
niewykluczone, ¿e do tej pory nauczy siê czytaæ.
Matka zapomnia³a, ¿e dzisiaj jest dzieñ sma¿enia
placków. Dochodzi³a 23.00, kiedy jej o tym przypomnia-
³em. Jestem pewien, ¿e umyœlnie je przypali³a. Za miesi¹c
koñczê czternaœcie lat.
œroda 4 marca, Popielec
Dziœ rano prze¿y³em przykry wstrz¹s. Odnosz¹c pust¹
torbê na gazety do sklepiku pana Cherry’ego, ujrza³em pana
Lucasa, który przegl¹da³ czasopisma z górnej pó³ki. Stoj¹c
za stojakiem z romansami, wyraŸnie widzia³em, jak wzi¹³
„Jurne i Jêdrne”, zap³aci³, po czym opuœci³ sklep, ukrywaj¹c
pismo pod p³aszczem. „Jurne i Jêdrne” jest ogromnie
nieprzyzwoite, pe³no w nim obrzydliwych zdjêæ. Matka
powinna siê o tym dowiedzieæ.
czwartek 5 marca
Ojciec odebra³ dziœ samochód z warsztatu, po czym my³
go i pieœci³ przez ca³e dwie godziny. Zauwa¿y³em, ¿e z tyl-
nej szyby zniknê³a nalepka z machaj¹c¹ rêk¹, któr¹ kupi³em
mu na Gwiazdkê. Powiedzia³em ojcu, ¿e powinien z³o¿yæ
w warsztacie reklamacjê, ale odpar³, ¿e nie bêdzie robiæ
zamieszania o byle co.
Pojechaliœmy do babci, ¿eby wypróbowaæ samochód.
Babcia poczêstowa³a nas bulionem i obleœnym ciastem
z kminkiem. Nie zapyta³a, jak siê czuje matka, zauwa-
¿y³a jedynie, ¿e ojciec jest blady, chudy i najwyraŸniej
potrzebuje „dokarmiania”.
45
48. Babcia powiedzia³a, ¿e Bert Baxter zosta³ wyrzucony
z Klubu Seniora. Podobno na wycieczce w Skegness zacho-
wywa³ siê fatalnie. Przy odjeŸdzie autokar czeka³ na niego
dwie godziny na dworcu autobusowym, a kiedy wreszcie
wys³ano ekspedycjê, by poszuka³a go w pubach, zjawi³ siê
kompletnie pijany, niestety, zupe³nie sam. Wys³ano zatem
drug¹ grupê, ¿eby poszuka³a pierwszej, ale i tak w koñcu
trzeba by³o zawezwaæ policjê. Odnalezienie wszystkich
emerytów i doprowadzenie ich do autokaru zajê³o funkcjo-
nariuszom dobre kilka godzin.
Babcia powiedzia³a, ¿e podró¿ powrotna to by³ koszmar.
Emeryci siê œciêli (pok³ócili siê, nie œcinali sobie g³ów!),
Bert Baxter zadeklamowa³ nieprzyzwoity wierszyk o Eski-
mosie, a pani Harriman poczu³a siê dziwnie i musiano jej
rozluŸniæ gorset.
Babcia powiedzia³a, ¿e od czasu wycieczki zmar³o ju¿
dwoje emerytów, za co winê ponosi Bert Baxter, który
„w³aœciwie jakby ich zamordowa³”, ale mnie siê zdaje, ¿e
prêdzej wykoñczy³ ich zimny wiatr w Skegness.
– Bert Baxter nie jest taki z³y, kiedy siê go lepiej pozna –
wtr¹ci³em, babcia jednak¿e oœwiadczy³a, ¿e nie pojmuje,
dlaczego dobry Bóg zabra³ do siebie dziadka, a zostawi³
przy ¿yciu takiego menela jak Bert Baxter. Potem zacisnê³a
usta i zaczê³a osuszaæ oczy chusteczk¹, wiêc poszliœmy
z ojcem do domu.
Po powrocie nie zastaliœmy matki; podobno zapisa³a siê
do jakiejœ grupy kobiecej.
S³ysza³em, jak ojciec mówi samochodowi: – Dobranoc!
Chyba mu ca³kiem odbi³o!
46
49. pi¹tek 6 marca, nów
Pan Cherry jest bardzo ze mnie zadowolony. Podniós³ mi
wynagrodzenie o dwa i pó³ pensa za godzinê oraz zapro-
ponowa³ wieczorny kurs do zau³ka Komunalnego. Od-
mówi³em – zau³ek Komunalny to miejsce, gdzie gmina
umieszcza wszystkich z³ych lokatorów, a pod numerem
trzynastym mieszka Barry Kent.
Pan Cherry podarowa³ mi dwa stare numery „Jurnych
i Jêdrnych”, ostrzegaj¹c, bym nie mówi³ o tym matce.
Ukry³em je pod materacem. Intelektualistom takim jak ja
wolno interesowaæ siê seksem – wstydziæ powinni siê tylko
zwykli ludzie, jak pan Lucas.
Zadzwoni³em dziœ do opieki spo³ecznej i poprosi³em,
¿eby przydzielono Bertowi Baxterowi opiekunkê. Sk³ama-
³em, ¿e jestem jego wnukiem. W poniedzia³ek odwiedzi go
pracownik socjalny.
Skorzysta³em z karty bibliotecznej ojca, ¿eby wypo¿y-
czyæ Wojnê i pokój, bo gdzieœ zgubi³em swój egzemplarz.
Zabra³em psa, ¿eby pozna³ Kwiatka. Chyba siê polu-
bili.
sobota 7 marca
Po rozwiezieniu gazet wróci³em do ³ó¿ka, gdzie spêdzi-
³em ca³y ranek na lekturze „Jurnych i Jêdrnych”. Poczu³em
siê jak nigdy przedtem.
Poszed³em z rodzicami do Sainsbury’ego, ale wszyst-
kie kobiety, które tam widzia³em – nawet te po trzy-
dziestce! – przywodzi³y mi na myœl „Jurne i Jêdrne”. Matka
orzek³a, ¿e chyba zgrza³em siê i pobudzi³em, wiêc odes³a³a
mnie na wielopoziomowy parking, ¿ebym dotrzyma³ towa-
rzystwa psu.
Pies mia³ ju¿ towarzystwo – szczeka³ i wy³ tak g³oœno,
¿e wokó³ samochodu zgromadzi³ siê spory t³um. Ludzie
47
50. powtarzali w kó³ko: „Biedak” oraz: „To okrucieñstwo,
przywi¹zaæ go w taki sposób!”
Rzeczywiœcie, pies wpl¹ta³ obro¿ê w dŸwigniê biegów,
a¿ oczy wysz³y mu na wierzch, a kiedy na mój widok
usi³owa³ podskoczyæ, niemal zadusi³ siê na œmieræ.
Próbowa³em wyjaœniæ zebranym, ¿e zamierzam zostaæ
weterynarzem, kiedy dorosnê, ale nie chcieli s³uchaæ, tylko
mówili coœ o Królewskim Towarzystwie Opieki nad Zwie-
rzêtami. Samochód by³ zamkniêty – musia³em st³uc wy-
wietrznik, ¿eby wsadziæ rêkê do œrodka i otworzyæ drzwi.
Wypl¹ta³em psa, który oszala³ z radoœci, wiêc t³um siê
rozszed³.
Ojciec, zobaczywszy uszkodzenia, równie¿ oszala³, ale
nie z radoœci, tylko z furii. Cisn¹³ o ziemiê torbami od Sains-
bury’ego, rozbi³ jajka, pogniót³ ciastka, a do domu wraca³
z nadmiern¹ prêdkoœci¹. Nikt nie odezwa³ siê ani s³owem,
tylko pies by³ uœmiechniêty.
Skoñczy³em Wojnê i pokój. Ca³kiem niez³e.
niedziela 8 marca, pierwsza wielkiego postu
Matka posz³a na trening asertywnoœci w grupie kobiecej.
Mê¿czyznom wstêp wzbroniony.
Zapyta³em ojca, co to takiego „trening asertywnoœ-
ci”.
– Bóg jeden wie, ale z pewnoœci¹ nic dobrego z tego
nie wyniknie.
Na obiad zjedliœmy dorsza gotowanego w torebce z so-
sem maœlanym oraz brzoskwinie z puszki z bit¹ œmietan¹
w spreju. Ojciec otworzy³ butelkê bia³ego wina i da³ mi siê
trochê napiæ. Nie znam siê na winach, niemniej rocznik
wyda³ mi siê doœæ przyjemny.
Obejrzeliœmy film w telewizji, po czym wróci³a matka
i zaczê³a nami komenderowaæ. Wci¹¿ powtarza³a:
48
51. – Nêdzny robak siê zbuntowa³ – a tak¿e: – Odt¹d zapa-
nuj¹ tu inne porz¹dki – i temu podobne.
Nastêpnie uda³a siê do kuchni i sporz¹dzi³a grafik,
rozdzielaj¹c prace domowe na trzy czêœci. Zwróci³em jej
uwagê, ¿e mam ju¿ na g³owie rozwo¿enie gazet, opiekê
nad starym emerytem, karmienie psa, a tak¿e naukê
w szkole, ale nie chcia³a s³uchaæ, tylko powiesi³a grafik
na œcianie i oznajmi³a:
– Zaczynamy od jutra.
poniedzia³ek 9 marca
Wyszorowa³em sedes, umy³em wannê i umywalkê,
po czym dostarczy³em gazety. Wróciwszy do domu, zrobi-
³em œniadanie, uruchomi³em pralkê, poszed³em do szko³y,
wrêczy³em haracz Barry’emu Kentowi i uda³em siê do
Berta Baxtera, ¿eby zaczekaæ na opiekunkê spo³eczn¹,
która nie przysz³a. Zjad³em obiad w szkole, a na zajêciach
z gospodarstwa domowego upiek³em placek jab³kowy
z kruszonk¹. Wróci³em do domu. Odkurzy³em przedpokój,
bawialniê i pokój œniadaniowy. Obra³em ziemniaki, po-
sieka³em kapustê, zaci¹³em siê w palec, sp³uka³em krew
z kapusty. Upiek³em kotlety na grillu, zajrza³em do ksi¹¿ki
kucharskiej, szukaj¹c przepisu na sos. Zrobi³em sos. Prze-
tar³em grudki przez sito. Nakry³em do sto³u, poda³em
obiad, pozmywa³em. Namoczy³em przypalone garnki.
Wyj¹³em pranie z pralki – wszystko jest niebieskie, ³¹cz-
nie z bia³¹ bielizn¹ i chustkami do nosa. Rozwiesi³em
pranie na suszarce. Nakarmi³em psa. Wyprasowa³em strój
do WF-u, wyczyœci³em buty. Odrobi³em lekcje. Wyprowa-
dzi³em psa, wzi¹³em k¹piel. Zrobi³em trzy fili¿anki herbaty.
Umy³em fili¿anki. Poszed³em spaæ. Trafi³a mi siê asertyw-
na matka – ale mam pecha!
49
52. wtorek 10 marca, urodziny ksiêcia Edwarda, 1964 rok
Czemu nie urodzi³em siê jako ksi¹¿ê Edward, a ksi¹¿ê
Edward nie urodzi³ siê jako Adrian Mole? Traktuj¹ mnie
tutaj jak ch³opa pañszczyŸnianego.
œroda 11 marca
Rozwioz³em gazety i odwali³em prace domowe,
po czym powlok³em siê do szko³y. Matka nie chcia³a mi
daæ usprawiedliwienia na WF, wiêc umyœlnie nie wzi¹³em
z domu stroju gimnastycznego. Nie mog³em znieœæ myœli,
¿e bêdê musia³ biegaæ w kó³ko na przenikliwym wietrze.
Ten sadysta pan Jones kaza³ mi lecieæ do domu po strój
do WF-u!
Pies musia³ jakoœ wydostaæ siê za furtkê, gdy¿ kiedy
znów dotar³em do szko³y, zasta³em go pod bram¹. Mimo
moich protestów przecisn¹³ siê miêdzy sztachetami i po-
bieg³ za mn¹ na boisko. Zamkn¹³em siê w szatni, lecz jego
g³oœne szczekanie nios³o siê echem po ca³ej szkole, wiêc
spróbowa³em wymkn¹æ siê na dwór. Niestety, pies zauwa-
¿y³ mnie, a na widok pi³ki przy³¹czy³ siê do gry! Okazuje
siê, ¿e niesamowicie dobrze gra w nogê. Nawet pan Jones
siê œmia³, dopóki pies nie przedziurawi³ pi³ki zêbami.
Nasz wy³upiastooki dyrektor, pan Scruton, œledzi³ przez
okno ca³e zajœcie i kaza³ mi odprowadziæ psa do domu.
Powiedzia³em, ¿e przez to nie zjem obiadu w szkole, ale
pan Scruton oznajmi³, ¿e nastêpnym razem dobrze siê
zastanowiê, zanim przyprowadzê do szko³y zwierzê.
¯yczliwa pani Leech, szefowa kuchni, w³o¿y³a do piecy-
ka mój ry¿ z curry, nakrapianego wacka i budyñ, ¿eby nie
ostyg³y. Pani Leech nie znosi pana Scrutona, wiêc da³a mi
jeszcze wielk¹ koœæ szpikow¹ dla psa.
50
53. czwartek 12 marca
Dziœ rano po przebudzeniu odkry³em, ¿e mam twarz
upstrzon¹ ogromnymi czerwonymi krostami. Zdaniem
matki powsta³y na tle nerwowym, lecz ja jestem przeko-
nany, ¿e to skutek niew³aœciwej diety – ostatnio jadamy
du¿o potraw gotowanych w torebkach. Mo¿e jestem
uczulony na plastik?
Matka zadzwoni³a do recepcjonistki doktora Graya,
¿eby umówiæ mnie na wizytê, ale przyjm¹ mnie naj-
wczeœniej w poniedzia³ek! A co by by³o, gdybym mia³
gor¹czkê Lassa i zarazi³ ca³¹ okolicê? Kaza³em matce
powiedzieæ, ¿e to nag³y przypadek, ale oœwiadczy³a, ¿e
„jak zwykle reagujê przesadnie”. Powiedzia³a, ¿e kilka
krost nie œwiadczy o tym, ¿e umieram! Kiedy oznajmi³a,
¿e wybiera siê do pracy, nie wierzy³em w³asnym uszom.
Chyba powinna przedk³adaæ w³asne dziecko ponad zajêcia
zarobkowe?
Zadzwoni³em do babci, która przyjecha³a taksówk¹,
zabra³a mnie do siebie i po³o¿y³a do ³ó¿ka, gdzie siê obecnie
znajdujê. Panuje tu czystoœæ oraz spokój. Mam na sobie
pid¿amê zmar³ego dziadka. W³aœnie zjad³em miskê krup-
niku z wo³owin¹ – to mój pierwszy porz¹dny posi³ek
od wielu tygodni.
Kiedy matka wróci do domu i zobaczy, ¿e mnie nie ma,
zapewne wybuchnie awantura. Ale szczerze mówi¹c, drogi
dzienniczku, nic mnie to nie obchodzi.
pi¹tek 13 marca
Lekarz z pogotowia przyjecha³ do babci wczoraj o wpó³
do dwunastej w nocy. Stwierdzi³, ¿e cierpiê na Acne vulga-
ris, przypad³oœæ tak pospolit¹, ¿e wrêcz uwa¿an¹ za nor-
malny objaw dojrzewania. Uzna³, i¿ jest wielce nieprawdo-
podobne, bym chorowa³ na gor¹czkê Lassa, gdy¿ nie by³em
51
54. w tym roku w Afryce. Powiedzia³ babci, ¿e mo¿e zdj¹æ
zdezynfekowane przeœcierad³a z okien i drzwi. Jednak
kiedy babcia oœwiadczy³a, ¿e wola³aby zasiêgn¹æ opinii
innego lekarza, ostatecznie straci³ cierpliwoœæ i wrzasn¹³:
– Na litoœæ bosk¹, ch³opak ma tylko kilka pryszczy!
Babcia zapowiedzia³a, ¿e zaskar¿y go do Izby Lekar-
skiej, ale lekarz siê rozeœmia³, po czym wyszed³, trzaskaj¹c
drzwiami.
Ojciec zajrza³ do mnie przed pójœciem do pracy, ¿eby
dostarczyæ mi materia³y z nauk spo³ecznych oraz psa.
Powiedzia³, ¿e jeœli po powrocie na obiad nie zastanie mnie
w domu, spierze mnie na kwaœne jab³ko.
Zamkn¹³ siê z babci¹ w kuchni, gdzie przeprowadzi³
z ni¹ bardzo g³oœn¹ rozmowê. Us³ysza³em, jak mówi:
– Sprawy miêdzy mn¹ i Pauline uk³adaj¹ siê fatalnie,
k³ócimy siê ju¿ tylko o to, które z nas nie bêdzie siê opie-
kowaæ Adrianem.
Ojciec musia³ siê pomyliæ – chyba chodzi³o mu o to,
które z nich b ê d z i e siê mn¹ opiekowaæ?
A wiêc sta³o siê najgorsze – moi rodzice siê rozchodz¹,
a cerê mam ca³kiem do niczego.
sobota 14 marca
To oficjalna wiadomoœæ! Rodzice wystêpuj¹ o rozwód!
Na razie ¿adne nie chce siê wyprowadziæ, wiêc pokój
goœcinny zosta³ zamieniony na sypialniê ojca. Ta sytuacja
mo¿e fatalnie na mnie wp³yn¹æ, wrêcz uniemo¿liwiæ mi
karierê weterynarza.
Matka da³a mi dzisiaj piêæ funtów, pod warunkiem ¿e nie
powiem ojcu. Kupi³em za nie bio-krem na pryszcze i now¹
p³ytê Abby.
Zadzwoni³em do pana Cherry’ego, wyjaœniaj¹c, ¿e z po-
wodu problemów osobistych przez kilka tygodni nie bêdê
52
55. móg³ pracowaæ. Pan Cherry powiedzia³, ¿e wie o rozwo-
dzie moich rodziców, bo ojciec zlikwidowa³ prenumeratê
„Cosmopolitan” dla matki.
Ojciec da³ mi piêæ funtów, prosz¹c, bym nie mówi³
matce. Wyda³em czêœæ na fioletow¹ papeteriê, ¿eby zrobiæ
wra¿enie na BBC i zachêciæ ich do czytania moich wierszy;
reszta pójdzie na haracz dla Barry’ego Kenta. Nie s¹dzê,
by na ca³ym œwiecie istnia³ ktoœ równie nieszczêœliwy jak
ja. Gdyby nie poezja, kompletnie bym zwariowa³.
Poszed³em na smutny spacer i przy okazji zanios³em
koniowi Pandory dwa kilo kompotowych jab³ek. Do g³owy
przyszed³ mi wiersz o Kwiatku; zanotowa³em go po powro-
cie do domu, w którym mieszkam:
Kwiatek, napisa³ Adrian Mole, lat prawie czternaœcie
Ma³y Br¹zowy Konik
Zjada jab³ka na ³¹ce,
Mo¿e czas uleczy
Moje serce cierpi¹ce.
G³aszczê te miejsca, gdzie Pandora siedzia³a,
W toczku oraz bryczesach widzê zarys jej cia³a.
Do widzenia, koniku,
Zbieram siê do drogi,
Od deszczu i b³ota przemok³y mi nogi.
Wys³a³em wiersz do BBC. Na kopercie zaznaczy³em
„Pilne”.
niedziela 15 marca, druga wielkiego postu
W domu jest bardzo cicho. Ojciec siedzi i pali w pokoju
goœcinnym, a matka siedzi i pali w sypialni. Niewiele jedz¹.
Pan Lucas ju¿ trzykrotnie dzwoni³ do matki, ale ona
powtarza jedynie:
53
56. – Jeszcze nie teraz, jeszcze za wczeœnie.
Mo¿e chcia³ j¹ zaprosiæ do pubu na drinka, ¿eby odwró-
ciæ jej uwagê od k³opotów osobistych?
Ojciec zabra³ sprzêt stereofoniczny do swego pokoju.
S³ucha p³yt Jima Reevesa i gapi siê w okno. Kiedy zanios-
³em mu herbatê, powiedzia³ zd³awionym g³osem:
– Dziêkujê.
Kiedy zanios³em herbatê matce, przegl¹da³a stare listy,
napisane rêk¹ ojca.
– Adrianie, co ty sobie o nas pomyœlisz? – westchnê³a.
Odpar³em, ¿e Rick Lemon, dzia³acz m³odzie¿owy,
uwa¿a, ¿e rozwody to wina spo³eczeñstwa.
– Chrzaniæ spo³eczeñstwo – mruknê³a matka.
Upra³em i wyprasowa³em mundurek szkolny na jutro.
Obowi¹zki domowe id¹ mi coraz lepiej.
Mam tak okropne pryszcze, ¿e nie mogê nawet o nich
pisaæ. Bêdê poœmiewiskiem w szkole.
Czytam Cz³owieka w ¿elaznej masce. Dok³adnie wiem,
jak on siê czu³.
poniedzia³ek 16 marca
Poszed³em do szko³y. Okaza³o siê, ¿e jest zamkniêta;
w swej udrêce zapomnia³em, ¿e dzisiaj mamy wolne. Nie
chcia³o mi siê wracaæ do domu, wiêc uda³em siê w odwie-
dziny do Berta Baxtera. Powiedzia³, ¿e pracownica opieki
spo³ecznej ju¿ u niego by³a. Obieca³a za³atwiæ now¹ budê
dla Szabli, ale stwierdzi³a, ¿e opiekunka mu siê nie nale¿y
(Bertowi, nie Szabli).
W zlewie znów sta³y brudne naczynia, chyba z ca³ego
tygodnia. Bert mówi, ¿e zostawia je dla mnie, bo zmywa-
nie œwietnie mi idzie. Przy pracy zwierzy³em siê Berto-
wi, ¿e rodzice siê rozstaj¹. Powiedzia³, ¿e nie popiera roz-
wodów; sam by³ ¿onaty przez trzydzieœci piêæ ponurych
54
57. lat, wiêc dlaczego komuœ innemu mia³oby siê upiec?
Oœwiadczy³, ¿e ma czworo dzieci i ¿adne z nich go nie
odwiedza. Dwoje mieszka w Australii, wiêc trudno mieæ
do nich pretensje, ale pozosta³ych dwoje powinno siê
wstydziæ. Pokaza³ mi zdjêcie zmar³ej ¿ony z czasów przed
wynalezieniem chirurgii plastycznej. Wyzna³, ¿e zawie-
raj¹c ma³¿eñstwo, by³ stajennym (stajenny to ktoœ, kto
robi przy koniach) i dopiero kiedy przeniós³ siê do pra-
cy na kolei, zauwa¿y³, ¿e jego ¿ona jest podobna do ko-
nia. Zapyta³em, czy chcia³by znów obejrzeæ jakiegoœ
konia. Powiedzia³, ¿e tak, wiêc zabra³em go na spacer
do Kwiatka.
Droga zajê³a nam ca³e wieki – Bert niesamowicie wolno
chodzi i bez przerwy musi przysiadaæ na murkach ogrodo-
wych – ale w koñcu dotarliœmy na miejsce. Bert oœwiadczy³,
¿e Kwiatek to nie koñ, tylko kuc p³ci ¿eñskiej. Bez przerwy
j¹ g³adzi³ i pyta³: – Ale z nas œlicznotka, co?
Potem Kwiatek posz³a pobiegaæ, a my usiedliœmy
na wraku samochodu; Bert zapali³ woodbine’a, ja zjad³em
baton Mars. Po powrocie do Berta poszed³em do sklepu
i kupi³em paczkowane chiñskie danie firmy Vesta oraz
b³yskawiczny deser karmelowy Instant Whip, ¿eby Bert
choæ raz zjad³ porz¹dny posi³ek. Potem obejrzeliœmy
w telewizji talk-show Pebble Mill at One. Bert pokaza³ mi
stare koñskie szczotki oraz zdjêcia wielkiego dworu, gdzie
pracowa³ jako ch³opiec. Powiedzia³, ¿e pobyt we dworze
zrobi³ z niego komunistê, ale zasn¹³, nim zd¹¿y³ mi wyjaœ-
niæ, jak to siê sta³o.
Po powrocie do domu nikogo nie zasta³em, wiêc pusz-
cza³em p³yty Abby najg³oœniej, jak mog³em, a¿ g³ucha
s¹siadka zaczê³a waliæ w œcianê.
55
58. wtorek 17 marca, dzieñ œw. Patryka, œwiêto pañstwowe
Irlandii Pó³nocnej i Republiki Irlandii
Ogl¹da³em „Jurne i Jêdrne”. Zmierzy³em swojego. Ma
jedenaœcie centymetrów d³ugoœci.
Pan O’Leary z naprzeciwka by³ pijany ju¿ o dziesi¹tej
rano! Wyrzucono go od rzeŸnika za g³oœne œpiewy.
œroda 18 marca
Ojciec i matka rozmawiaj¹ z adwokatami. Pewnie
walcz¹ o to, które z nich dostanie prawo do opieki nade
mn¹. Stanê siê ofiar¹ mi³oœci rodzicielskiej, a moje zdjêcie
uka¿e siê w gazetach. Mam nadziejê, ¿e do tej pory znikn¹
mi pryszcze.
czwartek 19 marca
Pan Lucas wystawi³ swój dom na sprzeda¿. Matka mówi,
¿e na pocz¹tek chce trzydzieœci tysiêcy funtów! Co on zrobi
z tak¹ iloœci¹ pieniêdzy?
Matka mówi, ¿e kupi inny, wiêkszy dom. Czy mo¿na
sobie wyobraziæ coœ g³upszego?
Gdybym mia³ trzydzieœci tysiêcy funtów, wêdrowa³bym
po œwiecie i prze¿ywa³.
Nie wzi¹³bym ze sob¹ prawdziwych banknotów, bo czy-
ta³em, ¿e wiêkszoœæ cudzoziemców to z³odzieje. Zaszy³-
bym w spodniach czeki podró¿ne wartoœci trzech tysiêcy
funtów, a przed wyjazdem zrobi³bym, co nastêpuje:
a) pos³a³bym Pandorze trzy tuziny czerwonych ró¿,
b) za piêædziesi¹t funtów naj¹³bym oprycha, ¿eby spuœci³
lanie Barry’emu Kentowi,
c) kupi³bym najlepszy rower wyœcigowy na œwiecie
i jeŸdzi³bym przed domem Nigela,
56
59. d) zamówi³bym wielk¹ skrzyniê pokarmu dla psów,
¿eby pod moj¹ nieobecnoœæ pies porz¹dnie siê od¿y-
wia³,
e) wynaj¹³bym pomoc domow¹ dla Berta Baxtera,
f) zaproponowa³bym matce i ojcu tysi¹c funtów (na g³o-
wê), ¿eby siê nie rozstawali.
Wróci³bym z dalekiego œwiata jako wysoki, opalony
mê¿czyzna, pe³en ironicznych doznañ. Pandora co wie-
czór p³aka³aby w poduszkê, ¿e przegapi³a okazjê zostania
pani¹ Adrianow¹ Mole. W rekordowym czasie zdoby³-
bym uprawnienia weterynarza, po czym kupi³bym farmê
z domem, w którym jeden pokój przeznaczy³bym na ga-
binet, ¿eby mieæ cichy k¹t, gdzie móg³bym byæ intelektua-
list¹.
Nie marnowa³bym trzydziestu tysiêcy funtów, ¿eby
kupiæ pó³ bliŸniaka!
pi¹tek 20 marca, pierwszy dzieñ wiosny, pe³nia
Pierwszy dzieñ wiosny. Gmina œciê³a wszystkie wi¹zy
w alei Wi¹zów.
sobota 21 marca
Rodzice jadaj¹ ró¿ne rzeczy o ró¿nych porach dnia, wiêc
spo¿ywam szeœæ posi³ków dziennie, ¿eby nie uraziæ ¿ad-
nego z nich.
Telewizor stoi w moim pokoju, bo nie potrafili zdecy-
dowaæ, komu siê nale¿y. Mogê teraz ogl¹daæ horrory, le¿¹c
w ³ó¿ku.
Zaczynam coœ podejrzewaæ w kwestii uczuæ matki
do pana Lucasa. Znalaz³em kartkê, któr¹ od niego dosta³a:
„Pauline, jak d³ugo jeszcze? Na litoœæ bosk¹, wyjedŸ
ze mn¹. Twój na wieki Bimbuœ”.
57
60. Mimo podpisu „Bimbuœ” wiem, ¿e to liœcik od pana
Lucasa, bo zosta³ napisany na odwrocie jego monitu
za œwiat³o.
Ojciec powinien siê o tym dowiedzieæ. Wsadzi³em
kartkê pod materac obok egzemplarzy „Jurnych i Jêdr-
nych”.
niedziela 22 marca, trzecia wielkiego postu, pocz¹tek
czasu letniego w Wielkiej Brytanii
Dziœ s¹ urodziny babci; koñczy siedemdziesi¹t szeœæ lat
i na tyle wygl¹da. Zanios³em jej roœlinê doniczkow¹ o obcej
nazwie Dieffenbachia. W ziemiê wetkniêta by³a tabliczka
z napisem: „Sok tej roœliny jest truj¹cy, zachowaj ostro¿-
noœæ”. Babcia zapyta³a, kto wybra³ tê roœlinê. Odpar³em,
¿e matka.
Babcia jest doœæ zadowolona, ¿e moi rodzice siê rozwo-
dz¹. Twierdzi, ¿e zawsze uwa¿a³a matkê za wszetecznicê,
a teraz siê okazuje, i¿ mia³a racjê.
Nie spodoba³o mi siê, ¿e mówi o matce ten sposob,
wiêc poszed³em do domu. Przed babci¹ uda³em, ¿e umówi-
³em siê z koleg¹. Ale w³aœciwie nie mam ju¿ kolegów, pew-
nie dlatego, ¿e jestem intelektualist¹ – chyba trochê napa-
wam ich trwog¹. Zajrza³em do s³ownika, ¿eby sprawdziæ,
co oznacza „wszetecznica”. Niezbyt mi³e okreœlenie!
poniedzia³ek 23 marca
Znów do szko³y, niestety! Na zajêciach z gospodarstwa
domowego robiliœmy dziœ pieczone ziemniaki z nadzieniem
serowym. Moje ziemniaki by³y wiêksze od innych, wiêc nie
zd¹¿y³y siê porz¹dnie upiec do koñca lekcji. Dokoñczy³em
je u Berta Baxtera. Znów chcia³ popatrzeæ na Kwiatek.
Trochê to uci¹¿liwe, bo dojœcie z nim gdziekolwiek trwa
58
61. okropnie d³ugo, ale dotrzyma³em mu towarzystwa. Wszyst-
ko jest lepsze ni¿ matma w szkole.
Bert wzi¹³ ze sob¹ koñskie szczotki i porz¹dnie wyczyœ-
ci³ Kwiatek; kiedy skoñczy³, b³yszcza³a jak wy³uskany
kasztan. Zasapany Bert przysiad³ na wraku samochodu
i zapali³ woodbine’a. Potem odprowadzi³em go do domu.
Od kiedy Szabla ma now¹ budê, jest w lepszym humo-
rze; dom Berta tak¿e jest w lepszym stanie, od kiedy Szabla
czêœciej przebywa na zewn¹trz. Bert powiedzia³, ¿e pra-
cownica opieki spo³ecznej uwa¿a, i¿ powinien pójœæ
do domu starców, gdzie bêdzie mia³ w³aœciw¹ opiekê.
Ale Bert nie chce, wiêc sk³ama³, ¿e co dzieñ odwiedza
go wnuk, który siê nim zajmuje. Pani z opieki spo³ecznej
ma to sprawdziæ, a ja mogê mieæ k³opoty za podszywanie
siê pod kogoœ innego!!! Nie wiem, ile jeszcze k³opotów
wytrzymam.
wtorek 24 marca
Wczoraj póŸnym wieczorem widzia³em, jak matka
odje¿d¿a gdzieœ z panem Lucasem jego samochodem.
Chyba by³a to jakaœ specjalna okazja, bo matka mia³a
na sobie kombinezon z cekinami i wygl¹da³a odrobinê
wszetecznie. Pan Lucas w³o¿y³ najlepszy garnitur oraz
mnóstwo z³otej bi¿uterii. Faktycznie, staruszek umie siê
ubraæ.
Gdyby ojciec bardziej dba³ o wygl¹d, nie dosz³oby
do tego wszystkiego. Ka¿da kobieta woli mê¿czyznê, który
nosi garnitur i mnóstwo z³otej bi¿uterii, od kogoœ takiego
jak ojciec, który prawie siê nie goli, chodzi w starym
ubraniu, a bi¿uterii nie ma wcale. To chyba jasne.
Mam zamiar nie spaæ, ¿eby siê dowiedzieæ, o której
matka wróci.
59
62. pó³noc
Matki wci¹¿ nie ma.
2 w nocy
Matki ani œladu.
œroda 25 marca, Zwiastowanie N.M.P.
Nie wiem, o której matka dotar³a do domu, bo zasn¹³em.
Ojciec mówi, ¿e posz³a na œwi¹teczny obiad z dansingiem,
organizowany przez firmê ubezpieczeniow¹. W marcu?
Tato, daj¿e spokój! Masz mnie za naiwnego? Dziœ na WF-ie
mieliœmy p³ywanie. Woda by³a lodowato zimna, kabiny
w szatni równie¿. Spróbujê zaraziæ siê grzybic¹, ¿eby nie iœæ
na basen w przysz³ym tygodniu.
czwartek 26 marca
Policja dopad³a Barry’ego Kenta za je¿d¿enie rowerem
bez tylnego œwiat³a. Mam nadziejê, ¿e wyœl¹ go do popraw-
czaka. Krótka terapia szokowa dobrze by mu zrobi³a.
pi¹tek 27 marca
Pandora i Nigel zerwali ze sob¹! Ca³a szko³a o tym mó-
wi. To najlepsza wiadomoœæ, jak¹ s³ysza³em od dawna.
Czytam Pani¹ Bovary autorstwa kolejnego ¿abojada.
sobota 28 marca, ostatnia kwadra
W³aœnie wyszed³ ode mnie Nigel. Ma z³amane serce.
Próbowa³em go pocieszyæ, mówi¹c, ¿e jest du¿o kamyków
na pla¿y i rybek w morzu. Ale by³ zbyt rozstrojony, by mnie
s³uchaæ.
60
63. Opowiedzia³em mu o swoich podejrzeniach, dotycz¹-
cych matki i pana Lucasa. Odpar³, ¿e to siê ci¹gnie ju¿
od dawna i ¿e wszyscy o tym wiedz¹, z wyj¹tkiem mnie
i mojego ojca!!!
Odbyliœmy d³ug¹ rozmowê o rowerach wyœcigowych,
po czym Nigel uda³ siê do siebie rozmyœlaæ o Pandorze.
Jutro Dzieñ Matki. Nie mogê siê zdecydowaæ, czy coœ jej
kupiæ, czy nie. Mam tylko szeœædziesi¹t osiem pensów.
niedziela 29 marca, czwarta wielkiego postu, Dzieñ Matki
Ojciec da³ mi wczoraj trzy funty ze s³owami:
– Kup matce coœ przyzwoitego, synu, to mo¿e ju¿ ostatni
raz.
Z pewnoœci¹ nie zamierzam jechaæ z jej powodu a¿
do miasta! Poszed³em do trafiki pana Cherry’ego i kupi³em
pude³ko czekoladek Black Magic oraz kartkê z ¿yczeniami:
„Dla cudownej matki”.
Producenci kartek pewnie s¹dz¹, ¿e wszystkie matki s¹
cudowne, gdy¿ s³owo „cudowna” pojawia siê na ka¿dej
kartce. Mia³em ochotê skreœliæ „cudowna” i wstawiæ
„wszeteczna”, ale nie zrobi³em tego. Podpisa³em ¿yczenia:
„Od syna Adriana”, i wrêczy³em jej wszystko dziœ rano.
– Adrianie, nie powinieneœ by³ – powiedzia³a.
Racja, nie powinienem by³.
Muszê koñczyæ. Matka zarz¹dzi³a coœ, co okreœla mia-
nem „cywilizowanego spotkania”. Bêdzie na nim obecny
pan Lucas – ja oczywiœcie nie zosta³em zaproszony! Zamie-
rzam pods³uchiwaæ pod drzwiami.
poniedzia³ek 30 marca
Wczoraj sta³o siê coœ strasznego. Ojciec i pan Lucas
pobili siê na oczach ca³ej ulicy w ogródku od frontu! Matka
61
64. próbowa³a ich rozdzieliæ, ale kazali jej siê „nie wtr¹caæ”.
Pan O’Leary chcia³ pomóc ojcu i ca³y czas krzycza³:
„George, przy³ó¿ ode mnie temu gnojowi!”, a pani O’Leary
okropnie ubli¿a³a mojej matce. Z jej s³ów wynika, ¿e obser-
wuje poczynania matki od œwi¹t Bo¿ego Narodzenia.
Cywilizowane spotkanie skoñczy³o siê o pi¹tej po po³udniu,
gdy ojciec dowiedzia³ siê, od kiedy trwa romans mojej
matki i pana Lucasa.
Kolejne cywilizowane spotkanie zaczê³o siê oko³o siód-
mej, lecz gdy matka oœwiadczy³a, ¿e wyje¿d¿a z panem
Lucasem do Sheffield, ojciec zapomnia³ o cywilizacji i rzu-
ci³ siê do boju. Pan Lucas uciek³ do ogródka, ale ojciec
podci¹³ go obok krzaka wawrzynu, po czym bójka rozgo-
rza³a na dobre. W³aœciwie by³o to ogromnie emocjonuj¹ce,
z okna sypialni mia³em na wszystko œwietny widok.
W pewnej chwili pani O’Leary zawo³a³a:
– Tylko tego dzieciaka mi szkoda!
Wszyscy spojrzeli w górê, aby na mnie popatrzeæ, wiêc
postara³em siê o szczególnie smutn¹ minê. Z pewnoœci¹
te prze¿ycia w przysz³oœci spowoduj¹ u mnie uraz. Na razie
czujê siê dobrze, ale nigdy nic nie wiadomo.
wtorek 31 marca
Matka wyjecha³a do Sheffield z panem Lucasem. Musia-
³a sama prowadziæ, bo pan Lucas nie widzi na podbite oczy.
Gdy powiadomi³em sekretarkê w szkole, ¿e matka nas
opuœci³a, potraktowa³a mnie bardzo mi³o i wrêczy³a mi
ankietê. Chodzi o darmowe obiady w szkole – teraz ojciec
jest samotnym rodzicem.
Nigel poprosi³ Barry’ego Kenta, ¿eby na kilka tygodni
przesta³ mnie przeœladowaæ. Barry Kent powiedzia³, ¿e siê
zastanowi.
62
67. œroda 1 kwietnia, prima aprilis
Rano zadzwoni³ Nigel, udaj¹c przedsiêbiorcê pogrzebo-
wego, i zapyta³, kiedy ma zabraæ cia³o. Telefon odebra³
ojciec. Doprawdy, on w ogóle nie ma poczucia humoru.
Œwietnie siê bawi³em, wmawiaj¹c dziewczynom, ¿e
wystaj¹ im halki, chocia¿ nie by³a to prawda. Barry Kent
przyniós³ na zajêcia z malarstwa proszek wywo³uj¹cy swê-
dzenie i wsypa³ odrobinê do botków pani Fossington-Gore.
To kolejna osoba pozbawiona poczucia humoru. Barry
mnie równie¿ wsypa³ za ko³nierz trochê tego proszku. Nie
widzê w tym nic œmiesznego; musia³em iœæ do pielêgniarki,
¿eby go usunê³a.
Dom wygl¹da wrêcz obskurnie, bo ojciec w ogóle nie
zajmuje siê sprz¹taniem. Pies usycha z têsknoty za matk¹.
Urodzi³em siê dok³adnie trzynaœcie lat i trzysta szeœæ-
dziesi¹t cztery dni temu.
czwartek 2 kwietnia
Dziœ skoñczy³em czternaœcie lat! Od ojca dosta³em dres
i pi³kê no¿n¹ (ojciec jest zupe³nie niewra¿liwy na moje po-
trzeby), od dziadka Mole’a Ma³ego Stolarza (bez komen-
tarza), od dziadka Sudgena kopertê z ¿yczeniami oraz
65
68. banknotem jednofuntowym (ostatni z wielkich rozrzut-
nych). Co najlepsze, matka da³a mi dziesiêæ funtów, a pan
Lucas piêæ (zapewne chcieli uspokoiæ swoje sumienia).
Nigel przys³a³ mi ¿artobliw¹ kartkê; na wierzchu wid-
nia³ napis: „Kto jest seksowny, zdolny i przystojny?”,
a w œrodku odpowiedŸ: „Na pewno nie ty, koleœ!” Nigel
dopisa³: „Bez urazy, stary”, i w³o¿y³ do koperty dziesiêæ
pensów.
Kartka od Berta Baxtera przysz³a na adres szko³y, bo
Bert nie wie, gdzie mieszkam. Ma niesamowicie ³adne
pismo, chyba nazywa siê „poligraficzne”. Kartka mia³a
na wierzchu zdjêcie owczarka alzackiego, wewn¹trz zaœ
napis: „Najlepsze ¿yczenia od Berta i Szabli. PS Zlew siê
zatka³”. Do kartki Bert do³¹czy³ bon ksi¹¿kowy za dziesiêæ
szylingów – co prawda jego wa¿noœæ wygas³a w grudniu
1958, ale licz¹ siê dobre intencje.
A wiêc wreszcie mam czternaœcie lat! Wieczorem uwa¿-
nie przejrza³em siê w lustrze i muszê powiedzieæ, ¿e do-
strzegam oznaki pewnej dojrza³oœci (nie licz¹c tych parszy-
wych pryszczy).
pi¹tek 3 kwietnia
Dziœ na teœcie z geografii zaliczy³em komplet punktów.
Tak! Z dum¹ donoszê, ¿e dosta³em dwadzieœcia punktów
na dwadzieœcia mo¿liwych! Moja praca zosta³a te¿ pochwa-
lona za schludny wygl¹d. Nie istnieje nic, czego bym nie
wiedzia³ o norweskim przemyœle garbarskim.
Barry Kent wyraŸnie rozkoszuje siê swoj¹ ignorancj¹.
Kiedy panna Elf zapyta³a go, jakie jest po³o¿enie Norwegii
wzglêdem Wielkiej Brytanii, odpar³:
– Jest oddalona o dwa stopnie pokrewieñstwa.
Z przykroœci¹ stwierdzam, ¿e ca³a klasa siê rozeœmia³a,
nawet Pandora. Tylko ja i panna Elf zachowaliœmy powagê.
66
69. Przetka³em zlew Berta Baxtera. Odp³yw by³ pe³en sta-
rych koœci i fusów herbacianych. Powiedzia³em Bertowi, ¿e
naprawdê powinien u¿ywaæ torebek, b¹dŸ co b¹dŸ ¿yjemy
w dwudziestym wieku! Bert powiedzia³, ¿e spróbuje.
Us³yszawszy, ¿e moja matka uciek³a z agentem ubezpie-
czeniowym, zapyta³: „Czy to by³ palec bo¿y?” I tak siê
œmia³, ¿e ³zy stanê³y mu w oczach.
sobota 4 kwietnia, nów
Dziœ sprz¹taliœmy z ojcem dom. Nie mieliœmy wyjœcia
– jutro babcia przychodzi na podwieczorek. Po po³udniu
pojechaliœmy do Sainsbury’ego. Ojciec wzi¹³ wózek,
którym nie dawa³o siê kierowaæ i który w dodatku piszcza³
niczym torturowane myszy. Wstydzi³em siê, ¿e mnie z nim
s³yszano. Ojciec wybiera³ wy³¹cznie niezdrowe jedzenie;
dopiero kiedy siê postawi³em, kupi³ œwie¿e owoce i sa³atê.
Przy kasie nie móg³ znaleŸæ karty kredytowej, a kasjerka
nie chcia³a przyj¹æ czeku. W koñcu zjawi³ siê kierownik
i przerwa³ k³ótniê. Musia³em po¿yczyæ ojcu trochê urodzi-
nowych pieniêdzy; jest mi winien osiem funtów, trzydzieœci
osiem i pó³ pensa; kaza³em mu wystawiæ rewers na rachun-
ku z kasy.
Muszê jednak powiedzieæ, ¿e Sainsbury’emu nale¿y siê
uznanie; nareszcie przyci¹gaj¹ lepsz¹ klientelê. Widzia³em,
jak jakiœ pleban kupowa³ opakowanie papieru toaletowego
– cztery trójwarstwowe rolki w kolorze fioletowym! Temu
to szmal wychodzi nosem! Móg³ przecie¿ kupiæ szary,
szorstki papier, a ró¿nicê oddaæ biednym. Co za ob³uda!
niedziela 5 kwietnia, pi¹ta wielkiego postu
Dziœ rano przyszed³ Nigel. Wci¹¿ siê wœcieka na Pan-
dorê. Próbowa³em zabawiæ go rozmow¹ o norweskim
67
70. przemyœle garbarskim, ale nie wiadomo dlaczego wcale
nie by³ zainteresowany.
O pierwszej po po³udniu zmusi³em ojca, ¿eby wsta³
z ³ó¿ka. Nie rozumiem, z jakiej racji mia³by ca³y dzieñ siê
wylegiwaæ jak jakiœ œmierdz¹cy leñ, skoro ja od dawna
jestem na nogach. W koñcu ojciec siê podniós³ i po-
szed³ na dwór myæ samochód, ale znalaz³ kolczyk matki
za tylnym siedzeniem, wiêc usiad³ i wpatrzy³ siê w niego.
– Têsknisz za matk¹, Adrianie? – zapyta³ wreszcie.
– Oczywiœcie – odpar³em – ale trzeba ¿yæ dalej.
– Nie widzê, po co – odpowiedzia³.
Poj¹³em, ¿e myœli o samobójstwie, wiêc natychmiast
poszed³em na górê i usun¹³em z sypialni wszystkie nie-
bezpieczne przedmioty.
Kiedy zmywa³em po spo¿yciu obiadu z mro¿onki (pie-
czeñ wo³owa), ojciec zawo³a³ do mnie, ¿e nie mo¿e znaleŸæ
brzytwy w ³azience. Sk³ama³em, ¿e nic o tym nie wiem,
a nastêpnie wyj¹³em z szuflady w kuchni wszystkie no¿e
i ostre narzêdzia. Ojciec usi³owa³ uruchomiæ elektryczn¹
golarkê, ale baterie pozielenia³y i wyciek³y.
Mam wra¿enie, ¿e jestem doœæ wyrozumia³y, ale s³ow-
nictwo, jakiego w owej chwili u¿y³ mój ojciec, przekro-
czy³o wszelkie granice! Tylko dlatego, ¿e nie móg³ siê
ogoliæ!
Podwieczorek ci¹gn¹³ siê bez koñca. Babcia bez przerwy
mówi³a wstrêtne rzeczy o matce, a ojciec jêcza³, jak bardzo
za ni¹ têskni. Mojej obecnoœci w pokoju nikt nie zauwa¿y³!
Nawet na psa zwracano wiêcej uwagi!
Babcia skarci³a ojca za próbê zapuszczenia brody.
– George, byæ mo¿e uwa¿asz, ¿e jako komunista wygl¹-
dasz zabawnie, ale ja jestem przeciwnego zdania – oznaj-
mi³a.
Doda³a, ¿e dziadek nawet w okopach pod Ypres goli³ siê
codziennie, chocia¿ niekiedy musia³ odpêdzaæ szczury,
68
71. które chcia³y ze¿reæ myd³o do golenia. Powiedzia³a, ¿e
kiedy dziadek le¿a³ w trumnie, zosta³ ogolony przez
przedsiêbiorcê pogrzebowego, skoro wiêc martwi mog¹
byæ ogoleni, to dla ¿ywych nie ma ¿adnego usprawied-
liwienia. Ojciec usi³owa³ siê t³umaczyæ, ale napotka³ pew-
ne trudnoœci, bo babcia ani na chwilê nie przestawa³a
mówiæ.
Obaj byliœmy zadowoleni, kiedy wreszcie sobie po-
sz³a.
Przejrza³em „Jurne i Jêdrne”. W koñcu to pi¹ta niedziela
wielkiego postu!
poniedzia³ek 6 kwietnia
Dosta³em od matki pocztówkê. Pisze, ¿e „oni” mieszkaj¹
u znajomych, dopóki nie znajd¹ sobie mieszkania. Zapro-
si³a mnie, bym przyjecha³ na weekend, kiedy siê urz¹dz¹.
Nie pokaza³em kartki ojcu.
wtorek 7 kwietnia
Moja najdro¿sza Pandora umawia siê z Craigiem
Thomasem. Thomasie, po raz ostatni da³em ci baton Mars!
Barry Kent ma k³opoty, gdy¿ na malarstwie nary-
sowa³ go³¹ babê. Pani Fossington-Gore powiedzia³a, ¿e
nie tyle niepokoi j¹ temat wybrany przez Barry’ego,
ile jego nieznajomoœæ podstawowych faktów biologicz-
nych. Wykona³em niez³y rysunek, przedstawiaj¹cy zapaœ-
nika Niesamowitego Byka, który roznosi Craiga Thomasa
na strzêpy. Pani Fossington-Gore oceni³a, ¿e to „mocna
wypowiedŸ na temat monolitycznego ucisku”.
Telefon od matki. Mia³a dziwny g³os, jakby by³a prze-
ziêbiona. Ca³y czas powtarza³a:
– Pewnego dnia zrozumiesz, Adrianie.
69
72. W tle da³o siê s³yszeæ jakby siorbanie. Pewnie ten gnojek
Lucas ca³owa³ j¹ w szyjê, widzia³em, jak to robi¹ na
filmach.
œroda 8 kwietnia
Ojciec nie chcia³ mi daæ usprawiedliwienia z WF-u, wiêc
prawie ca³y ranek spêdzi³em w pid¿amie, skacz¹c do base-
nu i wyci¹gaj¹c le¿¹c¹ na dnie ceg³ê. Po powrocie do domu
wyk¹pa³em siê, ale nadal cuchnê chlorem. Nie wiem, jaki
mia³by byæ cel takich lekcji jak wy¿ej opisana. Przecie¿
kiedy dorosnê, nie bêdê chodzi³ brzegiem rzeki w pid¿amie!
I tylko g³upi skaka³by do wody po jak¹œ kretyñsk¹ ceg³ê!
Ceg³y le¿¹ wszêdzie, gdzie spojrzeæ!
czwartek 9 kwietnia
Pogadaliœmy sobie wczoraj z ojcem. Zapyta³ mnie, z kim
wola³bym mieszkaæ, z nim czy z matk¹. Powiedzia³em, ¿e
z obojgiem. Wyzna³, ¿e zaprzyjaŸni³ siê z kole¿ank¹ z pracy,
niejak¹ Doreen Slater, i ¿e chcia³by któregoœ dnia poznaæ
nas ze sob¹. Znów to samo! I to ma byæ opuszczony m¹¿
o z³amanym sercu, myœl¹cy o samobójstwie?
pi¹tek 10 kwietnia
Zadzwoni³em do babci, ¿eby jej powiedzieæ o Doreen
Slater. Odnios³em wra¿enie, ¿e niezbyt siê ucieszy³a.
Oœwiadczy³a, ¿e to pospolite imiê. Jestem sk³onny siê z ni¹
zgodziæ.
Po¿yczy³em z biblioteki Czekaj¹c na Godota, ale siê
rozczarowa³em – to sztuka teatralna. Niemniej, spróbujê.
Ostatnio zaniedbywa³em swój umys³.
70
73. Nigel zapyta³, czy chcia³bym spêdziæ u niego weekend;
jego rodzice jad¹ na wesele do Croydon. Ojciec mi pozwo-
li³, nawet siê ucieszy³. Idê do Nigela jutro rano.
Dziœ zaczê³y siê ferie wielkanocne. Muszê zapewniæ
swemu mózgowi aktywnoœæ.
sobota 11 kwietnia, pierwsza kwadra
Ten Nigel to ma szczêœcie! Jego dom jest absolutnie
fantastyczny, ca³kiem nowoczesny! Nie wiem, co on sobie
myœli o naszym domu – niektóre nasze meble licz¹ sobie
ponad sto lat!
Nigel ma ogromn¹ sypialniê, sprzêt stereo, kolorowy
telewizor, magnetofon kasetowy, miniaturowy tor samo-
chodowy Scalextric, elektryczn¹ gitarê oraz wzmacniacz.
A tak¿e reflektory nad ³ó¿kiem, czarne œciany, bia³y dywan,
importowan¹ ko³drê w samochody wyœcigowe i ca³e sterty
„Jurnych i Jêdrnych”. Przejrzeliœmy je, po czym Nigel
poszed³ wzi¹æ zimny prysznic, a ja odgrza³em zupê i po-
kroi³em bagietkê. NieŸle siê uœmialiœmy przy lekturze
Czekaj¹c na Godota. Nigel dosta³ niemal ataku histerii,
gdy powiedzia³em, ¿e Vladimir i Estragon brzmi¹ jak
nazwy pigu³ek antykoncepcyjnych.
Przejecha³em siê na rowerze wyœcigowym Nigela.
Strasznie bym chcia³ mieæ taki rower. Gdybym mia³
wybieraæ miêdzy Pandor¹ a rowerem wyœcigowym,
wybra³bym rower. Sorry, Pandoro, ale wiesz, jak jest.
Poszliœmy na rybê z frytkami i zamówiliœmy pe³ny
zestaw – rybê, frytki, marynowane cebulki, korniszony,
zielony groszek. Dla Nigela nic nie jest zbyt kosztowne,
dostaje niesamowicie du¿e kieszonkowe. Trochê siê pow³ó-
czyliœmy, a potem wróciliœmy do domu i obejrzeliœmy
w telewizji film Wy³upiastooki potwór znów atakuje.
Kiedy powiedzia³em, ¿e potwór przypomina mi naszego
71