1. Kwantologia stosowana - kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 12.7 - Pole energii.
Wniosek:
dla fizyka abstrakcja "pole energii", na skutek ograniczonego zakresu
jego obserwacji, prezentuje się jako jedność-jedyność - maksymalnie
jako nieskończoność, niekiedy lokalnie dynamiczna.
I jest to pełne, poprawne, ostateczne dla niego ujęcie. Ale to błąd.
A raczej uproszczenie, formułując to odpowiednio.
Konieczne, inaczej nie sposób tego zdefiniować pozostając wewnątrz
wszechświata - jednak to spore uproszczenie, które rzutuje na dalsze
ustalenia.
Dlatego musi być opisane w innym układzie odniesienia i powiązane z
szerszym tłem. To krok niezbędny - żeby można było tutejszy kawałek
rzeczywistości opisać i nadać mu znaczenie.
"Pole"?
Po pierwsze - trzeba powiedzieć, że w pewnym sensie tradycyjne, tak
sprawdzające się przez wieki rozumienie "eteru" - to doskonale się
wpasowuje w pojęcie pola.
Można nawet powiedzieć, że "pole" spełnia rolę rozwinięcia tego na
dziś już historycznego terminu, który musiał zostać w obecnej chwili
odrzucony. Ponieważ brak jednoznacznego składnika, do którego można
by go w świecie odnieść.
Po drugie - nie ma znaczenia, o jakim polu mowa, chodzi o abstrakcję
jako taką.
Czyli że jest podprogowy wobec wyróżnionego faktu stan, który wpływa
na niego. Jak wpływa, co z tego wynika, to również nie ma aktualnie
znaczenia, chodzi o generalia.
Po trzecie - wszystkie tak różnie wypracowane pola są logicznie tym
samym: dopełnieniem do zakresu obserwowanego (jakoś rejestrowanego).
- Dla fizyka to stan konieczny dla wyjaśnienia postrzeganej zmiany,
jednak poza badaną "cząstką".
Po czwarte - wszelkie ustalenia dotyczące takich czy innych pól, te
rozliczne wzory, które się sprawdzają, to również na tym etapie nie
ma znaczenia; poprawnie opisują rzeczywistość - i dobrze.
Chodzi o samo rozumienie treści pojęcia "pole". I to w fizycznym, i
logicznym sensie.
Po piąte - mimo wprowadzenia do fizyki rozlicznych pól, które mają
odniesienie do poszczególnych obszarów, one logicznie są tym samym
- tu w rozumieniu jako "tło".
Czyli że to podział tymczasowy, że to pochodna możliwości ustalania
i wyróżnienia w tle powiązań, że generalnie chodzi o jedno "pole" -
tego podkreślać tu nie trzeba. Wszystkie zabiegi, które mają za cel
ujednolicenie pól, ten fakt uwypuklają.
Dlaczego zaszła konieczność wprowadzenia pojęcia pola, a kiedyś na
2. tej samej zasadzie eteru?
Żeby wytłumaczyć postrzegane. I nie jest to, wbrew pozorom, banalne
opisanie stanu rzeczy.
Bo co widzi fizyk, kiedy zerka w dal czy w głąb?
Wychodzi od stanu tu oraz teraz, czyli od wielkiego elementu świata
(który jawi mu się jako jedność), a na kolejnym okrążeniu poznawczym,
żeby to widziane w jego zmianie i zachowaniu wytłumaczyć, musi taki
fakt-stan odnieść do tła - do zakresu poniżej. I zawsze tak.
Niezbędnym w opisie dopełnieniem okazuje się tło, co by tym tłem nie
było.
Na początku znajduje się to blisko - czyli w elementach tworzących
wspomniany kamień. A później ma przedłużenie w głębszym i dalszym,
na przykład w atomach. Czy też i kolejnych poziomach składowych.
Nie ma znaczenia stan skupienia tła, jego rozłożenie i z czego jest
budowane - w tym ujęciu liczy się sam fakt, że tło musi się pojawić
jako niezbędne.
Żeby widziane w szczegółach można było wyjaśnić.
Można oczywiście tło w analizach pomijać i ograniczać się do stanu
wyróżnionego, ale w pewnej chwili - żeby uzgodnić fakty z wiedzą o
nich, z regułą opisującą ich istnienie w zmianie - wówczas pojawia
się konieczność dodania kolejnego poziomu świata. Poziomu, w którym
lokuje się uzasadnienie zarejestrowanego.
I tym dopełnieniem jest tło, jednolite tło. Jednolite znów do pewnego
momentu, aż okaże się złożeniem, które jest konieczne do wyjaśnienia
postrzeganego.
I biegnie to tak przez wieki i tysiąclecia.
Co więcej, co tu ma zasadnicze znaczenie - tło, czy wcześniej eter,
to w tym spojrzeniu od wnętrza, w odniesieniu do elementu jakoś w
otoczeniu wyróżnionego - to dopełniające tło jawi się jako zakres
jednorodny, stabilny, nieskończony.
Dlatego nieskończony, że logicznie nie ma granicy dla tła. Można w
tło wprowadzać ograniczenia, wyróżniać zależności i zbiory, ustalać
kategorie i kreślić strzałki powiązań (czy podobne kwantyfikatory)
- jednak na poziomie logicznym i maksymalnym tło jest bezkresne.
Co więcej - w jednorodność tła nie sposób wprowadzić podziału przy
oglądzie od środka.
Dlaczego? Ponieważ analiza tła bierze do badania elementy o takiej
samej budowie. A skoro to jednakie w sobie składowe, to nie ma jak,
nie ma możliwości ich podziału oraz rozróżnienia - logicznie jest to
niemożliwe. I widać po całości jedność i bezkres.
Że to przy poszerzeniu możliwości i technicznej rozbudowy przyrządu
okaże się złożeniem, to już nie ma znaczenia, chodzi o podkreślenie
generalnego toku działania, gdzie tło musi się pokazać jako jedyne
i jednorodne.
Tło, "eter", "pole" z samego faktu składania się z jednostek, już do
niczego redukowalnych jednostek logicznych, to wnosi w pojmowanie i
w analizę jedność i jednorodność - i to nieskończoną.
Brak możliwości rozróżnienia wyklucza dalsze poznanie, na konkretnym
3. etapie - lub w ogóle.
Ograniczenia "fizyka", kim by taki obserwator nie był - w działaniu
od wnętrza procesu są oczywiste ograniczenia, których nigdy ominąć
nie można - nie ma metody.
Spojrzenie prowadzone z wnętrza zmiany (zawierając się w niej), musi
dojść do "ściany" w postaci jednostek najmniejszych z najmniejszych,
jednak co na danym etapie jest jednostką elementarną, to wynika ze
zdolności analizy złożoności świata.
A jeżeli fizyk czy inny osobnik próbuje zakres graniczy przebić, to
się o "ścianę" elementów czy ścianę abstrakcji rozbije. W najlepszym
przypadku postrzega mgłę, w której się szamoce bez szansy na wyjście
z kręgu pojęć; w takim działaniu to konieczność.
Przy tym oczywistym dopełnieniu, że logicznie i tak musi dojść kresu
- gdzie by ten kres nie był. Podziału nieskończonego nie ma. Nawet
jeżeli dla "fizyka" wydaje się od środka inaczej z powodu mnogości
wydobywanych z tła "cząstek" - ten podział jest skończony.
I musi się ostatecznie oprzeć na wielkościach logicznych - więc na
tle absolutnym.
Jak najbardziej Fizycznym, jednak niedostępnym w badaniu - właśnie
dlatego, że te wielkości należą do tła.
Fizycznie nigdy jednostki dopracować się nie można, to zawsze i na
zawsze domena obserwacji zewnętrznej - namysłu i analizy logicznej.
I teraz, w takim odniesieniu, istotne: tło, eter czy pole, takie na
przestrzeni dziejów wypracowane abstrakcje - to konieczność procesu
poznawczego. Ale każdorazowo musi tak logicznie pozyskane ze świata
ustalenie zostać dopełnione o tłumaczenie fizyczne - musi zostać do
otoczenia odniesione.
Ponieważ bez tego wprowadza w błąd i utrudnia zrozumienie. - Albo je
uniemożliwia (jeżeli renormalizacja nie zostanie przeprowadzona).
To właśnie dlatego "eter" został odrzucony w fizyce, ale i dlatego
w poszerzonym ujęciu można go potraktować za tło - z dodatkiem, że
inaczej to się objawia.
Nie że to nośnik fal, ale że zakres brzegowy, w którym postrzegane
fizycznie elementy się budują.
Tło-brzeg to przedział skupiania się elementów w jednostkę - i jej
następnie "wypychania-wciskanie" w zakres widoczny fizycznie. - Tło
warunkuje fizykę, ale całość możliwych do poznania faktów lokuje się
powyżej, w przedziale nadprogowym.
Ale z tego opisu, tak ogólnie poprowadzonego, również pojęcie pola
się nie wyłamuje, doskonale sprawdza się jako zakres podprogowy, w
którym następuje kondensacja elementów logicznych do jednostki i w
konsekwencji ich przeniesienie w obszar postrzegany. Wraz z całą w
tym obrazie zawartą podprogową złożonością.
Bo że pole, że tło zawiera w sobie wiele kolejnych (i podprogowych)
dla obserwatora etapów, że składa się z wielu zakresów pośrednich -
to oczywistość.
4. Dlatego, w sensie ogólnym, tło (abstrakcja zdefiniowana i zapisana
w taki sposób) - to prezentuje się maksymalnie generalnie. A przez
to i funkcjonalnie.
Bo nie ma znaczenia, że są w tak zdefiniowanej zmianie punkty oraz
zakresy przejściowe - istotne jest to, że w tle dzieje się dużo i że
ten zakres warunkuje widzialne.
Nie ma znaczenia, że są liczne stany skupienia, że jest dociskanie
i wciskanie elementów do siebie lub ich rozpadanie i oddalanie się,
czy inne zależności (np. definiowane wzorami) - ważne jest, że tak
to można opisać. I to aż w nieskończoność.
Bo o tę nieskończoność i wieczność na końcu tu chodzi.
Tak, na końcu analizy pojęcia tła, czy fizycznego pola, na końcu w
działaniu logicznym musi się pojawić jedność - jedność tworząca i
jedność maksymalna.
Jedność w postaci "cegiełki" budującej cały zakres w formule tła -
ale i jedność w formule nadrzędnej: że "w górę" niczego bardziej już
rozbudowanego nie ma.
Maksymalnym tłem dla rozumu (dla pojmowania) jest nieskończoność i
wieczność. Z zawartymi w Kosmosie, na zasadzie koniecznej (jako do
niczego już redukowalnymi) składnikami w postaci "czegoś", "pustki"
- i zmiany.
Kiedy więc fizyk, a szczególnie kosmolog, w oparciu o badanie tego
dostępnego kręgu świata - kiedy ktoś taki ustala, że jest jeden i
nieskończony "obiekt" - że skoro logika podpowiada, że jest "fakt",
który w analizie nigdy się nie kończy - to w efekcie tego, że taki
ktoś się w tym ustaleniu zawiera - ten obserwator musi przenieść na
ten postrzegany obiekt logiczny i maksymalnie skrajny wniosek: widać
wszystko.
I tym samym musi nadać mu postać bezkresną i wieczną.
Logika w jego zakres postrzegania wprowadza bezkres - on ma jeden i
jedyny obiekt badawczy do dyspozycji, dlatego musi na niego nanieść,
przypisać mu takie logicznie ustalone cechy.
I popełnia w tym działaniu oczywisty błąd, który przecież dla niego
błędem nie jest - bowiem niczego innego się nie dopracuje.
To jedynie dostępny dla niego tok działania - jednak błędny. Za ten
błąd nie można go obciążać, przecież niczego innego wypracować nie
może. Widzi wszystko.
Dociera do tła oraz brzegu - dla niego to rzeczywiście jest jedno i
jedyne - a jak takie, to nieskończone i wieczne.
Skutek?
Nałożenie się różnych etapów formowania-budowania się tła ("pola")
w jedność - obraz składający się z mnogości etapów staje się jednym
i całościowym. A przez to bardzo nieostrym i zamazanym.
W zmianie, w której jest mnogość składowych, gdzie są liczne progi
i gdzie istotną rolę pełni znak pustki (przerwy w procesie) - w tak
zsumowanym ujęciu to wszystko staje się nieistotne i znika. I buduje
obraz bez końca, początku - oraz bez sensu.
Bo jak załapać w tym sens, kiedy to jednolite tło i jedność? Żadnym
5. sposobem nie można.
Kiedy brak podziału na Kosmos i wszechświat, kiedy w analizie nie
ma ani pośrednich stanów skupienia, ani zewnętrznych wobec obiektu
- to całość musi się złożyć w jednolite tło, które tak skutecznie
podpowiadają wzory, jednak które dopiero uproszczone i z usuniętymi
znakami nieskończoności może robić za pomocny konkret.
To dopiero usuwająca bezkres renormalizacja sprawdza się w zakresie
wewnętrznym wszechświata.
A wynika to z takiego faktu, że w pojęcie "pole" i tło wprowadzone
zostały nadmiarowe dla fizyka (w stosunku do jego potrzeb) składowe
- zostały wpisane w zakres skończony elementy spoza.
One są niezbędne na wyższym wobec "wszechświata" poziomie analizy -
jednak nie wewnątrz.
Bo kiedy kosmolog (czy fizyk) upiera się przy ich pozostawieniu, to
buduje się ściana i pokonać jej nie można. A ta "ściana" to właśnie
nieskończoność.
Z tym, że i opis "dalszego" wobec wszechświat zakresu, żeby nie wpaść
w kłopoty - opis maksymalnego już tła musi również (i szczególnie)
zawierać w sobie element przerwy - pustki.
To w tym obszarze warunek fundamentalny: nie ma Fizycznie bezkresnej
ciągłości. Jest zawsze i na każdym poziomie skwantowana zmiana.
Jak "w dół" nie ma nieskończonego ciągu drobienia i jest logicznie
najmniejsze z najmniejszych - także "w górę" nie ma nieskończonego
ciągu zdarzeń (wielkości możliwego połączenia jednostek w fakt). I
tym maksymalnym "zbryleniem" w ramach Kosmosu jest "wszechświat".
Czyli w zakresie maksymalnym (powyżej wszechświata) nieskończone z
definicji "pole jednostek logicznych", musi zawierać w sobie stany
przerwy - musi zawierać wszelakie "znaki interpunkcji", jakie tylko
można w zmianę wprowadzić.
Przecież w tak pojmowanym polu będą najróżniejsze zagęszczenia, ta
logiczna ciągłość będzie (jest) Fizycznie kawałkowana.
Dlatego, żeby ją zrozumieć, trzeba tę interpunkcję wprowadzić i nią
operować. Bez tego zrozumienie zjawisk nie jest możliwe.
Czyli, mówiąc inaczej, w opis "maksymalnego pola" (jakby tego teraz
nie definiować) - w ten przedział, którego niezbędnymi elementami są
logicznie nieskończoność-i-wieczność - w ten zakres wprowadzona musi
zostać renormalizacja - i to w sposób szczególny.
Nie na zasadzie, że coś się z opisu redukuje lub wyrzuca - tylko że
trzeba właśnie dodać. Dodać zakres przerwy.
Logiczna interpretacja rzeczywistości, odmiennie niż ma to miejsce
w przypadku fizyka, który nadmiar oddziela od badanego - tu ujęcie
wypracowane przez fizykę, czyli abstrakcja pola-tła, to musi zostać
podzielone na kawałki - na różne stany pośrednie.
Bez takiego zabiegu nie ma żadnej szansy wyodrębnienia wszechświata
z bezkresnej całości. Gdy się tego nie przeprowadzi, to nieskończone
kłopoty interpretacyjne są pewne.
6. Dlatego - ujmując to generalnie - w jedność oraz jedyność Kosmosu,
stanu logicznie maksymalnego i niezbędnego, należy wprowadzić (i to
na zasadzie absolutnie koniecznej) niebywale proste oraz oczywiste
ustalenie: że są rejony mniej lub bardziej zapchane elementami. I że
jest lokalna ilość (gęstość) jednostek czegoś.
Że są w tym przebiegu (o wiecznej i nieskończonej postaci) przerwy,
które oznaczają, że można w kosmicznym tle wyodrębnić wszechświat i
jego chwilowy brzeg - że jest również wieczna zmiana, która posiada
maksymalnie prosty rytm (regułę) - że ta reguła jest niezmienna na
każdym poziomie - że wszelkie tutaj, wewnętrznie rejestrowane jest
tej reguły pochodną - i że to jest zawsze i wszędzie policzalne.
Różnica jest tylko (i wyłącznie) w ilości zagęszczonych jednostek -
reszta zgadza się aż do szczegółów.
Że z takiego zdefiniowania zmiany wyłania się obraz wielu podobnych
do tego światów - że to ciąg nieskończony w sobie, a tylko lokalnie
w wiecznym kołowaniu środkowy i przez to szczególny dla obserwatora
- że to zmusza do umniejszenia zakresu wszechświata do punktu, tak
praktycznie do punktu, a na pewno jednego z wielu zdarzeń (w ramach
nieskończoności-wieczności wielu podobnych) - że to łączy w sobie
wszelkie podejścia do rzeczywistości, które zostały wypracowane w
trudzie, czasami w dramatycznym zrywie - że to jednoczy wszystkie,
tak pozornie konkurencyjne ujęcia - że to kończy budowanie obrazu
tego Wszystkiego? ...
Prawda.
cdn.
Janusz Łozowski