SlideShare une entreprise Scribd logo
1  sur  10
Télécharger pour lire hors ligne
Kwantologia stosowana - kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 10.8 - Skraj wszechświata.
Gdybyśmy przyjęli słowa za rzeczywistość...
Tak, koledzy, nie ma co ukrywać, jest słownik oraz jego dźwiękowe
odwzorowanie - i jest problem. Taka, widzicie, zasłona wspomnianej
rzeczywistości utkana językowymi symbolami. Językowa zbieranina się
rozrasta, nowinki kolejne dodaje, coraz to inna warstwa się wplata
do owej zasłony - i jest problem. Bo to trudno w chwili poważnej z
tych językowych namotań i zamotań się wydobyć, jak sytuacja robi się
zasadnicza i kiedy nie ma w zapasie innego i pomocnego słownika, to
jest problem. Sami rozumiecie.
Ale ja dziś nie o języku, to tak ogólnie i na wprowadzenie padło -
dla pobudzenia i podkreślenia, że świat jest taki, jak go słownikowo
sobie oznakujemy. Nigdy inny. A też po to, żeby powiedzieć, że takie
rezerwowe nazywanie też powinno być, może się kiedyś przyda.
Więc my, tak przykładowo podając, my sobie taki wszechświat w jego
przekształcaniu nazywamy i nazywamy, coś z tego się wyłania obrazem
lub wzorem malowane, raz szczegół się pokaże, innym razem większa i
istotna zależność. Ale choć niby generalnie już wiadomo, co jest ten
wszechświat i co się mniej lub więcej dzieje, to jednak jeszcze nie
jest takie w pełni rozjaśnione, to jeszcze szczegółami się po kątach
chowa, nawet tego i tamtego straszy; raz pokazuje się to jednością
nieskończoną, a raz elementem nieskończonego zbioru. I nie wiadomo,
przyznacie, jak to tak generalnie jest i dlaczego tak jest. I jest
problem.
Na pierwszy etap analizy słownikowo pojęciowej to ja wam rzucę takie
zagadnienie, ono w sobie nawet istotne: czy wzmiankowany konstrukt,
takie wszechświatowe coś, czy to ma granicę, brzeg - czy nie? Czy
"wszechświat" się kończy, czy nie?
I jak, znacie odpowiedź, widzicie brzeg świata i zmiany, czy mgła
pojęciowa wam się tam gdzieś daleko i kiedyś rozpościera - czy to
zawirowanie energetyczne, w którym przychodzi nam analizy prowadzić,
czy ono się kończy czy nie - zaczęło się czy nie - ma skrajną i do
niego sprowadzalną strefę czy nie?
I jak, jest temat, jest zagadnienie do przemyślenia? Prawda, jest.
Bo, wiecie, z tym brzegiem świata to tak prosto nie idzie - niby w
języku banalne i objaśnione, w szkole pokazane na licznych nawet i
widowiskowych przykładach, czyli że to kamyk, a to już inne, oraz że
między tym a tamtym jest granica.
Ale jednak nie - to nie takie sobie proste czy prostackie.
Nie takie to proste, bo gdyby, zauważcie, przyjąć za rzeczywistość
obraz słownikowo konstruowany, co to tę wszechświatową odmianę po
całości dziś oddaje, to żadnego brzegu nie ma - wszystko biegnie w
nieskończoną i wieczną bezkresność i że tutaj kawałek z tego widać.
Bo wcześniejsze zamglone i w badaniu niedostępne, że tego się nawet
wzorem nie przebije - i tak w ogóle poplątanie ze zmieszaniem się w
kreśleniu wszędzie pojawia. Niby poprawnie wyprowadzane i logicznie
ułożone - ale jedna droga analizy tak a tak podpowiada, i stabilnie
to wygląda i pewnie - a druga, też stabilna i utwardzona ciążeniem
po obserwowane do horyzontu, ta swoje dla użytkownika słupki milowe
tu oraz tam ustanawia.
I jak tu się poruszać, w którą stronę się udać, co za pewnik przyjąć?
Jest problem, przyznacie.
Dlatego, dla pewnej jasności tematycznej, warto zestawienie sobie
tych etykietek nazywających zrobić, żeby różnice w podejściu mocno
podkreślone zostały.
Prawda, koledzy, takie zbiory są już od dawna i pokazują to, tamto i
owamto, ja tu żadnego pełnego zestawu takich konkretnych danych ani
nie przeprowadzę, ani to konieczne - chodzi o wzmiankowaną jasność w
temacie świata. I o nazwanie tego w kroku kolejnym.
Po pierwsze, koledzy, z jednego ujęcia wynika, że wszechświatowa w
sobie zmiana to jedność i jedyność - tak do tej nieskończoności. To
podpierają i logiczne konstrukcje, które w fundamencie zawsze się w
nieodmienny wiecznie "fakt" zbiegają - i zawsze zbiegają się w taki
punkt.
Ale mówią o tym również matematycznie wyprowadzone wzory, które mają
w sobie, jako element integralny, nieskończoność - taką albo inną,
ale zawsze nieskończoność.
Że naukowo to się redukuje, że tak uproszczone doskonale w liczeniu
się sprawdza, to nie ma znaczenia - chodzi o fakt. A same z siebie
wzory za nic nieskończoności pominąć nie chcą, choć nie podpowiadają
także, dlaczego tak jest.
Matematyk pichci te swoje znaczki, zestawia, coś z tego się wyłania
w jego abstrakcyjnie realnym widzeniu - ale dlaczego tak, co znaczy
i jak się dzieje, to już nie jego zmartwienie. Sprawę znacie.
Po drugie znaczenie w obrazie świata ma eksperyment, obserwacja na
każdym kroku. Że jest zawsze zmiana, że ona ma początek, środek i
koniec - że się zaczyna i dociera do brzegu. A skoro obserwowane po
każdym kierunku się zaczęło, podobno nagle, to i się skończy, też
podobno niezwykle.
Ale, zauważcie, jeżeli to jedna i jedyna okoliczność wszechświatowa,
to jak się nieskończoność może skończyć? Czy to tylko ten tutejszy
fragment całości się zaczął i skończy, a dalej to odwieczne, ale i
też jednostkowe oraz z jedną zasadą?
A może to zupełnie inaczej w zmianie ewolucyjnej wygląda, może przez
"mgłę początku" źle widać i błędnie widać?
Po trzecie - jeżeli "dalsze" jest, to czy powiązane z tutejszym? A
może obserwowane to tylko element z nieprzeliczalnego zbioru, który
posiada w sobie szczególne parametry i tak się trafiło w losowaniu
światów, że ten fakt podziwiamy?
Ale jeżeli element w zbiorze, to samodzielny wobec innych elementów,
czy zależny? - i jak zależny? Tamte światy działają, nie działają -
można się o nich dowiedzieć, nie można; to konstrukcje identyczne,
odmienne, skrajnie odmienne?
Po czwarte - jeżeli jest "dalsze", to czy tłem, połączeniem takich
konstrukcji jest wspólne "pole" czegoś - a jeżeli, to czym takie w
nieskończoność rozciągające się pole jest - i co to jest "coś"?
A jeżeli nie ma takiego przedziału, to czy jest pomiędzy pustka, nic
- i co to jest "nic"?
Po piąte - rozszerzanie. I to w formule narastającej. Jak coś sobie
jedynego i nieskończonego może się powiększać? Koledzy, nie ma już
znaczenia, jak to sobie tłumaczycie, chodzi o logiczną analizę na
skraju poznania.
Oczywiście można powiadać, że to "bąbluje" kawałek bezkresnego pola,
że puchnie sama przestrzeń, że takie zobrazowanie zgadza się z także
rejestrowanym stabilnym wewnętrznie ciśnieniem - tylko że to jedno
z możliwych tłumaczeń. Doskonale już wiecie, że podobny efekt, i to
znacznie prościej, można wytłumaczyć zasilaniem podprogowym - i że
to jest stan aktualny. I że ciągle się zmienia.
Ale nawet nie takie opisanie jest tu najważniejsze - chodzi o fakt
tego typu, że jeżeli to się narastająco rozszerza, to musi, musi w
otoczeniu, co by tym otoczeniem nie było i jakie by nie było - musi
w "środowisku" wobec wszechświata być wolny tor na powiększanie się
struktury.
Czy to rozpychanie się w polu, czy oddalanie się do nieskończoności
elementów w logicznie pojętej pustce - to musi tak się przedstawiać:
że brak czynnika hamującego. A co najmniej, że w tym otoczeniu nie
ma dostatecznej siły do wyhamowania tej ciągle w sobie narastającej
ewolucji.
Nie, że brak siły wewnętrznej i spajającej, nie że brakuje pojętego
jakoś czynnika "grawitacji" - ale właśnie tak, że nie ma w otoczeniu
"wybuchającego" układu siły hamującej.
Przecież - koledzy weźcie to pod uwagę - nawet najbardziej "zbite" w
sobie i ciężkie "coś" (tu nie ma znaczenia, co to za "obiekt", jak w
sobie zabudowany i jak "gęsty") - kiedy takie coś wyobrażać sobie w
logicznie pojętej pustce, czyli bez czynnika hamującego i wobec tej
struktury zewnętrznego (więc jakiegoś "środowiska" i jego gęstości)
- kiedy to tak sobie analizować w wyobrażeniu - to takie "coś" się
w swojej stałości nie utrzyma, nie może. Nie może, bo nie ma żadnego
czynnika oporu, elementu hamującego rozpad takiej "grudki" czegoś.
- Takie materialne "zbrylenie" się nie utrzyma w swojej stabilnej i
zbornej postaci w pustce - nie utrzyma. I "wybuchnie"
Jeżeli teren "poza" będzie absolutnie pusty - czy tylko "luźniejszy"
- to taka struktura wrzucona w nic-ość, ona momentalnie (i właśnie
tak) zacznie się rozpadać.
Jeżeli nie ma hamulców w otoczeniu - układ wybuchnie. Po prostu.
Pustka, koledzy, pojęta jako stan mniej zagęszczony względem stanu
wyróżnionego, czy pustka logicznie absolutna - taki zakres nie jest
faktem "biernym", obojętnym, a tym bardziej pomijalnym w analizie.
To nie takie sobie dopełnienie do elementu i otoczenie, nic z tego.
Pustka jest stanem "dynamicznym" i absolutnie niszczycielskim dla
takiej skomplikowanej konstrukcji. Czego by nie umieścić w "nic" -
nie utrzyma się, nie może.
Wrzucona w pustkę-próżnię cząstka nie tylko przemierza pojęte w ten
sposób środowisko, i przemieszcza w ogromnym pędzie (bo brak do tego
ruchu oporu) - ale się od razu rozpada. I co więcej, rozpada się w
tempie narastającym, wybucha.
Jak brak czynnika, który wyhamuje zmianę, ściśnie lub odkształci -
musi przebiegać to w formule wybuchu. I zawsze tak.
Pustka absolutna jest absolutnie destrukcyjna - "rozdrabnia" aż do
jednostki składowej - do jednostki pojętej logicznie, najmniejszego
z najmniejszych. Bo nie ma żadnego ograniczenia.
Postrzeganie tego "zakresu" jako banalnego lub jako dopełnienie do
coś i uzupełnienie w logicznych układankach - to błąd, zasadniczy
błąd. I zasłona, którą tworzy język.
A dlaczego w takim razie powstaje wszechświat? To też już padło w
kilku miejscach, i to nie jest dziw.
To konieczność w bezkresnym i wiecznym Kosmosie. To konieczność w
tym ruchu czegoś w nic-ości.
Po szóste - dlaczego niebo jest w nocy ciemne? Nie, nie chodzi tu o
znaną logiczną zagwozdkę, ale o jej kolejne już wcielenie. Jeżeli w
tutejszym wszechświecie - który się kiedyś tam zaczął - nie widać z
"dalszego" nic, to dlaczego tak jest?
Czemu, koledzy, niczego nie można dostrzec z obszaru, który podobno
rozciąga się nieskończenie i wiecznie, dlaczego?
Nic tam i nigdy się nie działo - to posiada odmienną formę zmian -
to jest tu obecne, ale nieobserwowalne?
To rzeczywiście jest dokładnie ten sam problem, ale poziom analizy
wyższy - czemu widać tylko wnętrze wszechświata, a dalsze jest już
odcięte z obserwacji? Skoro to jedno pole, a tylko lokalnie to się
tak pokazuje, to przecież nic logicznie nie stoi na przeszkodzie,
żeby to dalsze jakoś się tutaj dostało. Sygnał się rozchodzi tak do
nieskończoności, nawet rozpraszając się jest dalej obecny - więc w
obserwacji coś się powinno pojawić, jedyność oraz jedność fizycznego
"pola" to zapewnia.
I tym samym "niebo" nie powinno być puste i nieme. A jest. Dlaczego?
O czym to mówi?
Przecież, koledzy zauważcie, taki tam drobiazg fotonowy, takie tam
w sobie nic z masą podobno nie powiązane, a nawet podobno element i
jednostka postrzegania - jeżeli to takie w sobie, to dlaczego się w
tym polu nie snuje tam i tutaj, dlaczego żaden fotonowy znak się z
tego dalszego tutaj nie dostał? A jeżeli się dostał, czego również
nie można wykluczyć, to dlaczego bezobjawowo, dlaczego go nie widać?
Dlaczego, koledzy?
To, że tutejsze elementy przenoszące sygnał zaczęły się jakiś czas
temu, to przecież w najmniejszym stopniu nie przeszkadza, żeby tej
samej konstrukcji elementy, który powstały nieskończoną ilość razy
w nieskończonym otoczeniu przedostały się tutaj nieskończoną liczbą
jednostek...
Jeżeli, jak to się pojmuje, fotony powstały kiedyś tam i aktualnie
oddalają się w każdym kierunku - jeżeli te elementy biegną w bezkres
i jeżeli takich światów w jednym i nieskończonym polu było, ale i
jest nieskończenie wiele - to dlaczego z tego obszaru nic tu się
nie dostaje?
Dlaczego niebo jest ciemne?
Wyjaśnienie, że tutejsze się rozszerza i że dalsze nie miało czasu
i możliwości tu się pokazać - to, koledzy, zakłada, że lokalny, tu
pokazujący się świat, jest albo inny od otoczenia i "odpycha" tamto
docierające (czyli musi być jakiś jego brzeg, skrajny rejon, gdzie
to "odpychanie" się dzieje) - albo że to jest "podprogowe" - albo że
dalszego w tej chwili lub nigdy nie ma - albo że jest przerwa między
obiektami, która wszelki przekaz wyklucza.
Ale zarazem takie wyliczenie uwarunkowań nie daje żadnych podstaw
do powiedzenia i dowodzenia, że jest tylko to jedno oraz jedyne, że
nieskończone oraz wieczne. Jeden obiekt do zbadania nie upoważnia
do odrzucenia innych, zwłaszcza jeżeli umieszcza się to w dynamicznym
polu kwantowych jednostek.
Albo jedno "pole" z lokalnym i tutejszym światem, a gdzieś i kiedyś
w tym polu inne, ale podobne. I krążenie, i wymiana elementów między
nimi.
Albo wszechświat z brzegiem, ale jako jeden z wielu. I w ramach tej
wspólnoty zbioru, mimo konieczności brzegu ("naskórka"), dochodzi
do przemieszczania się między światami jednostek tworzących - i są
to te same (takie same) jednostki.
Albo wszechświat z brzegiem, ale jako jeden z wielu. Jednak zawsze
jako fizyczny fakt "w sobie" i samodzielny, bez powiązań; graniczna
strefa odcina go od otoczenia.
Albo wszechświat jako "wyspa", otoczony pustką (nicością), która go
skutecznie oddziela od podobnych układów. - Czyli "pole" podlega w
tym ujęciu skwantowaniu (kwantami są tu całe światy); ale przez to
jest to już inne pole od aktualnie postulowanego. Łączność takiego
pola wynika z logiki, nie z fizyki; to jedność, ale logiczna.
Albo jedno nieskończone pole tożsame z wszechświatem, a widoczne na
ten moment (i zawsze) w kawałku. Tylko jak nieskończoność może się
powiększać (puchnąć)? - Wyjaśnienie, że rozszerza się tu, ale dalej
jest inaczej, to ponownie wprowadza środowisko do tego tłumaczenia
i cały dylemat.
Albo już zupełny dziw zaistnienia, który wszelkie analizy wyklucza.
Itd. Przedstawiony zbiór jest jednym z możliwych i nie wyczerpuje w
żadnym razie wszystkich problemów - a do tego jest prezentowany na
zasadzie skrótowej, jak to, koledzy, musi się pojawić w pośpiesznej
wymianie zdań.
A po kolejne, tu nawet nie samo wyliczenie ma wartość najważniejszą,
ale przede wszystkim chodzi o pokazanie, że opis (wszech)świata w
każdym ujęciu jest dwutorowy - że zawiera w sobie tak sprzeczne i
odległe ujęcia, że wydaje się to nie do pogodzenia.
I to jest problem. - I to jest tu sednem. Nie słowa i budowane na
ich podstawie abstrakcje, ale fakt, że to się tak skrajnie różni w
ocenach i kreślonych schematach.
I w tym momencie musi paść zasadniczy, najważniejszy argument: nie
ma w działaniu układu poznającego niczego, co byłoby sprzeczne, co
byłoby niezgodne ze światem.
O ile abstrakcja jest budowana poprawnie, jeżeli odnosi się zawsze
do świata, jeżeli istnieje i pomaga istnieć, to znaczy, że zawiera
w sobie poprawne ustalenie.
I trzeba to uwzględnić - trzeba brać to w ocenach.
Tak, koledzy, z powyższego generalnego stwierdzenia wprost wynika,
że wszystkie do tej pory ustalone fakty o świecie - podkreślam to
w sposób wyraźny - wszystkie abstrakcje otoczenia są poprawne. Że
wymaga to tłumaczenia, że trzeba dopasować pojęcie do treści - że
niekiedy wymusza to wyjście poza rozpoznany krąg - tak, to wszystko
prawda. Jednak prawdą również jest to, że rozum opisując środowisko
nie popełnił błędu.
Tak, koledzy, w tych wszystkich, tak pozornie sprzecznych ujęciach
- i to razem, i to łącznie, i to jednocześnie zawiera się prawda o
wszechświecie.
Tak, koledzy, wszelkie wypracowane abstrakcje oddają to, co ujęte
jest słowem "wszechświat" - czy dowolnie innym. Nie ma prawdy tylko
jednostronnej, nie ma opisu tylko biegnącego jednym torem. Łącznie
i razem, i tylko tak, buduje to ostateczną "zasłonę" świata. Już w
formule prawdziwej.
Że to tak czy owak zasłona? A co to ma teraz za znaczenie, innej nie
ma i nigdy nie będzie.
Dziwicie się, koledzy, dla was to zaskoczenie. A nie powinno - nic
a nic tu zaskakującego. Na bazie tylekroć już powiedzianego, przez
odwołanie się do całości podejścia, to żaden dziw, to konieczność i
jedynie sensowne procedowanie.
Dalsza droga poznawania musi posiadać dwa pasy ruchu - przecież na
jednokierunkowej zbyt niebezpiecznie. Sami przyznacie, że poruszanie
się w jedną stronę gdzieś prowadzi, jednak to może być coś takiego
- to mogą zbudować się takie rejony, że tam dziw dziwem obsadzony i
kolejne dziwy pogania.
Po co tak się szamotać, przecież to proste, po całości proste. Nie
prostackie, ale tak proste, że już prostsze być nie może.
Czyli wracamy, koledzy, do naszych baranów na brzegu. Tak ogólnie i
ku pokrzepieniu serc pogadaliśmy, teraz wypada zapytać: czym jest i
jak jest brzeg we wszechświecie?
I tutaj przede wszystkim wypadnie powiedzieć, że taki skrajny i do
tego wyróżnionego świata zaliczalny brzeg istnieje, że to fakt i że
konieczność.
Dlaczego? Ponieważ brzegu w nieskończoności ustanowić nie można. Dla
wszechświata w jego zmiennym przekształcaniu się nie można.
Dla Kosmosu tak, ale nie dla wszechświata. Zmienność układu, z samej
już zmienności (że się zaczęła i skończy), już to wprowadza strefę
graniczną - granicę tej zmiany. Jakby jej nie definiować, w czasie
czy przestrzeni, czy funkcjonalnie - taka granica istnieje i tworzy
przedział istnienia. Nie ma nieskończonej zmiany - zasada, że jest
zmiana, logiczna reguła ustalająca, że zmiana zachodzi wiecznie, to
jest nadrzędne wobec zmiennego konkretu; reguła zmiany jest stałą,
ale fakt zmienny jest skończony i z granicą.
Reguła odnosi się do Kosmosu, wszystko poniżej (wewnętrzne, w ramach
logicznie ustalonej nieskończoności-wieczności) jest skończone.
Musi być w nieskończoności dla zmiennego oraz "puchnącego" w szwach
bytu stan-granica, która już-jeszcze nim jest; prowadzenie analizy
w bezkres, bez wyznaczenia strefy brzegowej, nie ma sensu. Nie ma
ani logicznego, ani fizycznego. Jeżeli ktoś tak czyni, to logicznie
zlicza nieskończoność, a fizycznie zaprzecza wszelkim postrzeganym
w otoczeniu faktom - przecież każdy rejestrowany byt ma najdalej w
otoczenie wysunięty element-warstwę. Że ta brzegowa warstwa się w
kolejnych eksperymentach przesuwa w głąb i ostatecznie sięga tła -
to prawda. Ale fizycznie, czyli mierzalnie, jest brzeg wyróżnionej
w tle ewolucji.
I właśnie, od razu nawiążę do zagadnienia rozdzielenia Kosmosu oraz
wszechświata, bez tego się nie obejdzie, koledzy. Nie może. Jeżeli
traktować wszystko za jedność, to wspomniane powyżej kłopotliwe i
nie do rozsupłania dylematy, to takim pozostanie - i wszechświat w
analizach nie wiedzieć jak, gdzie i dlaczego się zbudował. I nigdy
już poza krąg tych abstrakcji się nie wyjdzie.
Znane, omawiane po licznych stronach - i dlatego nie ma co się tym
dalej zajmować.
Ale jeżeli wprowadzić w logicznie wypracowaną (i to "od zawsze"), a
zarazem obecną na zasadzie konieczności nieskończoność i wieczność
w maksymalnym zobrazowaniu - jeżeli w to wprowadzić banalnie proste
i też oczywiste stadia, etapy, zakresy, progi, przejścia - to okaże
się to nie tylko wytłumaczalne, ale właśnie proste w zachodzeniu.
Kiedy ustawiam jako fakt nadrzędny Kosmos, a w jego zakresie coś w
formule "wszechświat", to takie podzielenie pojęć, które do obecnej
chwili zlewają się w jedność, to dramatycznie upraszcza działanie i
pojmowanie.
A zarazem nie jest sprzeczne z żadnym wypracowanym na dowolnym już
zakresie (i zakręcie historii) pojęciem.
Zwracam na to uwagę, koledzy. Nie ma znaczenia sposób powołania do
istnienia abstrakcji, w tak proponowanym podzieleniu pojęć wszystko
się ze sobą zgadza i porządkuje. Nieskończoność i wieczność jest w
tym zawarte - i to jako absolutna konieczność, już nie do ruszenia;
nie można tego "renormalizować", bo całość układanki runie. Ale w
tym obrazie jest i lokalność zmiennego wszechświata, która może się
zacząć, budować z jednostek "czegoś" w bezkresie, choć nie dowolnie
czy przypadkowo; to nieredukowalna do niczego więcej i podwojona na
każdym etapie kosmiczna ewolucja warunkuje "wszechświat" - ten, ale
i dowolny.
Również brzeg w tak wyróżnionym układzie to nie wymysł, tylko stan
absolutnie konieczny. Żeby coś z tła wyodrębnić i to zauważyć, musi
być brzeg, który w ramach tła ów fakt wyznacza.
A w nieskończoności jest to tym bardziej konieczne - fundamentalnie
wręcz konieczne. Przecież "wokół" już tylko oraz wyłącznie elementy
w postaci jednostek. Wespół z próżnią.
Ale brzeg takiego układu to tylko i aż jeden z wielu, z bardzo wielu
etapów pośrednich. Idąc od pojętego logicznie maksymalnego stanu w
postaci osobliwości (maksymalnego połączenia) do stanu maksymalnego
rozproszenia, gdzie element od elementu znajduje się nieskończenie
odlegle - to w takim wyznaczeniu możliwości skupienia jednostek, tu
brzeg wszechświata jest dokładnie "w połowie". To stan jeden-zero,
gdzie jednostka od jednostki jest oddalona o jednostkę.
Wewnętrznie jest większy ścisk, na zewnątrz jest mniejszy - jednak
na/w brzegu to ma postać rozłożenia równomiernego.
Czyli, zwracam uwagę, kiedy zachodzi rozpraszanie się jednostek do
nieskończoności, to ostatnim stanem wszechświata jest ta brzegowa
warstwa - a "dalsze" to już poza układem, choć z niego pochodzi.
W tym obrazie wcześniejsze i wewnętrzne warstwy, z gęstością większą
od krytycznej, to ciągle ewolucja w toku - to fizycznie oraz realnie
dostępna ewolucja.
Ale i te oddalające się warstwy, co warto podkreślić, to również i
zawsze "ewolucja" (Ewolucja). To już "rwany" odcinek ewolucji, to
jest poza wyróżnionym światem - ale tak wyznaczona półprosta tu się
zaczęła i biegnie do nieskończoności. Oddalenie elementów rośnie i
rozrzedzenie jest już takie, że nic się samodzielnie nie połączy w
większą strukturę - ale zarazem to nie jest nigdy zero zagęszczenia
- to nie jest pustka i tylko pustka.
Nieskończona odległość czegoś od czegoś to "spora odległość", jednak
nic więcej, to jakoś istotna wartość zagęszczenia elementów (większa
od zera). W końcu skutki widać, czuć - itd.
Czyli, koledzy, kiedy opisywać (wszech)świat jako oddalające się w
nieskończoność warstwy kwantów, to różnica wobec obowiązującego dziś
modelu jest tylko jedna: stan zagęszczenia, oddalenia jednostek.
I żaden inny parametr w opisie nie jest konieczny.
Co więcej, w tym obrazie nigdy nie ma czegoś niezwykłego, na żadnym
etapie zagęszczania się czy rozrzedzania elementów; tutaj nic nie
straszy, niczym nieobyczajnym się nie pokazuje.
Jest ściskanie i dociskanie kwantów - jest zmiana w rytmie warstwa
za warstwą - i jest lokalny tok zdarzeń, który ma swoje umocowanie w
nieskończonym przebiegu. To funkcjonalna i logiczna jedność z taką
w wieczności bezkresnością - a zarazem jedyność i chwilowość.
A co jeszcze ważniejsze, procedura jest analogiczna do każdej, jaką
można w świecie dojrzeć.
A też brzeg (oraz wnętrze) budowany jest z elementów, które się tu
dostają jak najbardziej w nieskończonej, nieprzeliczalnej liczbie -
a więc spełniony jest tym samym warunek, że jest związek z tłem i
że "niebo jaśnieje". Ten świat budowany jest przecież z tego pola (i
w jego ramach) - i jest to stan-dopełnienie logicznie konieczne, bez
"pola", czyli środowiska (tła i eteru), nie można wyjaśnić teraz i
tu postrzeganego.
Tylko że takie pole ma już nieco inny charakter, jak to widać przez
zasłonę pojęć (czy wzorów).
Pole jest, to obiektywny fakt (każdy byt skomplikowany ma zakres do
siebie dopełniający, podprogowy - który jest tłem i warunkuje to, co
widać) - ale zasadniczą cecha tego pola jest to, że posiada, że się
składa, że tworzą je różne stany skupienia. Takie od bardzo małego
i nieskończenie małego, po osobliwość - to w ramach wszechświata. A
w ramach Kosmosu po kwant-wszechświat. Na "dole" (dnie) jest kwant
logiczny, najmniejsze z najmniejszych - a na "górze" kwant logiczny
w postaci Kosmosu, też jednostka. Z tym, że w ramach Kosmosu stanem
maksymalnym jest "wszechświat" - największe zbiegnięcie jednostek.
W tym schemacie istotne jest to, że żadna łączna abstrakcja, co by
nią nie było (pojęcie, wzór, symbol) - taka abstrakcja nie może (i
to z zasady, że jest taka ogólna) uchwycić etapów pośrednich zmiany.
Dlatego tworzony obraz się "renormalizuje" - w trakcie budowania się
symbolu zmiany usuwane są z niego przerwy, nieciągłości, lokalne i
chwilowe stany skupienia; "widać" jedność tam, gdzie są przerwy, i
to liczne. Naturalnie skwantowany (pokawałkowany) proces zostaje w
tym ujęciu zredukowany do jedności - i to nieskończonej.
Ale jeżeli w tę jedność wprowadzić podział, ponownie przeprowadzić
renormalizację, tylko tym razem na zasadzie wpisania w ciągłość te
wcześniej usunięte nieciągłości - to wszystko się upraszcza, zakresy
wyłaniają się zza zasłony i ciemności, a lokalne światy są osobne,
acz zawsze w zbiorze podobnych.
Kiedy dokładnie się temu przyjrzeć, wówczas nieskończoność przestaje
straszyć, w takim obrazie nieskończoność-wieczność to już absolutnie
konieczne dopełnienie do obserwowanego.
I są to zawsze te same jednostki tworzące, co także wymaga mocnego
podkreślenia. Nigdy inne - choć zawsze jednostkowo inne. To są już
w analizie nieredukowalne do niczego elementy, których w Kosmosie
nieskończenie wiele, więc mogą tworzyć dowolne konstrukcje. One tu
docierają, przechodzą i budują, a później opuszczają wszechświat -
i wymiana między procesami (bytami) trwa.
Nic nie burzy logicznej abstrakcji i wizji, choć wszystko zaczyna w
jeden i spójny obraz się układać - układać w całość, o ile opisywany
proces posiada wspomniane etapy pośrednie.
Na etapie kondensowania się elementów w wszechświat, tu zachodzi w
obserwacji wewnętrznej "wybuchowa" ewolucja, której efektem jest w
fizycznym eksperymencie notowana piramida stanów skupienia. Proces,
który w obserwacji zewnętrznej posiada owe liczne punkty węzłowe i
pośrednie, uzyskuje formę złożenia - ponieważ inaczej tego fizyk w
swoim badaniu nie "sfotografuje". I to samo dzieje się na każdym z
innych etapów, to wielowymiarowe złożenie zjawisk, które zachodzą
w oddaleniu (ale i powiązaniu) - to ciąg zależnych "kadrów" filmu,
ale zrozumiałych dopiero w rozłożeniu na etapy.
Całość jest ważna na poziomie funkcjonalnym, to "lokum" obserwatora
w trakcie istnienia (plus jego wszelkie konkretne działania - w tym
zmysły i przyrządy) - jednak rozłożenie na zakresy jest konieczne. Po
co? Żeby to zrozumieć.
Etapy pośrednie są absolutną koniecznością analizy, ponieważ całość
w innym ujmowaniu zlewa się w nieskończoną jedność i jawi się jako
niewytłumaczalne. - Tę jedność można oczywiście zrenormalizować, ale
bez dodania, że jest to zabieg chwilowy, że wynika z podstaw samej
zmiany i że jest zabiegiem wspomagającym w ramach wszechświata - bez
dodatnia tego ustalenia wszystko jest problemem.
A przecież rozum domaga się jedności - ale wytłumaczalnej.
Skraj wszechświata to ani powiedzenie - ani postulat do zbadania -
ani abstrakcja może i użyteczna, jednak bez umocowania w logice, a
tym bardziej fizyce - skraj wszechświata to konieczność. Żeby coś
z tutejszego zrozumieć, koniecznie w proces zmiany biegnącej sobie
z nieskończoności do nieskończoności trzeba wprowadzić skrajną dla
postrzeganego i doznawanego układu (i dla dowolnego układu), jego w
tle skrajną warstwę istnienia. Nie ma wyróżnienie bez tła, ale nie
ma również wyróżnionego bez ustalenia, że jest jego brzeg. Że to nie
zawsze jest ten ostateczny brzeg, że w kolejnych "zbliżeniach" ten
obraz świata się komplikuje - że nabiera szczegółów oraz kolejnych
jeszcze szczegółów - a ostatecznie i tak łączy się to ze wszystkim
w bezkresie - to prawda.
Ale żeby to wszystko uporządkować - żeby tę nieskończoną prostą w
jej przebiegu wyskalować, potrzebny jest brzeg wszechświata - stan
już-jeszcze ten fakt oznaczający. Żeby się nie zagubić w bezkresnym
tle, żeby się nie zapętlić w wiecznym ruchu - muszę w jedność oraz
jedyność skwantowanej zmiany wpisać konieczne kroki pośrednie, bez
tego sam żadnego kroku w wyjaśnianiu nie zrobię. Jeżeli nie widzę
etapów pośrednich, to mam przed sobą ścianę, logiczną lub fizyczną
- a to oznacza, że się dalej nie przemieszczę. A jak spróbuję, to
się o nią rozbiję.
I choć muru głową się nie przebije, to z braku innych narzędzi warto
i takie działanie rozważyć.
Że te kroki są dla mnie i we mnie? A jakie to ma za znaczenie? Liczy
się, że mogę je zrobić.
cdn.
Janusz Łozowski

Contenu connexe

Tendances

Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5kwantologia2
 
Jak rozległy jest kosmos.
Jak rozległy jest kosmos.Jak rozległy jest kosmos.
Jak rozległy jest kosmos.kwantologia2
 
Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.
Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.
Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.Łozowski Janusz
 
Wielowymiarowa płaszczyzna.
Wielowymiarowa płaszczyzna.Wielowymiarowa płaszczyzna.
Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia2
 
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.SUPLEMENT
 
Kwantologia 8.2 wędrówki dusz.
Kwantologia 8.2   wędrówki dusz.Kwantologia 8.2   wędrówki dusz.
Kwantologia 8.2 wędrówki dusz.Łozowski Janusz
 
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.SUPLEMENT
 
Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.
Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.
Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 7.9 meta-fizyka.
Kwantologia 7.9   meta-fizyka.Kwantologia 7.9   meta-fizyka.
Kwantologia 7.9 meta-fizyka.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.
Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.
Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.Łozowski Janusz
 
początek-środek-koniec.
początek-środek-koniec.początek-środek-koniec.
początek-środek-koniec.kwantologia2
 

Tendances (13)

Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
 
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
 
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
 
Jak rozległy jest kosmos.
Jak rozległy jest kosmos.Jak rozległy jest kosmos.
Jak rozległy jest kosmos.
 
Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.
Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.
Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.
 
Wielowymiarowa płaszczyzna.
Wielowymiarowa płaszczyzna.Wielowymiarowa płaszczyzna.
Wielowymiarowa płaszczyzna.
 
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
 
Kwantologia 8.2 wędrówki dusz.
Kwantologia 8.2   wędrówki dusz.Kwantologia 8.2   wędrówki dusz.
Kwantologia 8.2 wędrówki dusz.
 
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
 
Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.
Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.
Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.
 
Kwantologia 7.9 meta-fizyka.
Kwantologia 7.9   meta-fizyka.Kwantologia 7.9   meta-fizyka.
Kwantologia 7.9 meta-fizyka.
 
Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.
Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.
Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.
 
początek-środek-koniec.
początek-środek-koniec.początek-środek-koniec.
początek-środek-koniec.
 

En vedette

Отчет об исполнении бюджета за 9 месяцев 2015 года
Отчет об исполнении бюджета за 9 месяцев 2015 годаОтчет об исполнении бюджета за 9 месяцев 2015 года
Отчет об исполнении бюджета за 9 месяцев 2015 годаАлексей Арешев
 
Palestinians Envision Life Without Occupation
Palestinians Envision Life Without OccupationPalestinians Envision Life Without Occupation
Palestinians Envision Life Without Occupationirumshiekh
 
Practice test slide share
Practice test slide sharePractice test slide share
Practice test slide shareRodriguezIvo
 
20 06 2014- El Gobernador Javier Duarte asistió a la Ceremonia donde la Mtra...
20 06 2014- El Gobernador Javier Duarte asistió a la Ceremonia donde la Mtra...20 06 2014- El Gobernador Javier Duarte asistió a la Ceremonia donde la Mtra...
20 06 2014- El Gobernador Javier Duarte asistió a la Ceremonia donde la Mtra...Javier Duarte de Ochoa
 
Kwantologia 10.7 – ciemna energia.
Kwantologia 10.7 – ciemna energia.Kwantologia 10.7 – ciemna energia.
Kwantologia 10.7 – ciemna energia.Łozowski Janusz
 

En vedette (9)

Property.Go
Property.GoProperty.Go
Property.Go
 
Отчет об исполнении бюджета за 9 месяцев 2015 года
Отчет об исполнении бюджета за 9 месяцев 2015 годаОтчет об исполнении бюджета за 9 месяцев 2015 года
Отчет об исполнении бюджета за 9 месяцев 2015 года
 
Palestinians Envision Life Without Occupation
Palestinians Envision Life Without OccupationPalestinians Envision Life Without Occupation
Palestinians Envision Life Without Occupation
 
Practice test slide share
Practice test slide sharePractice test slide share
Practice test slide share
 
Order.Go
Order.GoOrder.Go
Order.Go
 
Ans rol2016 listagem procedimentos
Ans rol2016 listagem procedimentosAns rol2016 listagem procedimentos
Ans rol2016 listagem procedimentos
 
20 06 2014- El Gobernador Javier Duarte asistió a la Ceremonia donde la Mtra...
20 06 2014- El Gobernador Javier Duarte asistió a la Ceremonia donde la Mtra...20 06 2014- El Gobernador Javier Duarte asistió a la Ceremonia donde la Mtra...
20 06 2014- El Gobernador Javier Duarte asistió a la Ceremonia donde la Mtra...
 
Kwantologia 10.7 – ciemna energia.
Kwantologia 10.7 – ciemna energia.Kwantologia 10.7 – ciemna energia.
Kwantologia 10.7 – ciemna energia.
 
No Fool
No FoolNo Fool
No Fool
 

Similaire à Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.

Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.Łozowski Janusz
 
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.Łozowski Janusz
 
"grawitacja" (mamy cię).
"grawitacja" (mamy cię)."grawitacja" (mamy cię).
"grawitacja" (mamy cię).kwantologia2
 
Jednostka czy zbiór.
Jednostka czy zbiór.Jednostka czy zbiór.
Jednostka czy zbiór.kwantologia2
 
Kwantologia 5.3 jednostka czy zbiór.
Kwantologia 5.3   jednostka czy zbiór.Kwantologia 5.3   jednostka czy zbiór.
Kwantologia 5.3 jednostka czy zbiór.Łozowski Janusz
 
Jedność wszędzie.
Jedność wszędzie.Jedność wszędzie.
Jedność wszędzie.kwantologia2
 
Kwantologia 11.9 – matematyka.
Kwantologia 11.9 – matematyka.Kwantologia 11.9 – matematyka.
Kwantologia 11.9 – matematyka.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 3.4 ile istnieje wszechświatów.
Kwantologia 3.4   ile istnieje wszechświatów.Kwantologia 3.4   ile istnieje wszechświatów.
Kwantologia 3.4 ile istnieje wszechświatów.Łozowski Janusz
 
Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4kwantologia2
 
Informacja, czyli co.
Informacja, czyli co.Informacja, czyli co.
Informacja, czyli co.kwantologia2
 
Widmo promieniowania.
Widmo promieniowania.Widmo promieniowania.
Widmo promieniowania.kwantologia2
 
Kwantologia 2.7 widmo promieniowania.
Kwantologia 2.7   widmo promieniowania.Kwantologia 2.7   widmo promieniowania.
Kwantologia 2.7 widmo promieniowania.Łozowski Janusz
 

Similaire à Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata. (17)

Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
 
NIC-i-COŚ.
NIC-i-COŚ.NIC-i-COŚ.
NIC-i-COŚ.
 
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
 
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
 
"grawitacja" (mamy cię).
"grawitacja" (mamy cię)."grawitacja" (mamy cię).
"grawitacja" (mamy cię).
 
Jednostka czy zbiór.
Jednostka czy zbiór.Jednostka czy zbiór.
Jednostka czy zbiór.
 
Kwantologia 5.3 jednostka czy zbiór.
Kwantologia 5.3   jednostka czy zbiór.Kwantologia 5.3   jednostka czy zbiór.
Kwantologia 5.3 jednostka czy zbiór.
 
Jedność wszędzie.
Jedność wszędzie.Jedność wszędzie.
Jedność wszędzie.
 
Kwantologia 11.9 – matematyka.
Kwantologia 11.9 – matematyka.Kwantologia 11.9 – matematyka.
Kwantologia 11.9 – matematyka.
 
Matematyka.
Matematyka.Matematyka.
Matematyka.
 
Kwantologia 3.4 ile istnieje wszechświatów.
Kwantologia 3.4   ile istnieje wszechświatów.Kwantologia 3.4   ile istnieje wszechświatów.
Kwantologia 3.4 ile istnieje wszechświatów.
 
Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4
 
Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4
 
Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4
 
Informacja, czyli co.
Informacja, czyli co.Informacja, czyli co.
Informacja, czyli co.
 
Widmo promieniowania.
Widmo promieniowania.Widmo promieniowania.
Widmo promieniowania.
 
Kwantologia 2.7 widmo promieniowania.
Kwantologia 2.7   widmo promieniowania.Kwantologia 2.7   widmo promieniowania.
Kwantologia 2.7 widmo promieniowania.
 

Plus de Łozowski Janusz

Kwantologia ... 0 czyli 1.
Kwantologia ...   0 czyli 1.Kwantologia ...   0 czyli 1.
Kwantologia ... 0 czyli 1.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).
Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).
Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.7 – pole energii.
Kwantologia 12.7 – pole energii.Kwantologia 12.7 – pole energii.
Kwantologia 12.7 – pole energii.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.
Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.
Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.
Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.
Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.1 – obserwator.
Kwantologia 12.1 – obserwator.Kwantologia 12.1 – obserwator.
Kwantologia 12.1 – obserwator.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.
Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.
Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.
Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.
Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.
Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.
Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.1 – x-y-z.
Kwantologia 11.1 – x-y-z.Kwantologia 11.1 – x-y-z.
Kwantologia 11.1 – x-y-z.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 10.5 – cząstki wirtualne.
Kwantologia 10.5 – cząstki wirtualne.Kwantologia 10.5 – cząstki wirtualne.
Kwantologia 10.5 – cząstki wirtualne.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 10.6 – wszechświat.
Kwantologia 10.6 – wszechświat.Kwantologia 10.6 – wszechświat.
Kwantologia 10.6 – wszechświat.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 10.2 – COŚ.
Kwantologia 10.2 – COŚ.Kwantologia 10.2 – COŚ.
Kwantologia 10.2 – COŚ.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 10.1 – uwaga!, Tło.
Kwantologia 10.1 – uwaga!, Tło.Kwantologia 10.1 – uwaga!, Tło.
Kwantologia 10.1 – uwaga!, Tło.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 9.9 – Brakująca masa.
Kwantologia 9.9 – Brakująca masa.Kwantologia 9.9 – Brakująca masa.
Kwantologia 9.9 – Brakująca masa.Łozowski Janusz
 

Plus de Łozowski Janusz (19)

Kwantologia ... 0 czyli 1.
Kwantologia ...   0 czyli 1.Kwantologia ...   0 czyli 1.
Kwantologia ... 0 czyli 1.
 
Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).
Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).
Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).
 
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
 
Kwantologia 12.7 – pole energii.
Kwantologia 12.7 – pole energii.Kwantologia 12.7 – pole energii.
Kwantologia 12.7 – pole energii.
 
Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.
Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.
Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.
 
Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.
Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.
Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.
 
Kwantologia 12.1 – obserwator.
Kwantologia 12.1 – obserwator.Kwantologia 12.1 – obserwator.
Kwantologia 12.1 – obserwator.
 
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
 
Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.
Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.
Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.
 
Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.
Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.
Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.
 
Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.
Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.
Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.
 
Kwantologia 11.1 – x-y-z.
Kwantologia 11.1 – x-y-z.Kwantologia 11.1 – x-y-z.
Kwantologia 11.1 – x-y-z.
 
Kwantologia 10.5 – cząstki wirtualne.
Kwantologia 10.5 – cząstki wirtualne.Kwantologia 10.5 – cząstki wirtualne.
Kwantologia 10.5 – cząstki wirtualne.
 
Kwantologia 10.6 – wszechświat.
Kwantologia 10.6 – wszechświat.Kwantologia 10.6 – wszechświat.
Kwantologia 10.6 – wszechświat.
 
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
 
Kwantologia 10.2 – COŚ.
Kwantologia 10.2 – COŚ.Kwantologia 10.2 – COŚ.
Kwantologia 10.2 – COŚ.
 
Kwantologia 10.1 – uwaga!, Tło.
Kwantologia 10.1 – uwaga!, Tło.Kwantologia 10.1 – uwaga!, Tło.
Kwantologia 10.1 – uwaga!, Tło.
 
Kwantologia 9.9 – Brakująca masa.
Kwantologia 9.9 – Brakująca masa.Kwantologia 9.9 – Brakująca masa.
Kwantologia 9.9 – Brakująca masa.
 
Kwantologia 9.8 – Czas.
Kwantologia 9.8 – Czas.Kwantologia 9.8 – Czas.
Kwantologia 9.8 – Czas.
 

Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.

  • 1. Kwantologia stosowana - kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 10.8 - Skraj wszechświata. Gdybyśmy przyjęli słowa za rzeczywistość... Tak, koledzy, nie ma co ukrywać, jest słownik oraz jego dźwiękowe odwzorowanie - i jest problem. Taka, widzicie, zasłona wspomnianej rzeczywistości utkana językowymi symbolami. Językowa zbieranina się rozrasta, nowinki kolejne dodaje, coraz to inna warstwa się wplata do owej zasłony - i jest problem. Bo to trudno w chwili poważnej z tych językowych namotań i zamotań się wydobyć, jak sytuacja robi się zasadnicza i kiedy nie ma w zapasie innego i pomocnego słownika, to jest problem. Sami rozumiecie. Ale ja dziś nie o języku, to tak ogólnie i na wprowadzenie padło - dla pobudzenia i podkreślenia, że świat jest taki, jak go słownikowo sobie oznakujemy. Nigdy inny. A też po to, żeby powiedzieć, że takie rezerwowe nazywanie też powinno być, może się kiedyś przyda. Więc my, tak przykładowo podając, my sobie taki wszechświat w jego przekształcaniu nazywamy i nazywamy, coś z tego się wyłania obrazem lub wzorem malowane, raz szczegół się pokaże, innym razem większa i istotna zależność. Ale choć niby generalnie już wiadomo, co jest ten wszechświat i co się mniej lub więcej dzieje, to jednak jeszcze nie jest takie w pełni rozjaśnione, to jeszcze szczegółami się po kątach chowa, nawet tego i tamtego straszy; raz pokazuje się to jednością nieskończoną, a raz elementem nieskończonego zbioru. I nie wiadomo, przyznacie, jak to tak generalnie jest i dlaczego tak jest. I jest problem. Na pierwszy etap analizy słownikowo pojęciowej to ja wam rzucę takie zagadnienie, ono w sobie nawet istotne: czy wzmiankowany konstrukt, takie wszechświatowe coś, czy to ma granicę, brzeg - czy nie? Czy "wszechświat" się kończy, czy nie? I jak, znacie odpowiedź, widzicie brzeg świata i zmiany, czy mgła pojęciowa wam się tam gdzieś daleko i kiedyś rozpościera - czy to zawirowanie energetyczne, w którym przychodzi nam analizy prowadzić, czy ono się kończy czy nie - zaczęło się czy nie - ma skrajną i do niego sprowadzalną strefę czy nie? I jak, jest temat, jest zagadnienie do przemyślenia? Prawda, jest. Bo, wiecie, z tym brzegiem świata to tak prosto nie idzie - niby w języku banalne i objaśnione, w szkole pokazane na licznych nawet i widowiskowych przykładach, czyli że to kamyk, a to już inne, oraz że między tym a tamtym jest granica. Ale jednak nie - to nie takie sobie proste czy prostackie. Nie takie to proste, bo gdyby, zauważcie, przyjąć za rzeczywistość obraz słownikowo konstruowany, co to tę wszechświatową odmianę po całości dziś oddaje, to żadnego brzegu nie ma - wszystko biegnie w nieskończoną i wieczną bezkresność i że tutaj kawałek z tego widać. Bo wcześniejsze zamglone i w badaniu niedostępne, że tego się nawet
  • 2. wzorem nie przebije - i tak w ogóle poplątanie ze zmieszaniem się w kreśleniu wszędzie pojawia. Niby poprawnie wyprowadzane i logicznie ułożone - ale jedna droga analizy tak a tak podpowiada, i stabilnie to wygląda i pewnie - a druga, też stabilna i utwardzona ciążeniem po obserwowane do horyzontu, ta swoje dla użytkownika słupki milowe tu oraz tam ustanawia. I jak tu się poruszać, w którą stronę się udać, co za pewnik przyjąć? Jest problem, przyznacie. Dlatego, dla pewnej jasności tematycznej, warto zestawienie sobie tych etykietek nazywających zrobić, żeby różnice w podejściu mocno podkreślone zostały. Prawda, koledzy, takie zbiory są już od dawna i pokazują to, tamto i owamto, ja tu żadnego pełnego zestawu takich konkretnych danych ani nie przeprowadzę, ani to konieczne - chodzi o wzmiankowaną jasność w temacie świata. I o nazwanie tego w kroku kolejnym. Po pierwsze, koledzy, z jednego ujęcia wynika, że wszechświatowa w sobie zmiana to jedność i jedyność - tak do tej nieskończoności. To podpierają i logiczne konstrukcje, które w fundamencie zawsze się w nieodmienny wiecznie "fakt" zbiegają - i zawsze zbiegają się w taki punkt. Ale mówią o tym również matematycznie wyprowadzone wzory, które mają w sobie, jako element integralny, nieskończoność - taką albo inną, ale zawsze nieskończoność. Że naukowo to się redukuje, że tak uproszczone doskonale w liczeniu się sprawdza, to nie ma znaczenia - chodzi o fakt. A same z siebie wzory za nic nieskończoności pominąć nie chcą, choć nie podpowiadają także, dlaczego tak jest. Matematyk pichci te swoje znaczki, zestawia, coś z tego się wyłania w jego abstrakcyjnie realnym widzeniu - ale dlaczego tak, co znaczy i jak się dzieje, to już nie jego zmartwienie. Sprawę znacie. Po drugie znaczenie w obrazie świata ma eksperyment, obserwacja na każdym kroku. Że jest zawsze zmiana, że ona ma początek, środek i koniec - że się zaczyna i dociera do brzegu. A skoro obserwowane po każdym kierunku się zaczęło, podobno nagle, to i się skończy, też podobno niezwykle. Ale, zauważcie, jeżeli to jedna i jedyna okoliczność wszechświatowa, to jak się nieskończoność może skończyć? Czy to tylko ten tutejszy fragment całości się zaczął i skończy, a dalej to odwieczne, ale i też jednostkowe oraz z jedną zasadą? A może to zupełnie inaczej w zmianie ewolucyjnej wygląda, może przez "mgłę początku" źle widać i błędnie widać? Po trzecie - jeżeli "dalsze" jest, to czy powiązane z tutejszym? A może obserwowane to tylko element z nieprzeliczalnego zbioru, który posiada w sobie szczególne parametry i tak się trafiło w losowaniu światów, że ten fakt podziwiamy? Ale jeżeli element w zbiorze, to samodzielny wobec innych elementów, czy zależny? - i jak zależny? Tamte światy działają, nie działają - można się o nich dowiedzieć, nie można; to konstrukcje identyczne,
  • 3. odmienne, skrajnie odmienne? Po czwarte - jeżeli jest "dalsze", to czy tłem, połączeniem takich konstrukcji jest wspólne "pole" czegoś - a jeżeli, to czym takie w nieskończoność rozciągające się pole jest - i co to jest "coś"? A jeżeli nie ma takiego przedziału, to czy jest pomiędzy pustka, nic - i co to jest "nic"? Po piąte - rozszerzanie. I to w formule narastającej. Jak coś sobie jedynego i nieskończonego może się powiększać? Koledzy, nie ma już znaczenia, jak to sobie tłumaczycie, chodzi o logiczną analizę na skraju poznania. Oczywiście można powiadać, że to "bąbluje" kawałek bezkresnego pola, że puchnie sama przestrzeń, że takie zobrazowanie zgadza się z także rejestrowanym stabilnym wewnętrznie ciśnieniem - tylko że to jedno z możliwych tłumaczeń. Doskonale już wiecie, że podobny efekt, i to znacznie prościej, można wytłumaczyć zasilaniem podprogowym - i że to jest stan aktualny. I że ciągle się zmienia. Ale nawet nie takie opisanie jest tu najważniejsze - chodzi o fakt tego typu, że jeżeli to się narastająco rozszerza, to musi, musi w otoczeniu, co by tym otoczeniem nie było i jakie by nie było - musi w "środowisku" wobec wszechświata być wolny tor na powiększanie się struktury. Czy to rozpychanie się w polu, czy oddalanie się do nieskończoności elementów w logicznie pojętej pustce - to musi tak się przedstawiać: że brak czynnika hamującego. A co najmniej, że w tym otoczeniu nie ma dostatecznej siły do wyhamowania tej ciągle w sobie narastającej ewolucji. Nie, że brak siły wewnętrznej i spajającej, nie że brakuje pojętego jakoś czynnika "grawitacji" - ale właśnie tak, że nie ma w otoczeniu "wybuchającego" układu siły hamującej. Przecież - koledzy weźcie to pod uwagę - nawet najbardziej "zbite" w sobie i ciężkie "coś" (tu nie ma znaczenia, co to za "obiekt", jak w sobie zabudowany i jak "gęsty") - kiedy takie coś wyobrażać sobie w logicznie pojętej pustce, czyli bez czynnika hamującego i wobec tej struktury zewnętrznego (więc jakiegoś "środowiska" i jego gęstości) - kiedy to tak sobie analizować w wyobrażeniu - to takie "coś" się w swojej stałości nie utrzyma, nie może. Nie może, bo nie ma żadnego czynnika oporu, elementu hamującego rozpad takiej "grudki" czegoś. - Takie materialne "zbrylenie" się nie utrzyma w swojej stabilnej i zbornej postaci w pustce - nie utrzyma. I "wybuchnie" Jeżeli teren "poza" będzie absolutnie pusty - czy tylko "luźniejszy" - to taka struktura wrzucona w nic-ość, ona momentalnie (i właśnie tak) zacznie się rozpadać. Jeżeli nie ma hamulców w otoczeniu - układ wybuchnie. Po prostu. Pustka, koledzy, pojęta jako stan mniej zagęszczony względem stanu wyróżnionego, czy pustka logicznie absolutna - taki zakres nie jest faktem "biernym", obojętnym, a tym bardziej pomijalnym w analizie. To nie takie sobie dopełnienie do elementu i otoczenie, nic z tego. Pustka jest stanem "dynamicznym" i absolutnie niszczycielskim dla
  • 4. takiej skomplikowanej konstrukcji. Czego by nie umieścić w "nic" - nie utrzyma się, nie może. Wrzucona w pustkę-próżnię cząstka nie tylko przemierza pojęte w ten sposób środowisko, i przemieszcza w ogromnym pędzie (bo brak do tego ruchu oporu) - ale się od razu rozpada. I co więcej, rozpada się w tempie narastającym, wybucha. Jak brak czynnika, który wyhamuje zmianę, ściśnie lub odkształci - musi przebiegać to w formule wybuchu. I zawsze tak. Pustka absolutna jest absolutnie destrukcyjna - "rozdrabnia" aż do jednostki składowej - do jednostki pojętej logicznie, najmniejszego z najmniejszych. Bo nie ma żadnego ograniczenia. Postrzeganie tego "zakresu" jako banalnego lub jako dopełnienie do coś i uzupełnienie w logicznych układankach - to błąd, zasadniczy błąd. I zasłona, którą tworzy język. A dlaczego w takim razie powstaje wszechświat? To też już padło w kilku miejscach, i to nie jest dziw. To konieczność w bezkresnym i wiecznym Kosmosie. To konieczność w tym ruchu czegoś w nic-ości. Po szóste - dlaczego niebo jest w nocy ciemne? Nie, nie chodzi tu o znaną logiczną zagwozdkę, ale o jej kolejne już wcielenie. Jeżeli w tutejszym wszechświecie - który się kiedyś tam zaczął - nie widać z "dalszego" nic, to dlaczego tak jest? Czemu, koledzy, niczego nie można dostrzec z obszaru, który podobno rozciąga się nieskończenie i wiecznie, dlaczego? Nic tam i nigdy się nie działo - to posiada odmienną formę zmian - to jest tu obecne, ale nieobserwowalne? To rzeczywiście jest dokładnie ten sam problem, ale poziom analizy wyższy - czemu widać tylko wnętrze wszechświata, a dalsze jest już odcięte z obserwacji? Skoro to jedno pole, a tylko lokalnie to się tak pokazuje, to przecież nic logicznie nie stoi na przeszkodzie, żeby to dalsze jakoś się tutaj dostało. Sygnał się rozchodzi tak do nieskończoności, nawet rozpraszając się jest dalej obecny - więc w obserwacji coś się powinno pojawić, jedyność oraz jedność fizycznego "pola" to zapewnia. I tym samym "niebo" nie powinno być puste i nieme. A jest. Dlaczego? O czym to mówi? Przecież, koledzy zauważcie, taki tam drobiazg fotonowy, takie tam w sobie nic z masą podobno nie powiązane, a nawet podobno element i jednostka postrzegania - jeżeli to takie w sobie, to dlaczego się w tym polu nie snuje tam i tutaj, dlaczego żaden fotonowy znak się z tego dalszego tutaj nie dostał? A jeżeli się dostał, czego również nie można wykluczyć, to dlaczego bezobjawowo, dlaczego go nie widać? Dlaczego, koledzy? To, że tutejsze elementy przenoszące sygnał zaczęły się jakiś czas temu, to przecież w najmniejszym stopniu nie przeszkadza, żeby tej samej konstrukcji elementy, który powstały nieskończoną ilość razy w nieskończonym otoczeniu przedostały się tutaj nieskończoną liczbą jednostek... Jeżeli, jak to się pojmuje, fotony powstały kiedyś tam i aktualnie
  • 5. oddalają się w każdym kierunku - jeżeli te elementy biegną w bezkres i jeżeli takich światów w jednym i nieskończonym polu było, ale i jest nieskończenie wiele - to dlaczego z tego obszaru nic tu się nie dostaje? Dlaczego niebo jest ciemne? Wyjaśnienie, że tutejsze się rozszerza i że dalsze nie miało czasu i możliwości tu się pokazać - to, koledzy, zakłada, że lokalny, tu pokazujący się świat, jest albo inny od otoczenia i "odpycha" tamto docierające (czyli musi być jakiś jego brzeg, skrajny rejon, gdzie to "odpychanie" się dzieje) - albo że to jest "podprogowe" - albo że dalszego w tej chwili lub nigdy nie ma - albo że jest przerwa między obiektami, która wszelki przekaz wyklucza. Ale zarazem takie wyliczenie uwarunkowań nie daje żadnych podstaw do powiedzenia i dowodzenia, że jest tylko to jedno oraz jedyne, że nieskończone oraz wieczne. Jeden obiekt do zbadania nie upoważnia do odrzucenia innych, zwłaszcza jeżeli umieszcza się to w dynamicznym polu kwantowych jednostek. Albo jedno "pole" z lokalnym i tutejszym światem, a gdzieś i kiedyś w tym polu inne, ale podobne. I krążenie, i wymiana elementów między nimi. Albo wszechświat z brzegiem, ale jako jeden z wielu. I w ramach tej wspólnoty zbioru, mimo konieczności brzegu ("naskórka"), dochodzi do przemieszczania się między światami jednostek tworzących - i są to te same (takie same) jednostki. Albo wszechświat z brzegiem, ale jako jeden z wielu. Jednak zawsze jako fizyczny fakt "w sobie" i samodzielny, bez powiązań; graniczna strefa odcina go od otoczenia. Albo wszechświat jako "wyspa", otoczony pustką (nicością), która go skutecznie oddziela od podobnych układów. - Czyli "pole" podlega w tym ujęciu skwantowaniu (kwantami są tu całe światy); ale przez to jest to już inne pole od aktualnie postulowanego. Łączność takiego pola wynika z logiki, nie z fizyki; to jedność, ale logiczna. Albo jedno nieskończone pole tożsame z wszechświatem, a widoczne na ten moment (i zawsze) w kawałku. Tylko jak nieskończoność może się powiększać (puchnąć)? - Wyjaśnienie, że rozszerza się tu, ale dalej jest inaczej, to ponownie wprowadza środowisko do tego tłumaczenia i cały dylemat. Albo już zupełny dziw zaistnienia, który wszelkie analizy wyklucza. Itd. Przedstawiony zbiór jest jednym z możliwych i nie wyczerpuje w żadnym razie wszystkich problemów - a do tego jest prezentowany na zasadzie skrótowej, jak to, koledzy, musi się pojawić w pośpiesznej wymianie zdań. A po kolejne, tu nawet nie samo wyliczenie ma wartość najważniejszą, ale przede wszystkim chodzi o pokazanie, że opis (wszech)świata w każdym ujęciu jest dwutorowy - że zawiera w sobie tak sprzeczne i odległe ujęcia, że wydaje się to nie do pogodzenia. I to jest problem. - I to jest tu sednem. Nie słowa i budowane na ich podstawie abstrakcje, ale fakt, że to się tak skrajnie różni w
  • 6. ocenach i kreślonych schematach. I w tym momencie musi paść zasadniczy, najważniejszy argument: nie ma w działaniu układu poznającego niczego, co byłoby sprzeczne, co byłoby niezgodne ze światem. O ile abstrakcja jest budowana poprawnie, jeżeli odnosi się zawsze do świata, jeżeli istnieje i pomaga istnieć, to znaczy, że zawiera w sobie poprawne ustalenie. I trzeba to uwzględnić - trzeba brać to w ocenach. Tak, koledzy, z powyższego generalnego stwierdzenia wprost wynika, że wszystkie do tej pory ustalone fakty o świecie - podkreślam to w sposób wyraźny - wszystkie abstrakcje otoczenia są poprawne. Że wymaga to tłumaczenia, że trzeba dopasować pojęcie do treści - że niekiedy wymusza to wyjście poza rozpoznany krąg - tak, to wszystko prawda. Jednak prawdą również jest to, że rozum opisując środowisko nie popełnił błędu. Tak, koledzy, w tych wszystkich, tak pozornie sprzecznych ujęciach - i to razem, i to łącznie, i to jednocześnie zawiera się prawda o wszechświecie. Tak, koledzy, wszelkie wypracowane abstrakcje oddają to, co ujęte jest słowem "wszechświat" - czy dowolnie innym. Nie ma prawdy tylko jednostronnej, nie ma opisu tylko biegnącego jednym torem. Łącznie i razem, i tylko tak, buduje to ostateczną "zasłonę" świata. Już w formule prawdziwej. Że to tak czy owak zasłona? A co to ma teraz za znaczenie, innej nie ma i nigdy nie będzie. Dziwicie się, koledzy, dla was to zaskoczenie. A nie powinno - nic a nic tu zaskakującego. Na bazie tylekroć już powiedzianego, przez odwołanie się do całości podejścia, to żaden dziw, to konieczność i jedynie sensowne procedowanie. Dalsza droga poznawania musi posiadać dwa pasy ruchu - przecież na jednokierunkowej zbyt niebezpiecznie. Sami przyznacie, że poruszanie się w jedną stronę gdzieś prowadzi, jednak to może być coś takiego - to mogą zbudować się takie rejony, że tam dziw dziwem obsadzony i kolejne dziwy pogania. Po co tak się szamotać, przecież to proste, po całości proste. Nie prostackie, ale tak proste, że już prostsze być nie może. Czyli wracamy, koledzy, do naszych baranów na brzegu. Tak ogólnie i ku pokrzepieniu serc pogadaliśmy, teraz wypada zapytać: czym jest i jak jest brzeg we wszechświecie? I tutaj przede wszystkim wypadnie powiedzieć, że taki skrajny i do tego wyróżnionego świata zaliczalny brzeg istnieje, że to fakt i że konieczność. Dlaczego? Ponieważ brzegu w nieskończoności ustanowić nie można. Dla wszechświata w jego zmiennym przekształcaniu się nie można. Dla Kosmosu tak, ale nie dla wszechświata. Zmienność układu, z samej
  • 7. już zmienności (że się zaczęła i skończy), już to wprowadza strefę graniczną - granicę tej zmiany. Jakby jej nie definiować, w czasie czy przestrzeni, czy funkcjonalnie - taka granica istnieje i tworzy przedział istnienia. Nie ma nieskończonej zmiany - zasada, że jest zmiana, logiczna reguła ustalająca, że zmiana zachodzi wiecznie, to jest nadrzędne wobec zmiennego konkretu; reguła zmiany jest stałą, ale fakt zmienny jest skończony i z granicą. Reguła odnosi się do Kosmosu, wszystko poniżej (wewnętrzne, w ramach logicznie ustalonej nieskończoności-wieczności) jest skończone. Musi być w nieskończoności dla zmiennego oraz "puchnącego" w szwach bytu stan-granica, która już-jeszcze nim jest; prowadzenie analizy w bezkres, bez wyznaczenia strefy brzegowej, nie ma sensu. Nie ma ani logicznego, ani fizycznego. Jeżeli ktoś tak czyni, to logicznie zlicza nieskończoność, a fizycznie zaprzecza wszelkim postrzeganym w otoczeniu faktom - przecież każdy rejestrowany byt ma najdalej w otoczenie wysunięty element-warstwę. Że ta brzegowa warstwa się w kolejnych eksperymentach przesuwa w głąb i ostatecznie sięga tła - to prawda. Ale fizycznie, czyli mierzalnie, jest brzeg wyróżnionej w tle ewolucji. I właśnie, od razu nawiążę do zagadnienia rozdzielenia Kosmosu oraz wszechświata, bez tego się nie obejdzie, koledzy. Nie może. Jeżeli traktować wszystko za jedność, to wspomniane powyżej kłopotliwe i nie do rozsupłania dylematy, to takim pozostanie - i wszechświat w analizach nie wiedzieć jak, gdzie i dlaczego się zbudował. I nigdy już poza krąg tych abstrakcji się nie wyjdzie. Znane, omawiane po licznych stronach - i dlatego nie ma co się tym dalej zajmować. Ale jeżeli wprowadzić w logicznie wypracowaną (i to "od zawsze"), a zarazem obecną na zasadzie konieczności nieskończoność i wieczność w maksymalnym zobrazowaniu - jeżeli w to wprowadzić banalnie proste i też oczywiste stadia, etapy, zakresy, progi, przejścia - to okaże się to nie tylko wytłumaczalne, ale właśnie proste w zachodzeniu. Kiedy ustawiam jako fakt nadrzędny Kosmos, a w jego zakresie coś w formule "wszechświat", to takie podzielenie pojęć, które do obecnej chwili zlewają się w jedność, to dramatycznie upraszcza działanie i pojmowanie. A zarazem nie jest sprzeczne z żadnym wypracowanym na dowolnym już zakresie (i zakręcie historii) pojęciem. Zwracam na to uwagę, koledzy. Nie ma znaczenia sposób powołania do istnienia abstrakcji, w tak proponowanym podzieleniu pojęć wszystko się ze sobą zgadza i porządkuje. Nieskończoność i wieczność jest w tym zawarte - i to jako absolutna konieczność, już nie do ruszenia; nie można tego "renormalizować", bo całość układanki runie. Ale w tym obrazie jest i lokalność zmiennego wszechświata, która może się zacząć, budować z jednostek "czegoś" w bezkresie, choć nie dowolnie czy przypadkowo; to nieredukowalna do niczego więcej i podwojona na każdym etapie kosmiczna ewolucja warunkuje "wszechświat" - ten, ale i dowolny. Również brzeg w tak wyróżnionym układzie to nie wymysł, tylko stan
  • 8. absolutnie konieczny. Żeby coś z tła wyodrębnić i to zauważyć, musi być brzeg, który w ramach tła ów fakt wyznacza. A w nieskończoności jest to tym bardziej konieczne - fundamentalnie wręcz konieczne. Przecież "wokół" już tylko oraz wyłącznie elementy w postaci jednostek. Wespół z próżnią. Ale brzeg takiego układu to tylko i aż jeden z wielu, z bardzo wielu etapów pośrednich. Idąc od pojętego logicznie maksymalnego stanu w postaci osobliwości (maksymalnego połączenia) do stanu maksymalnego rozproszenia, gdzie element od elementu znajduje się nieskończenie odlegle - to w takim wyznaczeniu możliwości skupienia jednostek, tu brzeg wszechświata jest dokładnie "w połowie". To stan jeden-zero, gdzie jednostka od jednostki jest oddalona o jednostkę. Wewnętrznie jest większy ścisk, na zewnątrz jest mniejszy - jednak na/w brzegu to ma postać rozłożenia równomiernego. Czyli, zwracam uwagę, kiedy zachodzi rozpraszanie się jednostek do nieskończoności, to ostatnim stanem wszechświata jest ta brzegowa warstwa - a "dalsze" to już poza układem, choć z niego pochodzi. W tym obrazie wcześniejsze i wewnętrzne warstwy, z gęstością większą od krytycznej, to ciągle ewolucja w toku - to fizycznie oraz realnie dostępna ewolucja. Ale i te oddalające się warstwy, co warto podkreślić, to również i zawsze "ewolucja" (Ewolucja). To już "rwany" odcinek ewolucji, to jest poza wyróżnionym światem - ale tak wyznaczona półprosta tu się zaczęła i biegnie do nieskończoności. Oddalenie elementów rośnie i rozrzedzenie jest już takie, że nic się samodzielnie nie połączy w większą strukturę - ale zarazem to nie jest nigdy zero zagęszczenia - to nie jest pustka i tylko pustka. Nieskończona odległość czegoś od czegoś to "spora odległość", jednak nic więcej, to jakoś istotna wartość zagęszczenia elementów (większa od zera). W końcu skutki widać, czuć - itd. Czyli, koledzy, kiedy opisywać (wszech)świat jako oddalające się w nieskończoność warstwy kwantów, to różnica wobec obowiązującego dziś modelu jest tylko jedna: stan zagęszczenia, oddalenia jednostek. I żaden inny parametr w opisie nie jest konieczny. Co więcej, w tym obrazie nigdy nie ma czegoś niezwykłego, na żadnym etapie zagęszczania się czy rozrzedzania elementów; tutaj nic nie straszy, niczym nieobyczajnym się nie pokazuje. Jest ściskanie i dociskanie kwantów - jest zmiana w rytmie warstwa za warstwą - i jest lokalny tok zdarzeń, który ma swoje umocowanie w nieskończonym przebiegu. To funkcjonalna i logiczna jedność z taką w wieczności bezkresnością - a zarazem jedyność i chwilowość. A co jeszcze ważniejsze, procedura jest analogiczna do każdej, jaką można w świecie dojrzeć. A też brzeg (oraz wnętrze) budowany jest z elementów, które się tu dostają jak najbardziej w nieskończonej, nieprzeliczalnej liczbie -
  • 9. a więc spełniony jest tym samym warunek, że jest związek z tłem i że "niebo jaśnieje". Ten świat budowany jest przecież z tego pola (i w jego ramach) - i jest to stan-dopełnienie logicznie konieczne, bez "pola", czyli środowiska (tła i eteru), nie można wyjaśnić teraz i tu postrzeganego. Tylko że takie pole ma już nieco inny charakter, jak to widać przez zasłonę pojęć (czy wzorów). Pole jest, to obiektywny fakt (każdy byt skomplikowany ma zakres do siebie dopełniający, podprogowy - który jest tłem i warunkuje to, co widać) - ale zasadniczą cecha tego pola jest to, że posiada, że się składa, że tworzą je różne stany skupienia. Takie od bardzo małego i nieskończenie małego, po osobliwość - to w ramach wszechświata. A w ramach Kosmosu po kwant-wszechświat. Na "dole" (dnie) jest kwant logiczny, najmniejsze z najmniejszych - a na "górze" kwant logiczny w postaci Kosmosu, też jednostka. Z tym, że w ramach Kosmosu stanem maksymalnym jest "wszechświat" - największe zbiegnięcie jednostek. W tym schemacie istotne jest to, że żadna łączna abstrakcja, co by nią nie było (pojęcie, wzór, symbol) - taka abstrakcja nie może (i to z zasady, że jest taka ogólna) uchwycić etapów pośrednich zmiany. Dlatego tworzony obraz się "renormalizuje" - w trakcie budowania się symbolu zmiany usuwane są z niego przerwy, nieciągłości, lokalne i chwilowe stany skupienia; "widać" jedność tam, gdzie są przerwy, i to liczne. Naturalnie skwantowany (pokawałkowany) proces zostaje w tym ujęciu zredukowany do jedności - i to nieskończonej. Ale jeżeli w tę jedność wprowadzić podział, ponownie przeprowadzić renormalizację, tylko tym razem na zasadzie wpisania w ciągłość te wcześniej usunięte nieciągłości - to wszystko się upraszcza, zakresy wyłaniają się zza zasłony i ciemności, a lokalne światy są osobne, acz zawsze w zbiorze podobnych. Kiedy dokładnie się temu przyjrzeć, wówczas nieskończoność przestaje straszyć, w takim obrazie nieskończoność-wieczność to już absolutnie konieczne dopełnienie do obserwowanego. I są to zawsze te same jednostki tworzące, co także wymaga mocnego podkreślenia. Nigdy inne - choć zawsze jednostkowo inne. To są już w analizie nieredukowalne do niczego elementy, których w Kosmosie nieskończenie wiele, więc mogą tworzyć dowolne konstrukcje. One tu docierają, przechodzą i budują, a później opuszczają wszechświat - i wymiana między procesami (bytami) trwa. Nic nie burzy logicznej abstrakcji i wizji, choć wszystko zaczyna w jeden i spójny obraz się układać - układać w całość, o ile opisywany proces posiada wspomniane etapy pośrednie. Na etapie kondensowania się elementów w wszechświat, tu zachodzi w obserwacji wewnętrznej "wybuchowa" ewolucja, której efektem jest w fizycznym eksperymencie notowana piramida stanów skupienia. Proces, który w obserwacji zewnętrznej posiada owe liczne punkty węzłowe i pośrednie, uzyskuje formę złożenia - ponieważ inaczej tego fizyk w swoim badaniu nie "sfotografuje". I to samo dzieje się na każdym z innych etapów, to wielowymiarowe złożenie zjawisk, które zachodzą w oddaleniu (ale i powiązaniu) - to ciąg zależnych "kadrów" filmu,
  • 10. ale zrozumiałych dopiero w rozłożeniu na etapy. Całość jest ważna na poziomie funkcjonalnym, to "lokum" obserwatora w trakcie istnienia (plus jego wszelkie konkretne działania - w tym zmysły i przyrządy) - jednak rozłożenie na zakresy jest konieczne. Po co? Żeby to zrozumieć. Etapy pośrednie są absolutną koniecznością analizy, ponieważ całość w innym ujmowaniu zlewa się w nieskończoną jedność i jawi się jako niewytłumaczalne. - Tę jedność można oczywiście zrenormalizować, ale bez dodania, że jest to zabieg chwilowy, że wynika z podstaw samej zmiany i że jest zabiegiem wspomagającym w ramach wszechświata - bez dodatnia tego ustalenia wszystko jest problemem. A przecież rozum domaga się jedności - ale wytłumaczalnej. Skraj wszechświata to ani powiedzenie - ani postulat do zbadania - ani abstrakcja może i użyteczna, jednak bez umocowania w logice, a tym bardziej fizyce - skraj wszechświata to konieczność. Żeby coś z tutejszego zrozumieć, koniecznie w proces zmiany biegnącej sobie z nieskończoności do nieskończoności trzeba wprowadzić skrajną dla postrzeganego i doznawanego układu (i dla dowolnego układu), jego w tle skrajną warstwę istnienia. Nie ma wyróżnienie bez tła, ale nie ma również wyróżnionego bez ustalenia, że jest jego brzeg. Że to nie zawsze jest ten ostateczny brzeg, że w kolejnych "zbliżeniach" ten obraz świata się komplikuje - że nabiera szczegółów oraz kolejnych jeszcze szczegółów - a ostatecznie i tak łączy się to ze wszystkim w bezkresie - to prawda. Ale żeby to wszystko uporządkować - żeby tę nieskończoną prostą w jej przebiegu wyskalować, potrzebny jest brzeg wszechświata - stan już-jeszcze ten fakt oznaczający. Żeby się nie zagubić w bezkresnym tle, żeby się nie zapętlić w wiecznym ruchu - muszę w jedność oraz jedyność skwantowanej zmiany wpisać konieczne kroki pośrednie, bez tego sam żadnego kroku w wyjaśnianiu nie zrobię. Jeżeli nie widzę etapów pośrednich, to mam przed sobą ścianę, logiczną lub fizyczną - a to oznacza, że się dalej nie przemieszczę. A jak spróbuję, to się o nią rozbiję. I choć muru głową się nie przebije, to z braku innych narzędzi warto i takie działanie rozważyć. Że te kroki są dla mnie i we mnie? A jakie to ma za znaczenie? Liczy się, że mogę je zrobić. cdn. Janusz Łozowski