SlideShare a Scribd company logo
1 of 4
Download to read offline
Andrzej Dybczak
			 Ilustracje Anna Zabdyrska
Ziemia chwilowo
jest martwa
Dla przechylonych, można powiedzieć już praktycznie powa-
lonych drzew mających nieszczęście rosnąć zbyt blisko skarpy
wiosna, która nadejdzie, będzie jedną z ostatnich albo w ogóle
ostatnią. Głęboko wyżłobione koryto świadczyło, jak wysoko
potrafiła podnieść się woda i z jaką siłą uderzała na zakrętach
o brzeg. Za każdym razem jej przemiana była zdumiewają-
ca nawet dla tych, którzy wychowali się w pobliżu. Każdy
mostek, który potem stawiali od nowa, był za niski i za lichy.
Dobry, nawet za dobry, na ledwie cieknącą strugę, jaką potok
był przez większą część roku, i zawsze porywany, kiedy tylko
brunatna woda sięgała swojego apogeum. Bez trudu rozbijała
te kładki fragmentami powalonych właśnie drzew, zerwanych
wyżej mostków i czym popadło. Może chodziło o to, że w tym
miejscu rzeczka była jeszcze młoda? Że rodziła się tutaj nieda-
leko, na sąsiedniej górze? Dobrze widocznej z pustego i poszar-
panego brzegu rzeki. Brzegu usłanego ukrytymi pod śniegiem
kamieniami, z których część teraz szurała i stukała jeden
o drugi, toczona przez pluskającą pod lodem wodę. I wszystkie
owiane śniegiem drzewa na wysokich brzegach przyjmowały
ten dźwięk z pokorą. Cały las usadowiony na wzniesieniach
jak w amfiteatrze słuchał go z pokorą, nawet ta najważniejsza
góra rosnąca nad całym tym potokiem, doliną i wszystkim, co
się w niej znajdowało, słuchała go z pokorą.
Patrząc na nadchodzący mroźny świt, można było sobie łatwo
wyobrazić, że właśnie tak wyglądał świat za starych czasów.
Cicho, pusto i sennie. A jeśli w ogóle można byłoby powiedzieć
o jakichś miejscach, że śpią, to na pewno najsmaczniej spałyby
jednak nie brzegi rzeki, tylko całe labirynty jarów, które otwie-
rały się właśnie na jej brzegach, a prowadziły w górę, w głąb
przestronnego jodłowego lasu. Gdyby do któregoś z nich wejść,
co nie było łatwe ze względu na tarasujące ujście kłody, badyle
i zwały śniegu, okazałoby się, że jest najprawdziwszą kryjówką.
Omijaną nie tylko przez wszystkie dźwięki, ale nawet przez
światło dnia. Kryjówką, która z samego swojego dna aż po górne
krawędzie podpierała setkami aksamitnych pni ciężko koły-
szący się na łagodnym wietrze dach. A ukrywającą co? Może
nic. A może tylko istnienie żłobiącego to miejsce strumyczka?
Którego można powiedzieć było dziełem, bo jego uparta strużka
cały czas głębiej i głębiej wżynała się w dno parowu. Jakby to
tylko ona właśnie chciała się tu skryć. I choć próżny trud, to
miło odpoczywało się, słuchając szemrzących odgłosów tego
uporu. Zwłaszcza kiedy siedziało się na jednym z wielu leżących
w poprzek parowu drzew. Machając nogami zawieszonymi
Ziemia chwilowo jest martwa. Kilka miesięcy zimy i łagodne
stoki z obu stron doliny pokrył pancerz śniegu. Co prawda
był on twardy tylko na powierzchni, chroniąc miękki miąższ
w środku, ale wystarczyło, żeby zwierzęta i ludzie stąpali
po nim lekko jak duchy. Zwłaszcza zwierzęta. Szczególnie
te z miękkimi łapami, może i trochę popękanymi od mrozu
na poduszkach, ale za to pewnie unoszącymi ich gęste futra
metr czy dwa nad zamarzniętą ziemią. Inne, czasem co trzy,
co dziesięć, co dwadzieścia kroków, zapadały się aż po wydęte
od głodu brzuchy. Dlatego starały się przeczekać. Unikały
polerowanych zimnym wiatrem, zawalonych łąk, szeroko
opadających do potoku na dnie doliny. Polegiwały między
mocnymi pniami drzew tkwiących u podstawy niezbyt
wysokiej, ale stromej góry. Góry, za którą pozornie, bo tak
naprawdę za kolejną i kolejną, i kolejną, i jeszcze dalszą,
zachodził właśnie wyblakły księżyc. Teraz słaby, lecz jeszcze
godzinę temu cierpliwy przewodnik całych korowodów śnie-
gowych wdów, diabłów, wiedźm i bałwanów. Tkwiących jakby
w oniemieniu, w setkach kształtów i rozmiarów na stromej
leśnej rafie, zalanej stężałym śniegiem i perłowym światłem.
Sama góra niczym specjalnym się nie wyróżniała od innych,
których była czy to sąsiadką, czy to kontynuacją. Ciekawe,
czy kiedy się tworzyła, podczas tego tak zwanego fałdowania,
była wulkanem? A może przeciwnie, oazą spokoju całą w pra-
kwiatach czy praśniegu, w którym tonęły, mrużąc powieki
prakopytne?
Co by nie myśleć, to teraz na białym, pochylonym polu, za-
mkniętym z jednej strony wznoszącymi się wysoko stopniami
czarnych drzew, obecność kogokolwiek wydawała się niemoż-
liwa. Nawet stojący trochę z boku zawalony dom wydawał się
ofiarą tej nowej, trwającej i mającej się nigdy nie skończyć
epoki lodowcowej. Zapadnięty dach wyglądał jak wgnieciony
jakąś wyjątkowo ciężką fałdą śniegu. Sądząc po ciemnych
i pustych oknach, nawet nie było po co podchodzić bliżej. Zwy-
kła drewniana nadwyrężona i niekompletna skorupa, jakby
obnażająca trudności świata w radzeniu sobie z tymi swoimi co
twardszymi resztkami, które może i powinny były już zniknąć
dawno temu, a trwały. Trwały nie wiadomo po co i dla kogo,
jak ten zdziczały sad widoczny obok. Kilka jabłoni uparcie trzy-
mających zgniłe jabłka na kostropatych, przykrytych czapami
śniegu konarach. Nad nimi wisiała góra, a pod nimi opadała
wysoka skarpa, której zresztą też powoli ubywało pod naporem
pozornie leniwej, teraz całkiem zamarzniętej rzeczki.
autoportret 2 [49] 2015 | 85
pomiędzy rozchwianą górą a niańczącym stróżkę wody dołem.
Stróżkę, która wspinała się gwałtownie popod gęstą siecią
pozawalanych drzew. Jeszcze głębiej, zdawałoby się w jeszcze
ciemniejszy i jeszcze piękniejszy, i jeszcze bardziej tajemniczy
las. Pełen stuletnich drzew, czarnych dziur wygniłych w ster-
czących z ziemi jak jamochłony pniach, zamienionych teraz
w jakieś zastygłe śniegowe sfinksy zwieszające ciężkie łby z obu
stromych ścian. Gotowe pacnąć głucho na dno, gdyby tylko słoń-
ce trochę dłużej na nie poświeciło, ale nic z tego. Bo dzień, któ-
ry koniec końców dotrze i tu, będzie tylko przelotnym gościem.
Wydarzeniem na dobrą sprawę bez znaczenia i bez wpływu,
podobnie jak wszystkie inne odwiedziny, które się tu odbywają.
Bo nikt tutaj nie zaglądał. Nawet ten śnieg, narastający konse-
kwentnie od początku zimy, z tygodnia na tydzień, zdawał się
jedynym naturalnym stanem, na jaki to akurat miejsce mogło
sobie pozwolić. Nie wiedząc i nie pamiętając o niczym innym.
Oprószone sypiącym się z drzew pyłem mikroskopijnego śniegu,
jak w żałobie po nie wiadomo czym. Można by ulec pokusie
i skoczyć z powalonego pnia w dół, prosto w głęboką zaspę wy-
pełniającą dno parowu. Wtedy, patrząc z dołu na ospowate ślady
pozostawione na smukłych drzewach przez uschnięte dawno
temu gałęzie, też nie pamiętałoby się o niczym. I kto wie? Może
nawet u niejednego szeroki uśmiech zagościłby na twarzy?
W miejscu takim jak to i wyobraźnia nieraz zapominała, że
nią jest. Dlatego setki niewyraźnych pysków, nozdrzy, ryjów,
szczęk, kłów i ozorów, mlaskając i patrząc nieśmiało, czekało
na swoje odkrycie. Na swoje królestwo, gromadę, typ, rodzinę
i gatunek. Na nienależne im miejsce w historii naturalnej, któ-
rego się jak dotąd nie dochrapały i nigdy nie dochrapią. Zjawy
żywe życiem utrzymujących je spojrzeń. Ulepione ze skrzepłej
żywicy, pogubionej sierści, zgasłych oczu, zimy, ziemi, mchu,
odbitych śladów, pełzających cieni, kamieni, echa, deszczu,
krzyku, śliny, promieniowania słonecznego, łusek, bliskiego
oddechu, dotyku, wspomnienia każdej możliwej obecności
i myśli, i eteru. I czego jeszcze? Trudno powiedzieć. W każdym
razie raczej nie marnowało się nic. Przywołując czasem i dawno
minione obrazy, i te, które nie wydarzyły się nigdy. Dając im
w sobie coś na kształt drugiego życia. Przynajmniej takie można
było nieraz odnieść wrażenie na dnie tego prowadzącego coraz
ostrzej pod górę parowu, który koniec końców nigdzie nie
prowadził. Szybciej, niż można się było spodziewać, dzielił się
na trzy mniejsze, stawał płytszy, rozjaśniał się i znikał pośród
podświetlonej od spodu łagodnie pulsującym śniegiem reszty
lasu, gdzie po wypukłym brzuchu góry wspinały się chyłkiem
cienie zwierząt, które w nocy zeszły na dół napić się wody czy
pogrzebać w śmietnikach, a teraz wracały do siebie. Te większe
ciężko, z wysiłkiem, mniejsze ostrożnie, od drzewa do drzewa.
A że nadciągnęły od dołu razem z ostatnim nocnym powiewem,
zdawało się, że to on bawi się nimi, wdmuchując je pod górę jak
garść zeschłych liści.
Na przestronnej, wygiętej w łuk i spadającej na łeb na szyję
przestrzeni lasu, służącej tutaj wszystkim za, można powie-
dzieć, salon, słychać było, jak wiatr zagarnia łapczywie coraz
to nowe grzbiety w oddali, zbliża się, aż w końcu rozpiera się
gwałtownie i tu. Trochę jak kołysząca stromym światem niań-
ka, trochę jak jakiś tępy olbrzym gotowy wszystko niechcący
połamać i zniszczyć. Nie ma się co dziwić ptakom, które lekkie
same w sobie, wolały się już pobudzić, otrzepać ze śniegu
i sfrunąć na sam dół. Tam, gdzie kończy lub zaczyna się las,
gdzie kończy lub zaczyna się spadzista, pokryta śniegiem łąka
po drugiej stronie, której czerniał szkielet tego zapomnianego
domu i jego zdziczały sad. Za którymi płynęła zamarznięta
rzeczka, a w dół niej, po jej drugiej stronie ciągnął się długi
rząd garaży z szarych pustaków zakończony blokiem mieszkal-
nym. Pierwszym albo ostatnim z dużej liczby powygaszanych,
czteropiętrowych, można powiedzieć, pudeł, gęsto wypełnia-
jących tę dolinę. I choć to tak zwane osiedle było bardzo duże,
to i tak góry po jego drugiej stronie były większe. Stykając się
bezpośrednio z blednącymi gwałtownie gwiazdami, których
wygięte na sklepieniu konstelacje łączyły jedną stronę pofał-
dowanego horyzontu z drugą. Podobnie jak łączyła je droga,
po której właśnie, co było widać ze skraju lasu jak na dłoni,
jechał pierwszy pekaes. W którym pewnie siedziało kilku
pierwszych narciarzy chcących zjechać z rozpartej całkiem
niedaleko, tej największej góry. Której to czarną szczecinę
przecinały paciorki światełek wyciągów narciarskich od szczy-
tu aż po sam dół. Zamieniając się w pomarańczowe światełka
latarni biegnących nieprzerwanie dalej wzdłuż drogi i dalej
rozświetlających zimno każdą z osiedlowych uliczek. Pod
zboczem tej góry pekaes miał końcowy przystanek, a początek
brała ta właśnie zamarznięta teraz rzeczka. Niby mizerna,
a trzymająca bloki po jednej swojej stronie, a całą resztę po
drugiej. Oddzielając w ten sposób świat już za chwilę rozbu-
dzonych ludzi od innego, tak zwanego świata dzikiej przyrody.
Nie na tyle jednak pewnie, żeby całkiem stracić nadzieje na
ich przyszłe zjednoczenie.
autoportret 2 [49] 2015 | 86
Andrzej Dybczak, Ziemia chwilowo jest martwa

More Related Content

Viewers also liked

Cecylia Malik, My tu robimy awanturę, ale robimy piękny protest, a nie awantu...
Cecylia Malik, My tu robimy awanturę, ale robimy piękny protest, a nie awantu...Cecylia Malik, My tu robimy awanturę, ale robimy piękny protest, a nie awantu...
Cecylia Malik, My tu robimy awanturę, ale robimy piękny protest, a nie awantu...Małopolski Instytut Kultury
 
Alessio Bortot, Niepokój cudowności w epoce baroku
Alessio Bortot, Niepokój cudowności w epoce barokuAlessio Bortot, Niepokój cudowności w epoce baroku
Alessio Bortot, Niepokój cudowności w epoce barokuMałopolski Instytut Kultury
 
Francesco Bergamo, Niesamowita ekologia przestrzeni wirtualnej
Francesco Bergamo, Niesamowita ekologia przestrzeni wirtualnejFrancesco Bergamo, Niesamowita ekologia przestrzeni wirtualnej
Francesco Bergamo, Niesamowita ekologia przestrzeni wirtualnejMałopolski Instytut Kultury
 
Mario Perniola, Wampiryzm i seksapil nieorganiczności
Mario Perniola, Wampiryzm i seksapil nieorganicznościMario Perniola, Wampiryzm i seksapil nieorganiczności
Mario Perniola, Wampiryzm i seksapil nieorganicznościMałopolski Instytut Kultury
 

Viewers also liked (17)

Wojciech Wilczyk, Czesi widzą więcej
Wojciech Wilczyk, Czesi widzą więcejWojciech Wilczyk, Czesi widzą więcej
Wojciech Wilczyk, Czesi widzą więcej
 
Anna Dobrucka, Utrata tożsamości
Anna Dobrucka, Utrata tożsamościAnna Dobrucka, Utrata tożsamości
Anna Dobrucka, Utrata tożsamości
 
Cecylia Malik, My tu robimy awanturę, ale robimy piękny protest, a nie awantu...
Cecylia Malik, My tu robimy awanturę, ale robimy piękny protest, a nie awantu...Cecylia Malik, My tu robimy awanturę, ale robimy piękny protest, a nie awantu...
Cecylia Malik, My tu robimy awanturę, ale robimy piękny protest, a nie awantu...
 
Marco Zanta, Rzeczy
Marco Zanta, RzeczyMarco Zanta, Rzeczy
Marco Zanta, Rzeczy
 
Marcin Szoska, Fenomenologiczny obóz treningowy
Marcin Szoska, Fenomenologiczny obóz treningowyMarcin Szoska, Fenomenologiczny obóz treningowy
Marcin Szoska, Fenomenologiczny obóz treningowy
 
Isabella Friso, Doświadczenie granicy
Isabella Friso, Doświadczenie granicyIsabella Friso, Doświadczenie granicy
Isabella Friso, Doświadczenie granicy
 
Giuseppe Longo, Strażnik wieży
Giuseppe Longo, Strażnik wieżyGiuseppe Longo, Strażnik wieży
Giuseppe Longo, Strażnik wieży
 
Alessio Bortot, Niepokój cudowności w epoce baroku
Alessio Bortot, Niepokój cudowności w epoce barokuAlessio Bortot, Niepokój cudowności w epoce baroku
Alessio Bortot, Niepokój cudowności w epoce baroku
 
Francesco Bergamo, Niesamowita ekologia przestrzeni wirtualnej
Francesco Bergamo, Niesamowita ekologia przestrzeni wirtualnejFrancesco Bergamo, Niesamowita ekologia przestrzeni wirtualnej
Francesco Bergamo, Niesamowita ekologia przestrzeni wirtualnej
 
Emiliano Ranocchi, Szalona katedra
Emiliano Ranocchi, Szalona katedraEmiliano Ranocchi, Szalona katedra
Emiliano Ranocchi, Szalona katedra
 
Jakub Woynarowski, Horror
Jakub Woynarowski, HorrorJakub Woynarowski, Horror
Jakub Woynarowski, Horror
 
Mario Perniola, Wampiryzm i seksapil nieorganiczności
Mario Perniola, Wampiryzm i seksapil nieorganicznościMario Perniola, Wampiryzm i seksapil nieorganiczności
Mario Perniola, Wampiryzm i seksapil nieorganiczności
 
Nicholas Royle, Niesamowite
Nicholas Royle, NiesamowiteNicholas Royle, Niesamowite
Nicholas Royle, Niesamowite
 
Wojciech Wilczyk, Seminarium
Wojciech Wilczyk, SeminariumWojciech Wilczyk, Seminarium
Wojciech Wilczyk, Seminarium
 
Anthony Vidler, Mroczna przestrzeń
Anthony Vidler, Mroczna przestrzeńAnthony Vidler, Mroczna przestrzeń
Anthony Vidler, Mroczna przestrzeń
 
Paulina Lis, Znaczenie tworzywa
Paulina Lis, Znaczenie tworzywaPaulina Lis, Znaczenie tworzywa
Paulina Lis, Znaczenie tworzywa
 
Tim Ingold, O klockach i węzłach
Tim Ingold, O klockach i węzłachTim Ingold, O klockach i węzłach
Tim Ingold, O klockach i węzłach
 

More from Małopolski Instytut Kultury

PAŁAC THETSCHLÓW W JASZCZUROWEJ - „Powidoki” (wystawa)
PAŁAC THETSCHLÓW W JASZCZUROWEJ - „Powidoki” (wystawa)PAŁAC THETSCHLÓW W JASZCZUROWEJ - „Powidoki” (wystawa)
PAŁAC THETSCHLÓW W JASZCZUROWEJ - „Powidoki” (wystawa)Małopolski Instytut Kultury
 
PARK IM. DRA H. JORDANA W KRAKOWIE - „Ogród zabaw ruchowych” (wystawa)
PARK IM. DRA H. JORDANA W KRAKOWIE - „Ogród zabaw ruchowych” (wystawa)PARK IM. DRA H. JORDANA W KRAKOWIE - „Ogród zabaw ruchowych” (wystawa)
PARK IM. DRA H. JORDANA W KRAKOWIE - „Ogród zabaw ruchowych” (wystawa)Małopolski Instytut Kultury
 
KASA OSZCZĘDNOŚCI MIASTA KRAKOWA - „Oszczędność i dobrobyt” (wystawa)
KASA OSZCZĘDNOŚCI MIASTA KRAKOWA - „Oszczędność i dobrobyt” (wystawa)KASA OSZCZĘDNOŚCI MIASTA KRAKOWA - „Oszczędność i dobrobyt” (wystawa)
KASA OSZCZĘDNOŚCI MIASTA KRAKOWA - „Oszczędność i dobrobyt” (wystawa)Małopolski Instytut Kultury
 
FABRYKA LOKOMOTYW „FABLOK” W CHRZANOWIE - „Szlakiem Fabloku” (przewodnik)
FABRYKA LOKOMOTYW „FABLOK” W CHRZANOWIE - „Szlakiem Fabloku” (przewodnik)FABRYKA LOKOMOTYW „FABLOK” W CHRZANOWIE - „Szlakiem Fabloku” (przewodnik)
FABRYKA LOKOMOTYW „FABLOK” W CHRZANOWIE - „Szlakiem Fabloku” (przewodnik)Małopolski Instytut Kultury
 
KOŚCIÓŁ I KLASZTOR PIJARÓW W KRAKOWIE (pocztówka)
KOŚCIÓŁ I KLASZTOR PIJARÓW W KRAKOWIE (pocztówka)KOŚCIÓŁ I KLASZTOR PIJARÓW W KRAKOWIE (pocztówka)
KOŚCIÓŁ I KLASZTOR PIJARÓW W KRAKOWIE (pocztówka)Małopolski Instytut Kultury
 
„Miejsce i architektura” – Stary Teatr – Konserwatorium Muzyczne w Krakowie (...
„Miejsce i architektura” – Stary Teatr – Konserwatorium Muzyczne w Krakowie (...„Miejsce i architektura” – Stary Teatr – Konserwatorium Muzyczne w Krakowie (...
„Miejsce i architektura” – Stary Teatr – Konserwatorium Muzyczne w Krakowie (...Małopolski Instytut Kultury
 
PRACOWNIA LUTNICZA MARDUŁÓW W ZAKOPANEM - "Instrument z duszą" (wystawa)
PRACOWNIA LUTNICZA MARDUŁÓW W ZAKOPANEM - "Instrument z duszą" (wystawa)PRACOWNIA LUTNICZA MARDUŁÓW W ZAKOPANEM - "Instrument z duszą" (wystawa)
PRACOWNIA LUTNICZA MARDUŁÓW W ZAKOPANEM - "Instrument z duszą" (wystawa)Małopolski Instytut Kultury
 
ZAŁOŻENIE OO. PAULINÓW NA SKAŁCE W KRAKOWIE - "Bracia w bieli" (wystawa)
ZAŁOŻENIE OO. PAULINÓW NA SKAŁCE W KRAKOWIE - "Bracia w bieli" (wystawa)ZAŁOŻENIE OO. PAULINÓW NA SKAŁCE W KRAKOWIE - "Bracia w bieli" (wystawa)
ZAŁOŻENIE OO. PAULINÓW NA SKAŁCE W KRAKOWIE - "Bracia w bieli" (wystawa)Małopolski Instytut Kultury
 
ZESPÓŁ SZKÓŁ PLASTYCZNYCH IM. ANTONIEGO KENARA W ZAKOPANEM - "Szkoła pełna pa...
ZESPÓŁ SZKÓŁ PLASTYCZNYCH IM. ANTONIEGO KENARA W ZAKOPANEM - "Szkoła pełna pa...ZESPÓŁ SZKÓŁ PLASTYCZNYCH IM. ANTONIEGO KENARA W ZAKOPANEM - "Szkoła pełna pa...
ZESPÓŁ SZKÓŁ PLASTYCZNYCH IM. ANTONIEGO KENARA W ZAKOPANEM - "Szkoła pełna pa...Małopolski Instytut Kultury
 
DWÓR I.J. PADEREWSKIEGO W KĄŚNEJ DOLNEJ "Paderewski - geniusz i charyzma" (wy...
DWÓR I.J. PADEREWSKIEGO W KĄŚNEJ DOLNEJ "Paderewski - geniusz i charyzma" (wy...DWÓR I.J. PADEREWSKIEGO W KĄŚNEJ DOLNEJ "Paderewski - geniusz i charyzma" (wy...
DWÓR I.J. PADEREWSKIEGO W KĄŚNEJ DOLNEJ "Paderewski - geniusz i charyzma" (wy...Małopolski Instytut Kultury
 
MUZEUM PRZYRODNICZE ISEZ PAN W KRAKOWIE "Nosorożec i zwłoki w łaźni" (prezen...
MUZEUM PRZYRODNICZE ISEZ PAN W KRAKOWIE "Nosorożec i zwłoki w łaźni"  (prezen...MUZEUM PRZYRODNICZE ISEZ PAN W KRAKOWIE "Nosorożec i zwłoki w łaźni"  (prezen...
MUZEUM PRZYRODNICZE ISEZ PAN W KRAKOWIE "Nosorożec i zwłoki w łaźni" (prezen...Małopolski Instytut Kultury
 
PAŁAC PUSŁOWSKICH W KRAKOWIE "Tajemnice pałacu na Wesołej" (prezentacja)
PAŁAC PUSŁOWSKICH W KRAKOWIE "Tajemnice pałacu na Wesołej" (prezentacja)PAŁAC PUSŁOWSKICH W KRAKOWIE "Tajemnice pałacu na Wesołej" (prezentacja)
PAŁAC PUSŁOWSKICH W KRAKOWIE "Tajemnice pałacu na Wesołej" (prezentacja)Małopolski Instytut Kultury
 
PAŁAC PUSŁOWSKICH W KRAKOWIE"Tajemnice willi na Wesołej" (wystawa)
PAŁAC PUSŁOWSKICH W KRAKOWIE"Tajemnice willi na Wesołej" (wystawa)PAŁAC PUSŁOWSKICH W KRAKOWIE"Tajemnice willi na Wesołej" (wystawa)
PAŁAC PUSŁOWSKICH W KRAKOWIE"Tajemnice willi na Wesołej" (wystawa)Małopolski Instytut Kultury
 
PAŁAC POTOCKICH W KRAKOWIE cz. 1 "Z dreszczykiem", cz. 2 "Ptaszarnia karła Wą...
PAŁAC POTOCKICH W KRAKOWIE cz. 1 "Z dreszczykiem", cz. 2 "Ptaszarnia karła Wą...PAŁAC POTOCKICH W KRAKOWIE cz. 1 "Z dreszczykiem", cz. 2 "Ptaszarnia karła Wą...
PAŁAC POTOCKICH W KRAKOWIE cz. 1 "Z dreszczykiem", cz. 2 "Ptaszarnia karła Wą...Małopolski Instytut Kultury
 
KOŚCIÓŁ PW. ŚW. BARTŁOMIEJA W NIEDZICY "Kościół u stóp zamku" (wystawa)
KOŚCIÓŁ PW. ŚW. BARTŁOMIEJA W NIEDZICY "Kościół u stóp zamku" (wystawa)KOŚCIÓŁ PW. ŚW. BARTŁOMIEJA W NIEDZICY "Kościół u stóp zamku" (wystawa)
KOŚCIÓŁ PW. ŚW. BARTŁOMIEJA W NIEDZICY "Kościół u stóp zamku" (wystawa)Małopolski Instytut Kultury
 

More from Małopolski Instytut Kultury (20)

Oficyna Raczków- przewodnik.pdf
Oficyna Raczków- przewodnik.pdfOficyna Raczków- przewodnik.pdf
Oficyna Raczków- przewodnik.pdf
 
PAŁAC THETSCHLÓW W JASZCZUROWEJ - „Powidoki” (wystawa)
PAŁAC THETSCHLÓW W JASZCZUROWEJ - „Powidoki” (wystawa)PAŁAC THETSCHLÓW W JASZCZUROWEJ - „Powidoki” (wystawa)
PAŁAC THETSCHLÓW W JASZCZUROWEJ - „Powidoki” (wystawa)
 
PARK IM. DRA H. JORDANA W KRAKOWIE - „Ogród zabaw ruchowych” (wystawa)
PARK IM. DRA H. JORDANA W KRAKOWIE - „Ogród zabaw ruchowych” (wystawa)PARK IM. DRA H. JORDANA W KRAKOWIE - „Ogród zabaw ruchowych” (wystawa)
PARK IM. DRA H. JORDANA W KRAKOWIE - „Ogród zabaw ruchowych” (wystawa)
 
KASA OSZCZĘDNOŚCI MIASTA KRAKOWA - „Oszczędność i dobrobyt” (wystawa)
KASA OSZCZĘDNOŚCI MIASTA KRAKOWA - „Oszczędność i dobrobyt” (wystawa)KASA OSZCZĘDNOŚCI MIASTA KRAKOWA - „Oszczędność i dobrobyt” (wystawa)
KASA OSZCZĘDNOŚCI MIASTA KRAKOWA - „Oszczędność i dobrobyt” (wystawa)
 
FABRYKA LOKOMOTYW „FABLOK” W CHRZANOWIE - „Szlakiem Fabloku” (przewodnik)
FABRYKA LOKOMOTYW „FABLOK” W CHRZANOWIE - „Szlakiem Fabloku” (przewodnik)FABRYKA LOKOMOTYW „FABLOK” W CHRZANOWIE - „Szlakiem Fabloku” (przewodnik)
FABRYKA LOKOMOTYW „FABLOK” W CHRZANOWIE - „Szlakiem Fabloku” (przewodnik)
 
KOŚCIÓŁ I KLASZTOR PIJARÓW W KRAKOWIE (pocztówka)
KOŚCIÓŁ I KLASZTOR PIJARÓW W KRAKOWIE (pocztówka)KOŚCIÓŁ I KLASZTOR PIJARÓW W KRAKOWIE (pocztówka)
KOŚCIÓŁ I KLASZTOR PIJARÓW W KRAKOWIE (pocztówka)
 
„Miejsce i architektura” – Stary Teatr – Konserwatorium Muzyczne w Krakowie (...
„Miejsce i architektura” – Stary Teatr – Konserwatorium Muzyczne w Krakowie (...„Miejsce i architektura” – Stary Teatr – Konserwatorium Muzyczne w Krakowie (...
„Miejsce i architektura” – Stary Teatr – Konserwatorium Muzyczne w Krakowie (...
 
PRACOWNIA LUTNICZA MARDUŁÓW W ZAKOPANEM - "Instrument z duszą" (wystawa)
PRACOWNIA LUTNICZA MARDUŁÓW W ZAKOPANEM - "Instrument z duszą" (wystawa)PRACOWNIA LUTNICZA MARDUŁÓW W ZAKOPANEM - "Instrument z duszą" (wystawa)
PRACOWNIA LUTNICZA MARDUŁÓW W ZAKOPANEM - "Instrument z duszą" (wystawa)
 
ZAŁOŻENIE OO. PAULINÓW NA SKAŁCE W KRAKOWIE - "Bracia w bieli" (wystawa)
ZAŁOŻENIE OO. PAULINÓW NA SKAŁCE W KRAKOWIE - "Bracia w bieli" (wystawa)ZAŁOŻENIE OO. PAULINÓW NA SKAŁCE W KRAKOWIE - "Bracia w bieli" (wystawa)
ZAŁOŻENIE OO. PAULINÓW NA SKAŁCE W KRAKOWIE - "Bracia w bieli" (wystawa)
 
ZESPÓŁ SZKÓŁ PLASTYCZNYCH IM. ANTONIEGO KENARA W ZAKOPANEM - "Szkoła pełna pa...
ZESPÓŁ SZKÓŁ PLASTYCZNYCH IM. ANTONIEGO KENARA W ZAKOPANEM - "Szkoła pełna pa...ZESPÓŁ SZKÓŁ PLASTYCZNYCH IM. ANTONIEGO KENARA W ZAKOPANEM - "Szkoła pełna pa...
ZESPÓŁ SZKÓŁ PLASTYCZNYCH IM. ANTONIEGO KENARA W ZAKOPANEM - "Szkoła pełna pa...
 
DWÓR I.J. PADEREWSKIEGO W KĄŚNEJ DOLNEJ "Paderewski - geniusz i charyzma" (wy...
DWÓR I.J. PADEREWSKIEGO W KĄŚNEJ DOLNEJ "Paderewski - geniusz i charyzma" (wy...DWÓR I.J. PADEREWSKIEGO W KĄŚNEJ DOLNEJ "Paderewski - geniusz i charyzma" (wy...
DWÓR I.J. PADEREWSKIEGO W KĄŚNEJ DOLNEJ "Paderewski - geniusz i charyzma" (wy...
 
MUZEUM PRZYRODNICZE ISEZ PAN W KRAKOWIE "Nosorożec i zwłoki w łaźni" (prezen...
MUZEUM PRZYRODNICZE ISEZ PAN W KRAKOWIE "Nosorożec i zwłoki w łaźni"  (prezen...MUZEUM PRZYRODNICZE ISEZ PAN W KRAKOWIE "Nosorożec i zwłoki w łaźni"  (prezen...
MUZEUM PRZYRODNICZE ISEZ PAN W KRAKOWIE "Nosorożec i zwłoki w łaźni" (prezen...
 
PARK KRAKOWSKI "Dla ciała i ducha " (wystawa)
PARK KRAKOWSKI "Dla ciała i ducha " (wystawa) PARK KRAKOWSKI "Dla ciała i ducha " (wystawa)
PARK KRAKOWSKI "Dla ciała i ducha " (wystawa)
 
PAŁAC PUSŁOWSKICH W KRAKOWIE "Tajemnice pałacu na Wesołej" (prezentacja)
PAŁAC PUSŁOWSKICH W KRAKOWIE "Tajemnice pałacu na Wesołej" (prezentacja)PAŁAC PUSŁOWSKICH W KRAKOWIE "Tajemnice pałacu na Wesołej" (prezentacja)
PAŁAC PUSŁOWSKICH W KRAKOWIE "Tajemnice pałacu na Wesołej" (prezentacja)
 
PAŁAC PUSŁOWSKICH W KRAKOWIE"Tajemnice willi na Wesołej" (wystawa)
PAŁAC PUSŁOWSKICH W KRAKOWIE"Tajemnice willi na Wesołej" (wystawa)PAŁAC PUSŁOWSKICH W KRAKOWIE"Tajemnice willi na Wesołej" (wystawa)
PAŁAC PUSŁOWSKICH W KRAKOWIE"Tajemnice willi na Wesołej" (wystawa)
 
BELUARD W ROŻNOWIE (przewodnik)
BELUARD W ROŻNOWIE (przewodnik)BELUARD W ROŻNOWIE (przewodnik)
BELUARD W ROŻNOWIE (przewodnik)
 
PAŁAC POTOCKICH W KRAKOWIE cz. 1 "Z dreszczykiem", cz. 2 "Ptaszarnia karła Wą...
PAŁAC POTOCKICH W KRAKOWIE cz. 1 "Z dreszczykiem", cz. 2 "Ptaszarnia karła Wą...PAŁAC POTOCKICH W KRAKOWIE cz. 1 "Z dreszczykiem", cz. 2 "Ptaszarnia karła Wą...
PAŁAC POTOCKICH W KRAKOWIE cz. 1 "Z dreszczykiem", cz. 2 "Ptaszarnia karła Wą...
 
KOŚCIÓŁ PW. ŚW. BARTŁOMIEJA W NIEDZICY "Kościół u stóp zamku" (wystawa)
KOŚCIÓŁ PW. ŚW. BARTŁOMIEJA W NIEDZICY "Kościół u stóp zamku" (wystawa)KOŚCIÓŁ PW. ŚW. BARTŁOMIEJA W NIEDZICY "Kościół u stóp zamku" (wystawa)
KOŚCIÓŁ PW. ŚW. BARTŁOMIEJA W NIEDZICY "Kościół u stóp zamku" (wystawa)
 
ZAMEK W CZCHOWIE (baner)
ZAMEK W CZCHOWIE (baner)ZAMEK W CZCHOWIE (baner)
ZAMEK W CZCHOWIE (baner)
 
PAŁAC POTOCKICH W KRAKOWIE (pocztówka)
PAŁAC POTOCKICH W KRAKOWIE (pocztówka)PAŁAC POTOCKICH W KRAKOWIE (pocztówka)
PAŁAC POTOCKICH W KRAKOWIE (pocztówka)
 

Andrzej Dybczak, Ziemia chwilowo jest martwa

  • 1. Andrzej Dybczak Ilustracje Anna Zabdyrska Ziemia chwilowo jest martwa
  • 2. Dla przechylonych, można powiedzieć już praktycznie powa- lonych drzew mających nieszczęście rosnąć zbyt blisko skarpy wiosna, która nadejdzie, będzie jedną z ostatnich albo w ogóle ostatnią. Głęboko wyżłobione koryto świadczyło, jak wysoko potrafiła podnieść się woda i z jaką siłą uderzała na zakrętach o brzeg. Za każdym razem jej przemiana była zdumiewają- ca nawet dla tych, którzy wychowali się w pobliżu. Każdy mostek, który potem stawiali od nowa, był za niski i za lichy. Dobry, nawet za dobry, na ledwie cieknącą strugę, jaką potok był przez większą część roku, i zawsze porywany, kiedy tylko brunatna woda sięgała swojego apogeum. Bez trudu rozbijała te kładki fragmentami powalonych właśnie drzew, zerwanych wyżej mostków i czym popadło. Może chodziło o to, że w tym miejscu rzeczka była jeszcze młoda? Że rodziła się tutaj nieda- leko, na sąsiedniej górze? Dobrze widocznej z pustego i poszar- panego brzegu rzeki. Brzegu usłanego ukrytymi pod śniegiem kamieniami, z których część teraz szurała i stukała jeden o drugi, toczona przez pluskającą pod lodem wodę. I wszystkie owiane śniegiem drzewa na wysokich brzegach przyjmowały ten dźwięk z pokorą. Cały las usadowiony na wzniesieniach jak w amfiteatrze słuchał go z pokorą, nawet ta najważniejsza góra rosnąca nad całym tym potokiem, doliną i wszystkim, co się w niej znajdowało, słuchała go z pokorą. Patrząc na nadchodzący mroźny świt, można było sobie łatwo wyobrazić, że właśnie tak wyglądał świat za starych czasów. Cicho, pusto i sennie. A jeśli w ogóle można byłoby powiedzieć o jakichś miejscach, że śpią, to na pewno najsmaczniej spałyby jednak nie brzegi rzeki, tylko całe labirynty jarów, które otwie- rały się właśnie na jej brzegach, a prowadziły w górę, w głąb przestronnego jodłowego lasu. Gdyby do któregoś z nich wejść, co nie było łatwe ze względu na tarasujące ujście kłody, badyle i zwały śniegu, okazałoby się, że jest najprawdziwszą kryjówką. Omijaną nie tylko przez wszystkie dźwięki, ale nawet przez światło dnia. Kryjówką, która z samego swojego dna aż po górne krawędzie podpierała setkami aksamitnych pni ciężko koły- szący się na łagodnym wietrze dach. A ukrywającą co? Może nic. A może tylko istnienie żłobiącego to miejsce strumyczka? Którego można powiedzieć było dziełem, bo jego uparta strużka cały czas głębiej i głębiej wżynała się w dno parowu. Jakby to tylko ona właśnie chciała się tu skryć. I choć próżny trud, to miło odpoczywało się, słuchając szemrzących odgłosów tego uporu. Zwłaszcza kiedy siedziało się na jednym z wielu leżących w poprzek parowu drzew. Machając nogami zawieszonymi Ziemia chwilowo jest martwa. Kilka miesięcy zimy i łagodne stoki z obu stron doliny pokrył pancerz śniegu. Co prawda był on twardy tylko na powierzchni, chroniąc miękki miąższ w środku, ale wystarczyło, żeby zwierzęta i ludzie stąpali po nim lekko jak duchy. Zwłaszcza zwierzęta. Szczególnie te z miękkimi łapami, może i trochę popękanymi od mrozu na poduszkach, ale za to pewnie unoszącymi ich gęste futra metr czy dwa nad zamarzniętą ziemią. Inne, czasem co trzy, co dziesięć, co dwadzieścia kroków, zapadały się aż po wydęte od głodu brzuchy. Dlatego starały się przeczekać. Unikały polerowanych zimnym wiatrem, zawalonych łąk, szeroko opadających do potoku na dnie doliny. Polegiwały między mocnymi pniami drzew tkwiących u podstawy niezbyt wysokiej, ale stromej góry. Góry, za którą pozornie, bo tak naprawdę za kolejną i kolejną, i kolejną, i jeszcze dalszą, zachodził właśnie wyblakły księżyc. Teraz słaby, lecz jeszcze godzinę temu cierpliwy przewodnik całych korowodów śnie- gowych wdów, diabłów, wiedźm i bałwanów. Tkwiących jakby w oniemieniu, w setkach kształtów i rozmiarów na stromej leśnej rafie, zalanej stężałym śniegiem i perłowym światłem. Sama góra niczym specjalnym się nie wyróżniała od innych, których była czy to sąsiadką, czy to kontynuacją. Ciekawe, czy kiedy się tworzyła, podczas tego tak zwanego fałdowania, była wulkanem? A może przeciwnie, oazą spokoju całą w pra- kwiatach czy praśniegu, w którym tonęły, mrużąc powieki prakopytne? Co by nie myśleć, to teraz na białym, pochylonym polu, za- mkniętym z jednej strony wznoszącymi się wysoko stopniami czarnych drzew, obecność kogokolwiek wydawała się niemoż- liwa. Nawet stojący trochę z boku zawalony dom wydawał się ofiarą tej nowej, trwającej i mającej się nigdy nie skończyć epoki lodowcowej. Zapadnięty dach wyglądał jak wgnieciony jakąś wyjątkowo ciężką fałdą śniegu. Sądząc po ciemnych i pustych oknach, nawet nie było po co podchodzić bliżej. Zwy- kła drewniana nadwyrężona i niekompletna skorupa, jakby obnażająca trudności świata w radzeniu sobie z tymi swoimi co twardszymi resztkami, które może i powinny były już zniknąć dawno temu, a trwały. Trwały nie wiadomo po co i dla kogo, jak ten zdziczały sad widoczny obok. Kilka jabłoni uparcie trzy- mających zgniłe jabłka na kostropatych, przykrytych czapami śniegu konarach. Nad nimi wisiała góra, a pod nimi opadała wysoka skarpa, której zresztą też powoli ubywało pod naporem pozornie leniwej, teraz całkiem zamarzniętej rzeczki. autoportret 2 [49] 2015 | 85
  • 3. pomiędzy rozchwianą górą a niańczącym stróżkę wody dołem. Stróżkę, która wspinała się gwałtownie popod gęstą siecią pozawalanych drzew. Jeszcze głębiej, zdawałoby się w jeszcze ciemniejszy i jeszcze piękniejszy, i jeszcze bardziej tajemniczy las. Pełen stuletnich drzew, czarnych dziur wygniłych w ster- czących z ziemi jak jamochłony pniach, zamienionych teraz w jakieś zastygłe śniegowe sfinksy zwieszające ciężkie łby z obu stromych ścian. Gotowe pacnąć głucho na dno, gdyby tylko słoń- ce trochę dłużej na nie poświeciło, ale nic z tego. Bo dzień, któ- ry koniec końców dotrze i tu, będzie tylko przelotnym gościem. Wydarzeniem na dobrą sprawę bez znaczenia i bez wpływu, podobnie jak wszystkie inne odwiedziny, które się tu odbywają. Bo nikt tutaj nie zaglądał. Nawet ten śnieg, narastający konse- kwentnie od początku zimy, z tygodnia na tydzień, zdawał się jedynym naturalnym stanem, na jaki to akurat miejsce mogło sobie pozwolić. Nie wiedząc i nie pamiętając o niczym innym. Oprószone sypiącym się z drzew pyłem mikroskopijnego śniegu, jak w żałobie po nie wiadomo czym. Można by ulec pokusie i skoczyć z powalonego pnia w dół, prosto w głęboką zaspę wy- pełniającą dno parowu. Wtedy, patrząc z dołu na ospowate ślady pozostawione na smukłych drzewach przez uschnięte dawno temu gałęzie, też nie pamiętałoby się o niczym. I kto wie? Może nawet u niejednego szeroki uśmiech zagościłby na twarzy? W miejscu takim jak to i wyobraźnia nieraz zapominała, że nią jest. Dlatego setki niewyraźnych pysków, nozdrzy, ryjów, szczęk, kłów i ozorów, mlaskając i patrząc nieśmiało, czekało na swoje odkrycie. Na swoje królestwo, gromadę, typ, rodzinę i gatunek. Na nienależne im miejsce w historii naturalnej, któ- rego się jak dotąd nie dochrapały i nigdy nie dochrapią. Zjawy żywe życiem utrzymujących je spojrzeń. Ulepione ze skrzepłej żywicy, pogubionej sierści, zgasłych oczu, zimy, ziemi, mchu, odbitych śladów, pełzających cieni, kamieni, echa, deszczu, krzyku, śliny, promieniowania słonecznego, łusek, bliskiego oddechu, dotyku, wspomnienia każdej możliwej obecności i myśli, i eteru. I czego jeszcze? Trudno powiedzieć. W każdym razie raczej nie marnowało się nic. Przywołując czasem i dawno minione obrazy, i te, które nie wydarzyły się nigdy. Dając im w sobie coś na kształt drugiego życia. Przynajmniej takie można było nieraz odnieść wrażenie na dnie tego prowadzącego coraz ostrzej pod górę parowu, który koniec końców nigdzie nie prowadził. Szybciej, niż można się było spodziewać, dzielił się na trzy mniejsze, stawał płytszy, rozjaśniał się i znikał pośród podświetlonej od spodu łagodnie pulsującym śniegiem reszty lasu, gdzie po wypukłym brzuchu góry wspinały się chyłkiem cienie zwierząt, które w nocy zeszły na dół napić się wody czy pogrzebać w śmietnikach, a teraz wracały do siebie. Te większe ciężko, z wysiłkiem, mniejsze ostrożnie, od drzewa do drzewa. A że nadciągnęły od dołu razem z ostatnim nocnym powiewem, zdawało się, że to on bawi się nimi, wdmuchując je pod górę jak garść zeschłych liści. Na przestronnej, wygiętej w łuk i spadającej na łeb na szyję przestrzeni lasu, służącej tutaj wszystkim za, można powie- dzieć, salon, słychać było, jak wiatr zagarnia łapczywie coraz to nowe grzbiety w oddali, zbliża się, aż w końcu rozpiera się gwałtownie i tu. Trochę jak kołysząca stromym światem niań- ka, trochę jak jakiś tępy olbrzym gotowy wszystko niechcący połamać i zniszczyć. Nie ma się co dziwić ptakom, które lekkie same w sobie, wolały się już pobudzić, otrzepać ze śniegu i sfrunąć na sam dół. Tam, gdzie kończy lub zaczyna się las, gdzie kończy lub zaczyna się spadzista, pokryta śniegiem łąka po drugiej stronie, której czerniał szkielet tego zapomnianego domu i jego zdziczały sad. Za którymi płynęła zamarznięta rzeczka, a w dół niej, po jej drugiej stronie ciągnął się długi rząd garaży z szarych pustaków zakończony blokiem mieszkal- nym. Pierwszym albo ostatnim z dużej liczby powygaszanych, czteropiętrowych, można powiedzieć, pudeł, gęsto wypełnia- jących tę dolinę. I choć to tak zwane osiedle było bardzo duże, to i tak góry po jego drugiej stronie były większe. Stykając się bezpośrednio z blednącymi gwałtownie gwiazdami, których wygięte na sklepieniu konstelacje łączyły jedną stronę pofał- dowanego horyzontu z drugą. Podobnie jak łączyła je droga, po której właśnie, co było widać ze skraju lasu jak na dłoni, jechał pierwszy pekaes. W którym pewnie siedziało kilku pierwszych narciarzy chcących zjechać z rozpartej całkiem niedaleko, tej największej góry. Której to czarną szczecinę przecinały paciorki światełek wyciągów narciarskich od szczy- tu aż po sam dół. Zamieniając się w pomarańczowe światełka latarni biegnących nieprzerwanie dalej wzdłuż drogi i dalej rozświetlających zimno każdą z osiedlowych uliczek. Pod zboczem tej góry pekaes miał końcowy przystanek, a początek brała ta właśnie zamarznięta teraz rzeczka. Niby mizerna, a trzymająca bloki po jednej swojej stronie, a całą resztę po drugiej. Oddzielając w ten sposób świat już za chwilę rozbu- dzonych ludzi od innego, tak zwanego świata dzikiej przyrody. Nie na tyle jednak pewnie, żeby całkiem stracić nadzieje na ich przyszłe zjednoczenie. autoportret 2 [49] 2015 | 86