10. Efekt
Decyzje
strategia –biznes +PM +UX
wykonanie – PM+UX
Weryfikacja
analizadanych, testy użyteczności
Co się nie udało
czas wytwarzaniapodobny
procedury ITniezmienione
przeciwnicy pomysłu
Witam wszystkich.
Dla tych którzy mnie nie znają, nazywam się Adrian Dampc. Chciałbym porozmawiać dziś z wami o tym, jak budować świadość o User Experience w organizacjach.
Napierw opowiem wam historię jak takie budowanie świadomości wyglądało w jednej z firm w której pracowałem. Mam jeszcze drugi temat, ale zamiast niego chciałbym porozmawiać z wami o wszych doświadczeniach – jak wygląda świadomość UX w waszych organizacjach, czy próbowaliście to zmieniać i z jakim skutkiem.
Ok, więc zaczynamy, by nie przedłużać.
Tutaj nie chcę podawać nazwy firmy, bo już tam nie pracuję i nie chcę podszywać się pod jej reprezentanta. Jednak jest to duża firma (korporacja), która skupia się na rynku internetowym.
Gdy tam trafiłem, zostałem przydzielony do jednego z dwóch zespołów, które zajmowały się szeroko pojętym UX. My zajmowaliśmy się audytami użyteczności (które mało kogo interesowały) oraz konsultacjami (z których mało kto korzystał). Drugi zespół zajmował się głównie wytwarzaniem makiet pod dyktando kierowników projektów.
To tyle jeśli chodzi o użyteczność i UX w firmie. Czym to skutkowało
Decyzje projektowe i rozwojowe podejmował przedstawiciel biznesu (jednocześnie PM), który miał jednocześnie wiele innych obowiązków, niewielką wiedzę z zakresu tworzenia usług oraz często średnie chęci aby się tym zajmować. Dlatego też decyzje były podejmowane właściwie bez żadnej analizy problemu i bazowały głównie na intuicji.
Kulała też weryfikacja, a właściwie jej brak. Usług nie testowano, analiza danych były robiona powierzchownie. Zakładano, że nie ma potrzeby weryfikacji, bo prawdopodobnie wszystko jest ok.
Widzieliśmy mizerne efekty takiego podejścia. Obserwowaliśmy usługi i pomysły konkurencji i widzieliśmy, że wiele rzeczy można zrobić lepiej.
Zaczęliśmy więc zmiany.
Zaczeliśmy od czegoś co można nazwać pracą u podstaw, czyli codzienną pracą, która miała w niewielkim stopniu zmieniać rzeczywistość.
To budowało zarówno naszą pozycję, jak i pozycję UX w firmie.
A w przeprowadzaniu zmian właśnie zaufanie jest podstawą. Jeśli nasza wiedza i umiejętności są cenione w firmie, to szansa na przeprowadzenie zmian jest dużo większa.
Więc, jak to robiliśmy?
Przede wszystkim – zdobywając sojuszników
Tutaj oczywistość, czyli ewangelizacja. Rozsyłanie ciekawych materiałów, dobrych rozwiązań podpatrzonych u innych, tłumaczenie, czym jest UX, czym nie jest itd.
Kolejna rzecz wtrącanie się w nieswoje sprawy. Gdy masz chwilę czasu, szukaj, co można poprawić w produktach/usługach firmy, staraj narzucać się ze swoją pomocą. Niektórzy na pewno odmówią, ale wiele osób z chęcią z pomocy korzysta. Nie robią tego sami, bo IMO chcą pomocy, ale nie wiedzą, że jesteśmy im wstanie pomóc. UX = UI, zapytają się o kolor przycisku, ale nie o to, jak powinna działać jakaś usługa.
No i kolejny element, nie odpuszczaj, pokazuj że zależy ci na dobrym UX, że nie jest to tylko dodatek. Przykład z życia. Aby wypuścić produkt, trzeba było dostać od nas potwierdzenie, że jest ok pod kątem użyteczności. Tyle tylko, że było to ignorowane i proszono nas o opinie dzień, dwa przed wypuszczeniem, kiedy można było co najwyżej zmienić kolor przycisku czy wielkość czcionki, bo przecież nikt nie będzie zatrzymywał produktu przed samym wypuszczeniem.
Gdy okazało się, że my nie podchodzimy do tego jako do formalności, pojawił się problem i kilka mniejszych produktów zostało zatrzymanych. No i przy okazji zarówno my jak i użyteczność zaczęła być traktowana poważniej.
Oczywiście nie każdego zmienimy, ale choć kilka osób przekonanych do UX, to już sukces. A tacy stronnicy będą wartościowi w przyszłości.
Kolejny aspekt: testowanie nowych metod, rozwiązań.
Warto sprawdzać metody, które nie są praktykowane w organizacji.
W naszym przypadku były to np. Testy z użytkownikami. Czulismy, że jest potrzeba więc przeprowadzaliśmy je „partyzancko”. Gdy przyniosły one skutek, powtórzyliśmy to w drugim, trzecim i kolejnych projektach.
To spowodowało, że weszły one na stałe do naszych projektów, mimo że nieoficjalnie.
To dobra inwestycja na przyszłośc, bo łatwiej przekonać organizację do rozwiązań, które zostały sprawdzone. Wiadomo, jakie przynoszą zyski i jaki jest ich koszt. Natomiast rozwiązania niesprawdzone zawsze wiążą się z ryzykiem. To krok w nieznane, który trudniej zrobić
No i doszliśmy do momentu, gdzie zaczęły zderzać się dwa światy: oficjalne procedury, w których UX wciąż był mało istotnym marginesem oraz rzeczywistość, gdzie metody UX miały się coraz lepiej. Trzeba było znaleźć rozwiązanie.
Przystąpiliśmy więc do ataku. Tutaj pełną odpowiedzialność za zmiany wziął na siebie mój kolega z zespołu. Z hasłem „cóż, najwyżej mnie zwolnią” przygotował z nami listę postulatów i rozpoczął rewolucję.
Teraz o samym planie zmian.
Przede wszystkim, konkrety. Plan musi być szczegółowy (nowa metoda – kto będzie odpowiedzialny, nowy pracownik – ile będzie kosztował), a jednocześnie elastyczne (z reguły potrzebne będą w nim zmiany).
Kolejna sprawa. Wielu z nas traktuje pracę specjalisty UX jako swoistą misję, której zadaniem jest zmienianie świata na lepsze.
Zgadzam się z tym, ale nie możemy przy tym zapomnieć, dlaczego firmy inwestują w UX – bo liczą, że to im się opłaci.
Tutaj zysk nie musi wiązać się z pieniędzmi – może dotyczyć np. zaoszczędzonego czasu czy lepszej opinii wśród użytkowników – ale warto przedstawić konkretne zalety naszego planu. A idealnie, jeśli są one mierzalne i da się obiektywnie zaobserwować efekty zmian.
Zaproponowaliśmy też przeprowadzenie kilku projektów testowych, aby sprawdzić czy proponowane przez nas zmiany się sprawią.
To było korzystne dla obu stron – my mieliśmy czas aby doszlifować nowy plan w praktyce.
Firma z kolei mniej ryzykowała. Koszt sprawdzenia był mniejszy niż zmiana całej struktury. Łatwiej było też się wycofać, gdyby nowe procedury nie sprawdziły się.
Efekty?
Po dwóch latach udało nam się stworzyć kilkunastoosobowy zespół specjalistów UX, PM, grafików i analityka. Odpowiadaliśmy za cały proces projektowania i wytwarzania PiU.
Co do decyzyjności:
Ogólna strategia PiU ustalana była wspólnie między biznesem i naszym działem (głównie PM i UX), na podstawie której powstawała lista wymagań. Konkretne decyzje projektowe, które miały realizować te wymagania należały do nas.
Udało się nam też przekonać organizację do metod weryfikacji - zaczęliśmy na szeroką skalę zbierać i analizować zachowania użytkowników, przeprawadzaliśmy testy użyteczności, przeprowadziliśmy trochę testów AB.
Z tego co nie udało się nam niestety zmienić:
- choć efekty pracy były lepsze, to tworzenie produktów odbywało się w tym samym czasie (a na jego skróceniu zależało "górze").
- brak realnego wpływu na wytwarzanie w IT (m.in. poważne ograniczenia techniczne)
- no i wreszcie, nie każdemu spodobały się zmiany. Przejeliśmy kompetencje innych, co niektórzy odebrali jako atak na ich kompetencje.
Mimo to, zmiany trzeba zaliczyć na plus. Nasze PiU były zarówno bardziej efektowne jak i efektywne. Ok, jakieś pytania?
To wszystko.
Teraz o mojej aktualnej firmie. Fagbokforlaget to szybko rozwijające się norweskie wydawnictwo książkowe. Aby pokazać dynamikę zwrostu – pół roku temu gdy zaczynałem pracę trzy główne placówki firmy – Oslo, Bergen, Sopot – zatrudniały ok. 140 osób. Teraz, po pół roku jest nas ok. 260.
Wydawnictwo stara się też dość agresywnie wchodzić na rynek cyfrowy, choć dotychczasowa wiedza w tej dziedzinie była niewielka. Jestem pierwszą osobą od UX w firmie i prawdę mówiąc – na początku mało kto rozumiał czym będę się zajmować. Właściwie tylko kilka osób słyszało w ogóle o UX, co nie znaczy, że rozumiały na czym polega.
Dotychczasowe decyzje projektowe oparte były na intuicji. Nie było też konkretnego ośrodka decyzyjnego, często zmieniał się on w czasie projektu.
Ogólnie rzecz biorąc, niespecjalnie przejmowano się standardami UCD. Brakowało procesu projektowaego z prawdziwego zdarzenia (czyli choćby analizy potrzeb docelowego użytkownika), nie przeprowadzano badań, testów, dane statystyczne były często pomijane.
Jak wygląda sytuacja po pół roku?
Z pewnością jest lepiej ze zrozumieniem, czym jest UX wśród osób zaangażowanych w pracę nad produktami cyfrowymi. Jest jeszcze sporo do zrobienia, ale i tak jest nieźle.
Wciąż różnie jest z ośrodkiem decyzyjnym, ale plusem jest to, że częściej opierają się one na konkretnych danych, nie intuicji.
I wreszcie co do metod – udało mi wdrożyć wiele dobrych praktyk do procesu projektowego. Dużo więcej czasu i energii poświęcamy użytkownikowi, jego potrzebom, a dopiero później konkretnym rozwiązaniom. Zbieramy i analizujemy więcej danych, przeprowadzamy testy użyteczności (choć wciąż za mało), przymierzamy się do kolejnych metod.
To jednak nie koniec zmian.
W planach jest: rozbudowa zespołu o osoby świadome UX. Myślimy nad nowym badaczem UX w oddziale w Norwegii. W dalszej perspektywie o kolejnych osobach.
Nie rezygnuję też z ewangelizacji. Liczę, że rozumienie, czym jest UX będzie w firmie coraz większe.
Staramy się też lepiej określić odpowiedzialność za decyzje projektowe. Jesteśmy w trakcie, w kwietniu dołączył do nas PM z praktyką m.in. w Google czy LinkedIn i myślę, że jesteśmy na dobrej drodze.
Wreszcie metody – moim celem jest zmiana nie tylko projektowania, lecz ogólnie całego podejścia do PiU cyfrowych. W tej chwili zamierzamy spróbować podejścia typu „lean startup” przy naszych kolejnych projektach.